Podsumowanie 2019 roku: zagraniczne płyty (30-21)

Zestawienie najlepszych zagranicznych płyt, jakie ukazały się w 2019 roku. Oto miejsca od 30. do 21.

30. A. Billi Free & Tensei „I Luma” (Tokyo Dawn Records)
Debiutancki materiał A. Billi Free powstały we współpracy z chicagowskim producentem tworzącym pod pseudonimem Tensei. „I Luma” to mieszanka delikatnego r&b przepełnionego wrażliwością neo soulu i wspomaganego – dla kontrastu – przez funkowy groove. Album jest mocno nastawiony na wspomnianą stylistykę, ale na pewno nie można nazwać go pod względem brzmienia jednolitym. Numery, takie jak „Bold Heart” czy „Rushing In”, wzbogaca energiczna perkusja oraz ciepła melodia syntezatorów. We „Ftontier” producent proponuje dodatkowo elektroniczną melodię z dobrą pracą perkusji i instrumentów dętych. Uwagę zwraca również utwór „Flourish”, w którym Free śpiewa wyłącznie przy akompaniamencie grającego klarnecisty, pokazując tym samym swoje duże umiejętności zarówno w kwestii wokalu, jak i rytmiki. [Bandcamp]

29. Noya Rao „Owls” (Gondwana Records)
Druga płyta (tym razem epka) zespołu z Leeds, dla której inspiracją była podróż do Japonii. Cztery zaprezentowane utwory utrzymane są w tanecznej stylistyce, co niekoniecznie wiąże się z dużym tempem każdego z nich. Otwierający wszystko numer „Talk” hipnotyzuję popowo-klubowym vibem, wciągając słuchaczy do wspólnej zabawy. Ledwo trzyminutowa piosenka „Away” brzmi jakby żywcem wyjęta z debiutanckiego krążka sprzed dwóch lat, będąc mieszanką lekkiej elektroniki, wpływów hip-hopu i zahaczającego o psychodelię soulu. Delikatny kobiecy wokal nadaje zmysłowości i ciekawie łączy się z warstwą muzyczną. „Eyes” wypada na tym tle najsłabiej, ale nie jest też zupełnie bezwartościowym elementem. Na pochwałę zasługuje tłusta ścieżka perkusyjna. Tytułowy utwór, który zamyka epkę, jako jedyny w tym zestawie posiada słyszalne wpływy Azji w kwestii brzmienia, ale także liryki (przytłaczająca metropolia, pragnienie ucieczki z niej, ukrywanie się za dnia i niczym sowy nabieranie chęci do życia w czasie nocnym). [Bandcamp]

28. EXEK „Some Beautiful Species Left” (SDZ Records)
Na nowej płycie australijskiego zespołu nie uświadczymy wielu muzycznych innowacji w stosunku do poprzednich krążków. To wciąż mieszanka psychodelicznego rockowego grania, gdzie kierunek wyznaczają inspiracje latami sześćdziesiątymi (krautrock), brudnym noisem i garażowym dubem. Oczywiście można na siłę szukać argumentów za nijakością takiego połączenia, tylko panowie zrobili psikusa i nagrali osiem dopracowanych numerów, gdzie do wspomnianych już gatunków dołożyli elementy rytmiczne kojarzone z klasycznymi aranżacjami, a nawet hip-hopem. Grupa EXEK wystąpi dzisiaj w warszawskim klubie Pogłos, a jutro w Szczecinie w lokalu Storrady. [Bandcamp]

27. Lafawndah „Ancestor Boy” (Concordia)
Teksty śpiewane między innymi w językach angielskim, francuskim i swahili (różnorodność nie powinna dziwić, bowiem wokalistka nie dość, że ma irańskie i egipskie korzenie, to silny wpływ na jej ukształtowanie miały Meksyk, Paryż i Nowy Jork, w którym aktualnie mieszka) poruszają wątki dobrze znane, ale wciąż będące swego rodzaju studnią bez dna. To, co na „Ancestor Boy” wybija się na pierwszy plan, to brak prostoty i popadnięcia w schematy. Materiał – przy jednoczesnym wymieszaniu popowego brzmienia z muzyką elektroniczną (ambient, wszelkiego rodzaju eksperyment), wpływami world music i stylistyki modern r&b – nabiera swej głębi dzięki niezwykle sprawnemu żonglowaniu rytmem – raz chaotycznym, by za moment ukoić słuchaczy idealnym, miarowym wzorcem. [Spotify]

26. Kokoroko „Kokoroko” (Brownswood Recordings)
Pojawili się na składance „We Out Here”, o której pisałem tutaj, teraz prezentują własny materiał na epce. Cztery utwory są idealnym przykładem tego, co we współczesnej londyńskiej scenie jazzowej najlepsze – otwartość na brzmienia, które są odzwierciedleniem wielokulturowego świata angielskiej stolicy. Afro beat przeplatany nastrojowymi wstawkami organów, gitary elektrycznej (świetny, zamykający płytę utwór „Abusey Junction”, który umieszczony został na wspomnianej kompilacji) oraz trzyosobowej sekcji dętej, której lideruje trębaczka Sheila Maurice-Grey. Liczba członków, a jest ich w sumie ośmiu, sprawia, że brzmienie prezentowanych utworów rozrasta się momentami do małej orkiestrowej formy, a sami muzycy – takie przynajmniej odniosłem wrażenie – oddają się grze niemal jak w trakcie jam session lub frywolnej improwizacji (otwierająca wszystko kompozycja „Adwa” i partia saksofonu) [Bandcamp].

