Justin Timbarlake – Futuresex / Lovesounds.

W obecnej dobie nachalnego i obrzydliwego ‚anal popu’ trudno o album, który byłby jednocześnie mainstream’owy, dobry, taneczny i hipnotyzujący. Jeżeli do tego wszystkiego dodamy fakt, że jego twórcą ma być wokalista, który przez lata swojej muzycznej ‚szczenięcości’, zabawiał w jednym z najbardziej obciachowych zespołów wszech czasów, to mamy swego rodzaju mission impossible.

Czytaj dalej „Justin Timbarlake – Futuresex / Lovesounds.”

Lisa Germano – In The Maybe World.

Zawsze zastanawiało mnie, co jest powodem tego, że jedna wokalistka ze wspaniałym warsztatem wokalnym i pięknymi kompozycjami jest stawiana na piedestale jako wybitna artystka, a inna musi wciąż chować się w cieniu koleżanek po fachu i pozostawać niedoceniana, mimo swojego równie wielkiego (a może nawet większego?) talentu muzycznego. Tak właśnie jest z Lisą Germano.

Czytaj dalej „Lisa Germano – In The Maybe World.”

Lauryn Hill – The Miseducation Of Lauryn Hill.

Zawsze z pewną obawą recenzuję płyty, które przez lata zdążyły wejść już do kanonu muzyki jako legendarne, ponadczasowe, niezwykłe. Ten debiutancki album byłej (niestety) członkini zespołu The Fuuges, zawędrował bowiem na sam szczyt. Drugie miejsce na liście Entertainment Weekly, czołówka Billboardu, miliony sprzedanych egzemplarzy, pięć nagród Grammy. Ciągle zastanawiam się, jak ta drobna Afroamerykanka z wielkim głosem i jeszcze większym sercem mogła tego dokonać.

Czytaj dalej „Lauryn Hill – The Miseducation Of Lauryn Hill.”