Podsumowanie 2019 roku: zagraniczne płyty (10-1)

Zestawienie najlepszych zagranicznych płyt, jakie ukazały się w 2019 roku. Oto finałowa dziesiątka.

10. Christian Scott aTunde Adjuah „Ancestral Recall” (Ropeadope Records)
Z trębaczem i jego płytami w podsumowaniach roku spotykamy się regularnie (2. miejsce w 2015 roku, 3. dwa lata później). To, że za każdym razem jego twórczość pojawia się na niższych pozycjach, nie jest wynikiem gorszej dyspozycji muzyka. Wręcz przeciwnie – „Ancestral Recall” to zdecydowanie najlepsza z dotychczasowych pozycji w jego dyskografii, jednak pomimo wszechobecnej opinii o niższym poziomie światowej muzyki, kolejne lata dostarczają tak dużo ciekawych dźwięków, że nawet tak utalentowany człowiek, jakim jest Christian Scott, nie jest wstanie oprzeć się temu naporowi. Scott ponownie wciela się w dyrygenta-szamana, który prowadzi swój zespół przez mistyczną krainę brzmień zakorzenionych w afrykańskiej tradycji. Trąbki, jeśli popatrzymy wstecz na poprzednie dokonania jazzmana, jest tutaj naprawdę mało, co odczytywać można jako ciągłą ewolucję samego muzyka i jego postrzegania zagadnień kompozycyjnych. [Bandcamp]

9. Chiminyo „I Am Chiminyo EP” (Gearbox Records)
Londyński perkusista i producent Tim Doyle prezentuje swoją solową muzyczną wizytówkę zawierającą trzy utwory, z których każdy jest odmienny od pozostałych i wyróżnia się na tyle, że ewentualna uwaga o różnorodności materiału nie będzie w żadnym wypadku przesadą. Otwierający wszystko „We’ll Never Know” to porcja ciężkiej perkusji i soczystego basu, które uzupełnione są o ciekawą elektronikę. Perkusja o takim natężeniu powraca co prawda w drugim na trackliście „Kandy Lanx” z tą małą różnicą, że poprzedzona jest wolniejszym wstępem, stopniowanym napięciem i ujęta w ramy bardziej house’owej produkcji. Zaprezentowane na finał „Dharma Bodies” to kompozycja mocno inspirowana kulturą indyjską i tamtejsza mantrowością. [Bandcamp]

8. Kim Gordon „No Home Record” (Matador Records)
Nie wiem czy bardziej chodzi o to, że Kim Gordon nagrała solową płytę, czy po prostu zaproponowany materiał jest faktycznie ciekawy, ale „No Home Record” zasługuje na pierwszą dziesiątkę zestawienia najlepszych płyt minionego roku. Była członkini Sonic Youth stawia na eksperyment i mieszanie gatunków. Zabawa dźwiękami jest tutaj ewidentna, wręcz nieskrępowana. Słuchając takich numerów, jak chociażby rapowane „Paprika Pony”, krzykliwe „Don’t Play It Back” i „Sketch Artist”, gdzie głos wokalistki został przepuszczony przez elektroniczne faktury, od razu wiadomo, że Gordon w żadnym wypadku nie kalkulowała przy nagrywaniu kolejnych numerów. [Spotify]

