Druga tegoroczna odsłona festiwalu Był Sobie Blues za nami.

Deszczowy wieczór w ramach 13. edycji festiwalu Był Sobie Blues (foto: Natalia Ślipek)
Zaczynam pisać tę relację w sobotę tuż po godzinie dziewiętnastą. Ubranie wierzchnie oraz obuwie, w którym byłem na piątkowym koncercie, wciąż są wilgotne. Nie ma się czemu dziwić – ulewa była naprawdę mocna. Jednak nawet burza i załamanie pogody nie przeszkodziły w tym, aby kolejny muzyczny spektakl w ramach trzynastej edycji festiwalu Był Sobie Blues odbył się przy znacznym udziale publiczności. Pomimo deszczu i grzmotów Amfiteatr wypełniony został jeszcze szczelniej niż tydzień temu. Spora frekwencja nie dziwi, bowiem Maciej Maleńczuk, gwiazda piątkowego koncertu, w Tarnowie zawsze cieszył się sporą popularnością, ściągając na swoje występy duże grupy fanów.
Kiedy ogłoszono pełny harmonogram tegorocznego festiwalu, widząc, że koncert Maleńczuka wypada 10 sierpnia, pomyślałem, że tym razem artysta odpuści country na rzecz autorskich, politycznych protest songów. Nie myliłem się, ale to w sumie żadna pochwała własna. Wokalista w swoich muzycznych ruchach od pewnego czasu jest zwyczajnie mocno przewidywalny, co tarnowski występ tylko potwierdził. I nie twierdzę, że to źle. Proszę, nie odczytujcie wcześniejszej uwagi jako krytyki, bo nią nie jest. Ujmę to w inny sposób: dobrze, że z coverów Casha zabrzmiało tylko „Ring of Fire”, bo grając trzeci taki sam koncert w ramach tego samego festiwalu, Maleńczuk okazałby się po prostu nudnym panem z gitarą.
W mieście, w którym przewagę w ratuszu ma partia rządząca także w całym kraju, a sporo imprez kulturalnych na przestrzeni ostatnich kilku lat ewidentnie szytych było tak, aby zadowolić niektórych radnych (lub też z bojaźni przed nimi, ale do tego pewnie nikt się nie przyzna), koncert z jawnym antyrządowym przesłaniem był wydarzeniem, powiedziałbym, lekko odświeżającym.
Wokalista setlistę zbudował tak, aby wyjść od PRL-u, a skończyć na czasach współczesnych. Był więc opowiadający o odwiedzinach służb mundurowych „Pan Maleńczuk”, „Kaczory” napisane w okresie pierwszych rządów PiS-u, a także „Fajnie” – utwór piętnujący absurdy obecnej sceny politycznej. Nie zabrakło również przebojowej „Ostatniej nocki” (będącej efektem prac nad projektem „Yugopolis 2”) i piosenki „Miasto Kraków” z repertuaru grupy Homo Twist kreślącej realia stolicy Małopolski widzianej z perspektywy ulicznego grajka. Maleńczuk dla tarnowian wystąpił najpierw solo, później w towarzystwie Artura Malika (perkusja), Jerzego Drobota (gitara basowa) i gospodarza imprezy, gitarzysty Wojtka Klicha. Niemal cały czas w entourage’u padającego deszczu i grzmotów, z których ten najpotężniejszy, chyba dla jeszcze lepszego zbudowania atmosfery, uderzył w momencie, kiedy z usta artysty padły nazwiska Błaszczaka i Kaczyńskiego. Reakcja publiczności: bezcenna. Swoją drogą muzyk ma w Tarnowie szczęście do niezamierzonych efektów dźwiękowych. Kilka lat temu, śpiewając na koncercie Kultowe Piosenki Filmowe, pojawił się na scenie przy akompaniamencie ratuszowego zegara, co zresztą skrzętnie wykorzystał do swoich celów (do zobaczenia tutaj od 3:40 min).

Duet Pola Chobot & Adam Baran w towarzystwie Wojtka Klicha w trakcie czwartkowego występu „na trawce”
Nie jest jednak do końca tak, że aura nie zrobiła festiwalowi żadnej przykrości. Pokrzywdzeni mogą czuć się przede wszystkim Pola Chobot i Adam Baran, którzy wsparci perkusistą Jarosławem Korzonkiem mieli rozpocząć piątkowe koncertowanie. Owszem, wykonali jeden utwór, ale na prośbę organizatora ustąpili miejsca Maleńczukowi. Ruch, z jednej strony, słuszny (ludzie przyszli do Amfiteatru ze względu na ex-wokalistę Püdelsów), z drugiej – odbierający młodym artystom szansę na zaprezentowanie pełnego setu na dużej scenie. Pola i Adam wrócili na chwilę po około godzinie i zagrali dla nieco przerzedzonej, ale z równie dużą energią i pasją reagującej publiczności. Dźwięki prezentowane przez zespół były nie tyle bluesowe, co transowe, odwołujące się do post-rockowych inspiracji oraz sceny brytyjskiej z Bristolu. Gitara, która w standardowym bluesie nie wychodzi przecież poza kilka ciągle powtarzanych akordów, w numerach duetu była przetwarzana, powielana i loopowana, co utożsamiało je z klubową scenerią, która w tym przypadku sprawdziłaby się o wiele lepiej. Podobne wrażenie miałem zresztą też po czwartkowym występie, jaki artyści (bez „żywej” perkusji) dali w tym samym miejscu w ramach cyklu „Sam na sam z bluesem”. Otwarta przestrzeń powodowała, że skrzętnie budowana dramaturgia kolejnych kawałków ulatywała zamiast odbijać się echem i wracać zarówno do wykonawców, jak i odbiorców.
W następnym tygodniu w ramach festiwalu w Tarnowie pojawią się: dwuosobowy projekt Swosza & Spałek oraz zespoły 40% Bluesa i Kajetan Drozd Trio. Jednocześnie warto dodać, że zaplanowany pierwotnie na 24 sierpnia koncert z udziałem Jerzego Styczyńskiego został przełożony na wcześniejszy dzień. (MAK)
*** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.
PolubieniePolubienie
PolubieniePolubienie