Propozycja tytułów, jakie warto przypomnieć sobie przed rozpoczynającym się w tym miesiącu festiwalem Jazz Contest.

George Garzone, Jacek Kochan, Dominik Wania, Andrzej Święs ”Filing The Profile”
(2011; Intuition Records)
Zaczynam od płyty, w nagraniu której brał udział George Garzone – amerykański saksofonista, który będzie pełnił rolę przewodniczącego jury tegorocznego konkursu w ramach festiwalu Jazz Contest. „Filing The Profile” to materiał wybrany przeze mnie nieprzypadkowo. Nagrany został on przy udziale polskich muzyków oraz w Polsce (konkretnie w Gdańsku). Kwartet pokazuje na nim kunszt jazzowej improwizacji, która potrafi sprawić, że słuchacz poczuje jednocześnie ukojenie i drżenie podłogi. Niemal od samego początku daje wyczuć się niezwykła harmonia tworząca się pomiędzy artystami. Ta swoista nić porozumienia wpłynęła na jedność muzycznej wypowiedzi. Co prawda kompozycje podpisane zostały nazwiskiem Kochan, jednak ich ostateczna forma, czyli to, co trafiło na płytę, brzmi zupełnie tak, jakby pracowali nad nimi wszyscy wymienieni na okładce panowie.

Joachim Mencel Quintet „Artisena”
(2018; For Tune)
Mający swoją premierę w kwietniu tego roku materiał to godzinna lekcja dla przyszłych pokoleń, w jaki sposób jazz może pozyskiwać dla siebie brzmieniowe motywy z kultury etnicznej. Płytę otwierają i zamykają polonezy (a-moll i d-dur) – jakże ważne dla polskiej historii i kultury melodie – ale o jej sile świadczą utwory zawarte w środkowej części tracklisty. Mam na myśli przede wszystkim trzeciego w kolejności „Kujawiaka f-moll” (niezwykle emocjonalne wykonanie, przepełnione nastrojowością gry na fortepianie oraz gitarze), stojącą w opozycji do niego kompozycję „Krakowiak f-dur” (jak na utwór inspirowany melodią małopolskiego tańca, mamy do czynienia z żywiołowymi siedmioma minutami, w trakcie których wykazać mogła się przede wszystkim sekcja rytmiczna, ale także skrzypaczka, której folkowe inklinacje zostały ujawnione niemal automatycznie) oraz posiadający bodaj najbardziej jazzowy klimat utwór „Kołomyjka bb-moll” (świetna solowa partia Szymona Madeja, która zapewne w warunkach występu live mogłaby rozrosnąć się do granic możliwości). [Cała recenzja]

Julia Kania „Here”
(2017; SJ Records)
„Here” to w sumie dziewięć utworów w głównej mierze opierających się na brzmieniu klasycznego jazzu, w którym znalazło się miejsce zarówno dla partii wokalnych, jak i solówek poszczególnych muzyków. Nie ma tutaj przypadkowości, improwizacyjnej gonitwy lub dodawania czegoś na siłę. Obie płaszczyzny, tj. wokalna i instrumentalna, współgrają, tworząc przy tym ciekawą całość. Co prawda momentami słuchacz może odnieść wrażenie, że obcuje z kliszami koleżanek Julii po fachu, takimi jak Anna Gadt lub Aga Zaryan (szczególnie w bardziej rozbudowanych utworach), jednak nic nie wskazuje na to, że zabieg ten miałby być umyślny. To po prostu wokalny jazz, w którym zrobiono już naprawdę wiele i jego młodzi adepci zwyczajnie mają nieco trudniej i tzw. Ameryki zwykle nie odkrywają. Pomimo tego „Here”, jako płyta, posiada sporo atutów. [Cała recenzja]

Adam Pierończyk & Miroslav Vitous „Ad-lib Orbits”
(2017; PAO Records)
Co prawda Vitous i Pierończyk w ramach tarnowskiego festiwalu nie zaprezentują wspólnego materiału, ale wystąpią razem na scenie w trakcie koncertu „Tribute to Jazz!”. Warto więc w tym miejscu przypomnieć jedną z płyt, jaką artyści nagrali w duecie, a która jest dobrym dowodem na ich świetne rozumienie się i muzyczne „czucie”. Brak rozbudowanej formy poszczególnych utworów, jaka została zastosowana na tym krążku, sprawia, że Vitous i Pierończyk dość szybko przechodzą do sedna sprawy, nie oddając się przy tym brzmieniowym dygresjom, np. w postaci rozciągniętych partii solowych. Muszę przyznać, że akurat w tej sytuacji taki ruch – jako słuchaczowi – bardzo mi odpowiada. Przy ograniczonym instrumentarium (panowie dysponują kontrabasem, zoucrą, tj. arabskim dęciakiem wykorzystanym w „The Moroccan Blue Note”, i saksofonami – sopranowym i tenorowym), nawet do najbardziej mistrzowskiego wykonania mogły wkraść się zagrania tendencyjne, co dość szybko doprowadziłoby u odbiorców do uczucia znudzenia. A tak, pomimo wolnego tempa większości kompozycji, nuda i schematyczność są nieobecne. Co więcej, to właśnie muzyczne miniatury w postaci tytułów „Einstein” czy „Two Clowns” wyrastają na najlepsze momenty płyty. [Cała recenzja]
Przypominam, że tegoroczna edycja festiwalu Jazz Contest potrwa od 29 października do 4 listopad. Więcej na temat imprezy pisałem tutaj. (MAK)
*** *** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.