Najważniejsza polska rockowa piosenka przełomu wieków?

Zespół Myslovitz w trakcie koncertu na Juwenaliach Krakowskich 2010 (foto: KSAF AGH Krakowska Studencka Agencja Fotograficzna AGH; Wikimedia Commons, licencja Creative Commons 2.0)
Tydzień temu, przypominając utwór „My Generation”, pisałem o tym, że piosenka zespołu The Who stała się swoistym hymnem pokolenia lat sześćdziesiątych, które w Wielkiej Brytanii w większości stanowili młodzi ludzie należący do subkultury Modsów. Polska w swojej historii również miała numery, z którymi utożsamiały się kolejne generacje i środowiska. Wystarczy wspomnieć „Mury” Jacka Kaczmarskiego, „Autobiografię” lub „Chcemy być sobą” Perfectu, „Dziwny jest ten świat” Czesława Niemena, a także „Jeszcze Polska” Kazika Staszewskiego. Tego typu lista mogłaby być o wiele dłuższa, ale nie o to w tym momencie chodzi. W przypadku kontynuowania wyliczania, na pewno w zestawieniu uwzględniłbym piosenkę „Długość dźwięku samotności” zespołu Myslovitz.
Wspominam o tym nieprzypadkowo, ponieważ jutro, 22 października, miną dokładnie dwie dekady od ukazania się czwartej studyjnej płyty zespołu, którego do 2012 roku liderem i wokalistą był Artur Rojek. Krążek „Miłość w czasach popkultury”, na który złożyło się dwanaście piosenek, do dzisiaj stanowi kwintesencję twórczości mysłowickiej kapeli oraz jest bardzo dobrym przykładem na to, jak brzmiała wartościowa wersja polskiego rocka końca lat dziewięćdziesiątych (dla wielu – schyłkowej ery tego gatunku). Album dzisiaj ma już status kultowego (szczególnie dla mojego pokolenia, które na przełomie wieków, jako nastolatkowie, na poważnie zaczynało słuchać muzyki, a tego typu tytuły wywarły mocny wpływ na ówczesne oraz późniejsze wybory w temacie szeroko pojętej sztuki), a fakt, że wciąż nie doczekał się reedycji w wersji CD (nie licząc tej dwupłytowej sprzed dziesięciu lat) sprawił, że pierwsze wydania osiągają na aukcjach internetowych kwoty nawet czterystu i więcej złotych.
Rojek i Myslovitz w 1999 roku zaprezentowali płytę wypełnioną muzycznymi kartkami z dziennika introwertyka, romantyka i indywidualisty wyobcowanego w świecie tytułowej popkultury; płytę, z której teksty doczekały się wielu niewybrednych żartów, jednocześnie cytowanych przez tysiące Polaków niemalże z pamięci. Dlaczego album osiągnął tak niebywały sukces? Wszystko przez uniwersalizm słów i układanych z nich zdań. „Długość dźwięku samotności”, pierwszy singiel promujący materiał, ponadczasowość tę wyraża zdecydowane najwyraźniej. (MAK)
*** *** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera. Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Instagramie i Twitterze.
Liceum. Warszawski Empik. Na dziale muzycznym trwały metalowe łowy, a z głośników sklepowych cztery piosenki na krzyż w kółko – „Smooth” Santany, „In my secret life” Cohena, Buena Vista Social Club i „Długość…” mysłowitczan. Takie wspomnienia :)
PolubieniePolubienie