Muzyka elektroniczna z wpływami latynoskich klimatów, brytyjski jazz z orientalnymi elementami oraz amerykański blues – to brzmienia dominujące w 411. odsłonie cyklu Krótka piłka.

Kansado „Futuro Tumbao”
(2018; Darker Than Wax)
Czarne brzmienia z wpływami innych muzycznych gatunków. Epka producenta tworzącego pod pseudonimem Kansado, którego rodzinne korzenie sięgają Dominikany, to mikstura niezwykle przebojowa, energetyczna i przepełniona międzykontynentalnym vibe’em. Oprócz latynoskich klimatów, które zdecydowanie dominują, w poszczególnych utworach znalazło się także miejsce dla afrykańskiego beatu, jazzu („Besame Como El Melao”), egzotycznych fraz rodem z Karaibów („Guajiron 808”) przeplatanych hip-hopową perkusją i łamanym rytmem („Rahpapa”, „Esto No Es Balada”). Muzyczny zwiastun lata.

Nat Birchall „Cosmic Language”
(2018; Jazzman Records)
Nowa płyta jednego z najważniejszych współczesnych brytyjskich saksofonistów jazzowych Nata Birchalla to zestaw czterech spokojnych kompozycji, jak na jazz przystało – rozbudowanych, często odbiegających od tematu, a do tego nawiązujące do orientalnych brzmień, co jest charakterystyczne dla tego artysty. „Cosmic Language” to materiał bardzo spirytystyczny, zainspirowany zresztą wydarzeniem w jednym z angielskich centrów medytacyjnych. Zagrana przez kwartet muzyka oparta została oczywiście w głównej mierze na saksofonie Birchalla, jednak istotnym składnikiem tego dania jest harmonium (mały instrument przypominający fisharmonię), co nadaje płycie surowszego i mantrowego brzmienia (tak to przynajmniej odczuwam). Jest w tym krążku trochę z holistycznej wizji porządku świata i buddyjskiej filozofii, co oczywiście może – ale nie musi – mieć wpływ na odbiór muzyki.

Grant-Lee Phillips „Widdershins”
(2018; Yep Roc Records)
Jeśli czujecie potrzebę posłuchania kolejnej płyty poruszającej tematykę bolączek współczesnego społeczeństwa (głównie amerykańskiego, ale zahaczających również o całą tzw. zachodnią cywilizację) w erze prezydentury Donalda Trumpa (i jemy podobnych), to sięgajcie śmiało po nową płytę Granta-Lee Phillipsa. „Widdershins” jest bowiem materiałem, na którym muzyk próbuje rozprawić się z niesprawiedliwością, brakiem właściwych proporcji pomiędzy dobrem i złem, a także – który to już raz? – zwraca uwagę na szerzącą się degenerację i patologię sfer wyższych, polityków i prominentów. Typowe protest songi, w których przeważają czarne i katastroficzne wizje? Jak najbardziej, ale bez większej werwy i czegoś, co faktycznie mogłoby rozpalić serca i umysły słuchaczy. Wszystko zaproponowane zostało w rytmie amerykańskiego korzennego grania, takiego jak country, blues-rock, americana czy indie-folk. Fani z USA pewnie będą zachwyceni, Europejczycy przyzwyczajeni do trochę innego typu antyrządowego grania być może zaczną ziewać przy trzecim utworze. (MAK)