Justin Timbarlake – Futuresex / Lovesounds.
W obecnej dobie nachalnego i obrzydliwego ‚anal popu’ trudno o album, który byłby jednocześnie mainstream’owy, dobry, taneczny i hipnotyzujący. Jeżeli do tego wszystkiego dodamy fakt, że jego twórcą ma być wokalista, który przez lata swojej muzycznej ‚szczenięcości’, zabawiał w jednym z najbardziej obciachowych zespołów wszech czasów, to mamy swego rodzaju mission impossible.