7. Africa Express „EGOLI” (Africa Express Records)
Przy zespołach Blur i Gorillaz projekt Africa Express, za którym także stoi Damon Albarn, traktowany jest przez słuchaczy trochę po macoszemu. To błąd, ponieważ po zastanowieniu okazuje się, że czas spędzany na eksploracji afrykańskich brzmień jest najciekawszym, czego Anglik dokonał na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Owszem, mariaż kultury Zachodu z Afryką nie jest niczym odkrywczym (wystarczy prześledzić tę listę), ale przy utrzymaniu odpowiednich proporcji i właściwym „zabraniu się za temat”, efekt końcowy ma szansę okazać się pozytywny. W przypadku czwartej płyty Africa Express mówić można wyłącznie o dobrym zakończeniu. „EGOLI”, podobnie jak poprzednie albumy zespołu, przyjmuje formę kompilacji, na której nie dominuje żaden gatunek muzyczny. Osiemnaście piosenek nie wprowadza zamieszania. Materiał jawi się jako dopracowany i sensownie poukładany. Oprócz klubowych i odchodzących w stronę elektronicznego popu piosenek („City In Lights” i wyciągnięte niczym z pierwszej płyty Gorillaz nagranie „Become The Tiger”,), pojawiają się tutaj również momenty rapowe („No Games”, „Twirl”), hołdujące klasyce r&b („Morals”), a także czarnolądowemu rytmowi („Africa To The World”, „The River”), wschodnioafrykańskiemu folkowi („Absolutely Everything Is Pointing Towards The Light”) i czemuś, co zlokalizować będzie najłatwiej w miejscu, gdzie mieszają się wpływy europejskiego disco i frywolnej muzyki z krajów afrykańskich („Mama”, „The Return Of Bacardi”). [Bandcamp]

6. Jay Som „Anak Ko” (Polyvinyl/Lucky Number)
Drugi materiał Jay Som był na tyle interesujący, że zdecydowałem się zaliczyć go do najlepszych zagranicznych płyt 2017 roku. Na kolejnym albumie posiadająca filipińskie korzenie wokalistka podąża tą samą drogą, co kilka lat temu. I chociaż pracując nad „Anak Ko” Jay Som mogła liczyć już na zespół z prawdziwego zdarzenia (poprzednie płyty nagrywała samodzielne w sypialni), muzycznie zestaw piosenek wciąż utrzymany jest w cichej, lekko wycofanej stylistyce. Som cały czas wskazuje na fascynację latami osiemdziesiątymi, shoegaze’em oraz dream popem, podnosząc jednak poprzeczkę. Dobitnie słychać, jaki progres na przestrzeni ostatnich lat poczyniła sama artystka – szczególnie w kwestii produkcji i trudnego fachu, jakim niewątpliwie jest songwriting. [Bandcamp]

5. Ezra Collective „You Can’t Steal My Joy” (Enter The Jungle)
Przykład na to, że młoda scena jazzowa w Wielkiej Brytanii jest przejmowana (z dobrym skutkiem) przez artystów, których muzyczne fascynacje nie skupiają się tylko na klasyce gatunku, ale brzmieniach odleglejszych (przynajmniej geograficznie, bo mentalnie bliższym niż może się nam wszystkim wydawać). Ezra Collective stawiają na karaibski vibe połączony z londyńską multikulturowością, filtrując to wszystko przez soulową wrażliwość i jazzowe wariacje na tematy wszelakie. Pomysłem na przełamanie instrumentalnej dominacji są utwory z gościnnym udziałem Loyle’a Carnera w rapowym „What Am I To Do?” oraz Jorji Smith w neo-soulowym „Reason In Disguise”. A jeśli komuś będzie mało, gospodarze na sam koniec proponują efekt współpracy z grupą Kokoroko w postaci kompozycji „Shakara”, jaką Fela Kuti w oryginale zaprezentował w latach siedemdziesiątych. [Spotify]

4. Nick Cave and the Bad Seeds „Ghosteen” (Ghosteen Ltd. / Bad Seed Ltd.)
Nick Cave wciąż w żałobie. Wokalista dalej nie widzi światła w tunelu, jego głowę spowija ciemność, a żal przeszywa go na wskroś. Aż dziw, że gość gra te numery na żywo, chłostając się ciągle duchowo, emocjonalnie i mentalnie. Przecież każdorazowe wykonanie to kolejne rozdrapywanie ran i posypywanie ich solą, co równa się ze swego rodzaju sadomasochizmem, a to raczej nie jest zdrowe (zarówno dla ciała, jak i umysłu). Ale przy tym wszystkim, przy cierpieniu Cave’a, my, słuchacze, odczuwać możemy radość, bo nowa płyta – chociaż treściowo niemalże identyczna jak poprzednia – jako całość brzmi pięknie. Teksty – mroczne, przepełnione bólem, rozdzierające – idealnie współgrają z oszczędną muzyką, przejmującym tembrem głosu Amerykanina i jego melorecytacją (bo do śpiewu jest mu przecież daleko). [Spotify]

