Zestawienie najlepszych zagranicznych płyt, jakie ukazały się w 2019 roku. Oto miejsca od 40. do 31.
40. Black Pumas „Black Pumas” (ATO Records)
Nie da się ukryć, że siła napędowa tego albumu tkwi w nostalgii. To kierowani nią słuchacze sięgną z ochotą po nagrania Black Pumas, w których słychać echa muzyki soul sprzed kilku dekad. „Black Pumas” to materiał przepełniony dobrymi melodiami opartymi głównie na klimatycznej gitarze („Know You Better”, „Touch The Sky”), gdzie swoje tak zwane pięć minut otrzymują również inne instrumenty, jak perkusja (delikatna, ale wnosząca do „OCT 33” najwięcej), smyki, klawisze (charakterystyczne dla soulu i muzyki gospel organy w „Colors). [Bandcamp]
|
39. Ese & The Vooduu People „Up In Smoke” (Gearbox Records)
Tym materiałem londyńska grupa potwierdziła, że pokładane w niej nadzieje miały podstawy. Muzycznie nie jest to coś, co zrewolucjonizuje współczesną scenę. Soulowe kompozycje oparte na rockowej gitarze i funkowym basie nie są dzisiaj w stanie już nikogo zaskoczyć, jednak rasowość tych nagrań sprawia, że od „Up In Smoke” trudno się uwolnić. Pobrzmiewają w tym echa Hendrixa spotykające się z wpływami takich twórców, jak Erykah Badu i Amy Winehouse. Punkowa energia i garażowa szczerość skrzyżowane zostały z przebojowością rhythm and bluesa. I mikstura ta ma moc, jakiej, przynajmniej ja, szukam w muzyce. [Bandcamp]
|
38. Lizzo „Cuz I Love You” (Nice Life)
Lizzo dobrze radzi sobie w rapowanych formach, jeszcze lepiej wypada w utworach śpiewanych. Mogłaby wykorzystać talent i bez większego wysiłku nagrać płytę, której słuchaliby wszyscy, a jej ciężar gatunkowy nie zmuszałby nikogo do zatrzymania się i przemyślenia kilku spraw. Artystka zrobiła jednak inaczej. Owszem, nagrała płytę, która trafiła do sporego grona odbiorców, a ci przyjęli ją raczej ciepło (mam na myśli głównie rynek amerykański), jednak jej treść nie była już lekkostrawna. Lizzo uczy innych dystansu do świata i siebie, tolerancji dla inności i zrozumienia drugiego człowieka. Czasami dowali bezpośrednio, czasami posłuży się metaforycznym przykładem. Bez względu na wybór drogi, efekt i tak zostaje osiągnięty. [Spotify]
|
37. Ronnie Burrage and Holographic Principle „Dance of the Great Spirit” (Truth Revolution Records)
Ciekawa płyta projektu, którego liderem jest perkusista Ronnie Burrage, a członkiem polski pianista jazzowy Michał Wierba. „Dance of the Great Spirit” to typowy współczesny materiał jazzowy, na którym artyści nie trzymają się jednolitej stylistyki. Lubią improwizować, romansować z elektroniką, pójść w stronę muzyki gospel, by za chwilę czerpać również z tradycji afroamerykańskiej kultury. Wciągające, ale pozostawiające jednocześnie pierwiastek niedosytu. [Bandcamp]
|
36. Evadney „Sold Love, Sold EP” (Black Acre Records)
Debiutancki materiał wokalisty i producenta z Brighton skupia się na uczuciach towarzyszących wewnętrznym zmaganiom ze swoją seksualnością oraz wyzwalającym aspekcie związanym z odnalezieniem swojego miejsca na świecie, a tym samym zaprzestaniu tkwienia w pozycji swoistego outsidera. Piosenki zawarte na epce to nośniki dużej dawki melancholii, smutku i żalu (kto wie, może nawet lekko przesiąkniętego złością?), które finalnie przekładają się na bardzo stonowane melodie, na tle których głos Evadneya brzmi bardzo sensytywnie, sentymentalnie i rzewnie (ale nie płaczliwie). [Youtube]
|
35. J.Lamotta „Suzume” (Jakarta Records)
