Krótka piłka #444: „Blood Red Roses”, „Dare”, „Nasir”

Miały być trzy płyty na czwórkę, ale nie wyszło.

Rod Stewart „Blood Red Roses”
(2018; Universal)
Jeśli lubisz dotychczasową twórczość Roda Stewarta, ta płyta zostanie z tobą na długo. Jeśli znasz – nawet pobieżnie – dotychczasową twórczość Roda Stewarta, ta płyta niczym cię nie zaskoczy. „Blood Red Roses” jest bowiem albumem przewidywalnym, idealnym wycinkiem z dorobku wokalisty z tą jednak różnicą, że materiał ten nie posiada ani jednego kandydata na przebój, na którym można by oprzeć jego promocję. Wyszła z tego pop-rockowa papka, z którą w 2018 roku człowiek zwyczajnie nie ma ochoty obcować. Płyta jest porządnie wyprodukowana, „zamaszyście” – z myślą o amerykańskim rynku, jednak w zasadzie nic z tego nie wynika. Całość zlewa cię w długą piosenkę, do której nie chce się wracać. W porównaniu z innym seniorem, McCartneyem, Stewart i jego nowe wydawnictwo wypada po prostu blado.

Kamp! „Dare”
(2018; Agora)
Przyznam szczerze, że umknęła mi wrześniowa premiera nowej płyty projektu Kamp!, a szkoda ponieważ to całkiem przyjemna mikstura lekkiego elektronicznego brzmienia z wstawkami cięższego kalibru (chociażby wszędobylskich teraz trapów). Hasłem nadrzędnym „Dare” jest przyswajalność, a więc coś, czego moim zdaniem brakowało w ostatnich poczynaniach zespołu. Proszę, nie utożsamiajcie tylko przyswajalności tej z niskim poziomem nagrań, które stworzone zostały pod kątem słuchacza, dla którego jakość nie jest istotna. Kamp! zadbał o wszystko tak, jak trzeba, serwując mieszankę utworów tanecznych oraz bardziej stonowanych, oddając jednocześnie najbardziej równy materiał w dorobku. Jedenaście numerów, z których każdy mógłby być singlem.

Nas „Nasir”
(2018; Mass Appeal/Def Jam)
Nas zawsze przyciągał, chociaż nigdy nie był raperem wybitnym. OK, był na debiutanckiej płycie, ale później jakoś mu nie wychodziło. Oczywiście wielu chciałoby, aby im nie wychodziło chociażby w połowie tak, jak reprezentantowi Nowego Jorku, ale faktem jest, że w dyskografii Nasa wybija się jedna pozycja, a później długo, długo nic. Teraz raper wreszcie zrobił coś, żeby sytuację tę zmienić. „Nasir” jest albumem stosunkowo krótkim, jak na dotychczasowe poczynania artysty (trwa niecałe pół godziny), ale za to niezwykle napakowanym treścią. Można rzec, że na skróceniu płyty zyskali wszyscy, bowiem sam gospodarz niemal każdą linijkę traktuje niczym puentę. Strzela tak nimi raz po raz. Słychać gniew w głosie, czuć, że jest naładowany emocjami, których po prostu chce się pozbyć. Sporym zaskoczeniem – przynajmniej dla mnie – okazał się udział Kanyego Westa, który wyprodukował wszystkie utwory. West nie zapomniał, jak robić dobre bity, ale przez jego polityczną aktywność to chyba my, odbiorcy, zapomnieliśmy, że jest on jeszcze do tego zdolny. (MAK)

*** *** *** *** ***

Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.