25. Kingsley Ibeneche „Realms EP” (Astro Nautico)
Ciekawa propozycja, której fundament stanowią soulowe melodie przeplatane brzmieniem saksofonu o jazzowych inklinacjach oraz ciepłym, miękkim męskim wokalem. „Realms EP” to materiał jawiący się jako zestaw sześciu bardzo osobistych numerów, które powstały w wyniku inspiracji wokalisty muzyką soulową oraz religijną, a także melodiami wpływającymi na artystę jako tancerza (Ibeneche trudni się bowiem tymi profesjami jednocześnie). Jeśli szukać w muzyce emocji to tylko na takich płytach. [Bandcamp]

24. Ibibio Sound Machine „Doko Mien” (Merge Records)
Mieszanka muzyki afrykańskiej i brzmień tzw. Zachodu nie jest w przypadku projektu Ibibio Sound Machine wielkim zaskoczeniem. „Doko Mien” nie wyłamuje się więc w tej kwestii poza przyjęty kanon, jest jednak materiałem jeszcze lepszym niż dwa poprzednie krążki sygnowane nazwą zespołu. Jedenaście utworów, jakie znajdziemy na albumie, przybrało w prawdzie bardziej mainstreamowy styl niż poprzednie płyty, ale zaznaczyć trzeb, że wpływ na to ma większa ilość elektroniki wpleciona do melodii kolejnych numerów. Jest więc bardziej pop niż afro, co w żadnym wypadku nie wpływa na jakość nagrań i przyjemność obcowania z nimi. Radość niosą przede wszystkim duże dawki funkowego groove’u, elementy post-punku (brudne gitary), stylistyka disco, elektroniki (w końcu mamy do czynienia z muzykami, na wychowanie których wpływ miały londyńskie kluby) i r&b. O afrykańskich korzeniach zapomnieć nie dają nie tylko aranże poszczególnych piosenek, ale także charakterystyczne partie wokalu liderki grupy, Eno Williams. [Bandcamp]

23. Mabel „High Expectations” (Polydor Records)
Mabel jest typową przedstawicielką swojego pokolenia – młodych ludzi, których pewność siebie jest często wartością na pokaz. W utworach „Mad Love” i „Don’t Call Me Up” piosenkarka pozuje na nieco wredną i zuchwałą dziewczynę z sąsiedztwa, która „częstuje” panów środkowym palecem, przejmując przy okazji kontrolę nad życiem swoim i tego, który aspiruje do bycia jej partnerem. Podobne wrażenie można odnieść po wysłuchaniu „Bad Behaviour” (utwór inspirowany muzyką r&b z przełomu wieków). Z odwrotną sytuacją mamy do czynienia w „OK (Anxiety Anthem)”, gdzie Mabel zdradza swoje wewnętrzne niepokoje, a dość przytłaczający tekst mocno kontrastuje z letnim i lekkim brzmieniem, za które odpowiada MNEK, opartym na fortepianowej partii „I Belong To Me” (poruszający utwór-motywator dla tych, którzy uważają, że po rozstaniu stracili część siebie) oraz „We Don’t Say…” (popowa piosenka z narkotycznym brzmieniem wyjętym żywcem z pierwszej płyty The Weeknd). [Spotify // cała recenzja]

22. Iggy Pop „Free” (Caroline International)
Miał kończyć karierę, tymczasem nagrał jedną z ciekawszych tegorocznych płyt. Pełną ironii, żartów, czasami sprośnych tekstów i puszczania oka do odbiorców. Chciałoby się rzec: „Cały Iggy Pop”, ale to przecież oczywiste. Hedonistyczne podejście do świata, które zastąpiło depresyjne wątki, i wolność w każdym możliwym aspekcie – to nowa płyta gwiazdy rocka, o której trudno jest mi napisać coś złego. Pop sięga po poezję, którą recytuje, a także po aranżacyjne elementy zaczerpnięte z jazzu, które oddalają materiał od gitarowych i punkowych korzeni (co akurat w przypadku siedemdziesięciolatka nie jest wcale głupim pomysłem). Do tego trochę ambientowego i elektronicznego grania, które uwypukla tylko spokojne tony dominujące na płycie. [Spotify]

21. Skinny Pelembe „Dreaming Is Dead Now” (Brownswood Recordings)
Jeśli szukacie w muzyce czegoś, co zwykło się nazywać dźwiękowymi pejzażami, zachęcam do sięgnięcia po debiutancki materiał angielskiego artysty tworzącego pod pseudonimem Skinny Pelembe. Chociaż mieszkający w Doncaster muzyk swoje korzenie zawdzięcza kulturze hip-hopowej (projekt The Beaus), dźwięków tożsamych z rapem znajdziemy tutaj najmniej. Najmocniej wpływy te słyszalne są w numerze „Spit/Swallow”, jednak nie można też jednoznacznie stwierdzić, że Pelembe odciął się od swoich wcześniejszych zainteresowań. Wręcz przeciwnie – to właśnie praktyka tworzenia bitów i odpowiednie opanowanie żonglerki samplami sprawiło, że stopa i werbel brzmią w poszczególnych utworach delikatnie, zarazem wyraźnie naznaczając rytmikę kolejnych numerów, pozwalając miarodajnie płynąć słuchaczowi razem z muzyką. Drone music, dub, soul, nu jazz, a nawet lekka nuta psychodelii na wysokim poziomie. [Bandcamp]

Podsumowanie 2019 roku:
zagraniczne płyty 10-1
zagraniczne płyty 20-11
zagraniczne płyty 30-21
zagraniczne płyty 40-31
zagraniczne płyty 50-41
najlepsze utwory
najlepsze książki
polskie płyty 10-1
polskie płyty 20-11
polskie płyty 30-21
polskie płyty 40-31
polskie płyty 50-41

*** *** *** *** ***

Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera. Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Instagramie i Twitterze.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.