Zaproponowana przez artystkę mieszanka soulu, funku, r&b, jazzu, world music, a nawet rapu daje niezwykle pożywny koktajl dźwięków, które potrafią zarówno ukoić skołatane nerwy, jak i pobudzić neurony do pozytywnego działania. Ciepły vibe płynący z głośników to przede wszystkim zasługa tzw. żywych instrumentów (m.in. dęciaki, skrzypce, wiolonczela, sekcja rytmiczna). To one wespół z przemyślaną produkcją, która nie wypaczyła idei ich zastosowania, stanowią duży procent finalnego sukcesu tego materiału. [Spotify]
|
34. Sleaford Mods „Eton Alive” (Extreme Eating)
Angielski duet po swojemu traktuje współczesne realia bez taryfy ulgowej. I tutaj, jak recenzencka praktyka głosi, powinienem wymienić wszystkie cele ataków pojawiające się w tekstach Jasona Williamsona, ale krócej będzie chyba napisać, komu i/lub czemu się nie obrywa. Punkowa tradycja jest bardzo wyczuwalna, chociaż całości przyświeca już raczej post-punkowa rewolta – muzycznie naznaczona elektroniką tworzoną na automacie perkusyjnym, który przywołuje czasy chociażby formacji Beastie Boys. Płyta wypełniona społecznymi tekstami naszpikowanymi obawami o przyszłość (głównie pobrexitowej Wielkiej Brytanii, której obraz jest swoistą metaforą zachodniego świata w XXI wieku) oraz żalem w stosunku do różnych grup mających wpływ na cały ten kram. [Spotify]
|
33. Dabeull „Intimate Fonk” (Roche Musique)
Dabeull za pomocą syntezatora pragnie przenieść słuchaczy do lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, tworząc utwory w najbardziej zbliżony sposób do tego, jak robiono to wówczas, ale z wiedzą o muzyce, jaką można posiadać żyjąc w XXI wieku. Czy to recepta na sukces? Tak. Funkowy groove lekko, ale bardzo rytmicznie sączy się z głośników, oscylując w przedziale pomiędzy zmysłowym i pościelowym brzmieniem („Love You So Much”) a parkietowymi killerami („You & I”, „Dr Fonk”). Nie umniejszając francuskiemu producentowi, bez udziału gości (wokalnych, m.in. Holybrune, Jordan Lee; i didżejów Rude Jude’a i Rusha Davisa) niewiele by się udało. To oni dopełnili utwory funkowym uczuciem, które w samą muzykę tchnęło życie. [Spotify]
|
32. Theon Cross „Fyah” (Gearbox Records)
„Fyah” to materiał, dla którego nadrzędnym instrumentem jest tuba lidera. Cały szkopuł w tym, że jej dźwięk został podany w takich proporcjach i takiej otoczce, która do minimum ogranicza ewentualne zmęczenie, jakie mogło pojawić się przy nadmiarze tubowych zadęć. Cross, jak na przedstawiciela londyńskiego multi-kulti, w swoich kompozycjach nie zapomina o wpływach afro beatu i calypso, pozostawiając miejsce dla klasycznych jazz-rockowych zagrań (gitara w „CIYA”) czy improwizacyjnych i free jazzowych fragmentów (najkrótsze, zamykające płytę, ale obdarzone największą dawką energii nagranie „LDN’s Burning”). [Bandcamp]
|
31. Mike Patton & Jean-Claude Vannier „Corpse Flower” (Ipecac Recordings)
Filmowa, wręcz teatralna płyta Mike’a Pattona, którego charakterystyczny głos (wzmocniony aktorskimi chwytami) robi jeszcze większe wrażenie niż dotychczas. Świdruje, wgryza się, powolnie rozrywa duszę na kawałki. Lider Faith No More pokazuje się tu z zupełnie innej strony. Niektórzy uznają to zapewne za żart, dla innych będzie to przejaw czystego artyzmu. Dla mnie to po prostu dobra płyta, na której wokalista dzięki współpracy z kultowym francuskim kompozytorem dotarł do twórczego miejsca, o którym do tej pory nie miał raczej pojęcia. [Bandcamp]
|