3. Afrosideral „El Olimpo de los Orishas” (Wonderwheel Recordings)
Magiczna płyta nagrana w hołdzie dla kultury i ludu Joruba, za którą odpowiada – żeby było jeszcze bardziej multikulturowo – kubański producent i multiinstrumentalista Kumar Sublevao-Beat (wraz z zespołem). Siedem kompozycji utrzymanych zostało w stylistyce muzyki elektronicznej z elementami brzmienia afrykańskiego. Mantrowe, momentami niemalże modlitewne frazy przenikają się z dubowymi dźwiękami i klubowym vibe’em. Rytmikę, która jest fundamentem zarówno dla afrykańskiego folkloru, jak i utworów muzyki elektronicznej, zawdzięczać możemy finezyjnemu połączeniu charakterystycznych dla kultury zachodniej Afryki instrumentów perkusyjnych oraz selekcji sampli użytych do stworzenia kolejnych melodii. [Spotify]

2. Sampa the Great „The Return” (Ninja Tune)
Wydawanie dzisiaj płyty mającej prawie osiemdziesiąt minut może być postrzegane jako niepoważne. Tym bardziej, jeśli mamy do czynienia ze studyjnym debiutem. Sampa the Great zdecydowała się jednak na ten ruch, a włodarze Ninja Tune pomysł ten poparli. Nie ma się jednak czemu dziwić, ponieważ „The Return” to materiał, o którym za kilkanaście lat będziemy mówić i pisać jako o jednym z najlepszych w drugiej dekadzie XXI wieku. Charyzma (osadzona nieco w egoizmie, co dla wielu gwiazd rapu było przecież w przeszłości atrybutem nie do przeceniania), umiejętność odnalezienia balansu między staroszkolnym a współczesnym brzmieniem plus wielość odwołań do jazzu, soulu i plemiennych dźwięków rodem z Afryki i Australii – to tylko niektóre cechy, jakie przypisać można urodzonej w Zambii artystce. Z kolei największą siłą płyt jest jej równy poziom. Nie mamy do czynienia z dwoma singlami uzupełnionymi o kilka utworów. To album pełen wartościowych numerów, z których każdy znajdzie swojego zwolennika. Materiał, przy słuchaniu którego nie powinno używać się przycisku skip+. [Bandcamp]

1. Hejira „Thread Of Gold” (Lima Limo Records)
Płyta nie jest tylko kolejnym tytułem wpisanym do dorobku zespołu, którym będzie można się chwalić, czymś, co umożliwi organizację trasy koncertowej, a tym samym zarobienie dodatkowych pieniędzy na biletach i gadżetach typu koszulki z logo bandu. „Thread Of Gold” ma przede wszystkim wartość emocjonalną. Jest bowiem swego rodzaju pamiętnikiem z odkrywania i potwierdzania tożsamości z kulturą, z jaką być może Rahel Debebe-Dessalegne do tej pory czuła więź, ale nie miała tak naprawdę pojęcia, na ile może nazywać siebie częścią etiopskiej tradycji. [cała recenzja // Bandcamp]

Podsumowanie 2019 roku:
zagraniczne płyty 10-1
zagraniczne płyty 20-11
zagraniczne płyty 30-21
zagraniczne płyty 40-31
zagraniczne płyty 50-41
najlepsze utwory
najlepsze książki
polskie płyty 10-1
polskie płyty 20-11
polskie płyty 30-21
polskie płyty 40-31
polskie płyty 50-41

*** *** *** *** ***

Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera. Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Instagramie i Twitterze.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.