Rysa na wizerunku ikony.

Okładka płyty „Kochaj mnie” (foto: materiały prasowe)

To moje pisanie o muzyce przybiera momentami formę obnażania się przez Wami, wyjawiania sekretów lub emocji, które przez dłuższy czas skrywałem przed światem. Stali czytelnicy zapewne wiedzą o co chodzi, bliskie mi osoby śledzące publikacje na blogu są w stanie odczytać pewne rzeczy między tak zwanymi wierszami. Płyta Grażyny Szapołowskiej jest bodźcem do kolejnego zwierzenia.

Kocham Panią Grażynę miłością platoniczną i nieodwzajemnioną od drugiej połowy lat 90., kiedy to mając siedem, może osiem wiosen na karku zobaczyłem ją w serialu „07 zgłoś się”. Dla niewtajemniczonych: aktorka w jednym z odcinków wciela się w rolę prostytutki Lidii Boreckiej, pokazując się bez koszulki. Istotność tej chwili niechaj podkreśli fakt, że widok ten był dla mnie dziewiczy jeśli chodzi o nieskrępowaną niczym kobiecość. Fotograficznej pamięci nie posiadam, pochwalić mogę się jedynie okiem do szczegółów, które pojawiają się w ważnych dla mnie chwilach. Te pamiętam już doskonale. Przez lata biust Grażyny Szapołowskiej był dla mnie arche-biustem, biustem biustów, biustem-wyznacznikiem jakości i ideałem, którego szukałem.

Od tamtego czasu postać Grażyny Szapołowskiej cały czas pozostaje w orbicie moich zainteresowań – filmowych, literackich (średniej jakości książka „Ścigając pamięć”, ale czytałem też gorsze tytuły, których autorami byli zawodowi pisarze), a teraz jak się okazuje również muzycznych. Aktorka końcem września oddała do dyspozycji słuchaczy swój album zatytułowany „Kochaj mnie”. Zawartość płyty to trzynaście utworów skomponowanych przez Włodzimierza Kiniorskiego, do których teksty napisali między innymi Bogdan Loebl (autor kultowej piosenki „Kiedy byłem małym chłopcem”) oraz córka aktorki, Katarzyna Jungowska. Do tego dołożonych zostało kilka wierszy (Wisławy Szymborskiej, Jonasza Kofty i Bułata Okudżawy), co zapewne podkreślić miało literackie zacięcie Szapołowskiej oraz pomóc jej w łatwiejszym stąpaniu po obcej dla niej muzycznej ziemi. Dobre nazwiska twórców nie są jednak gwarantem jakości piosenek, szczególnie w przypadku, kiedy ich wykonawczyni nie radzi sobie ze śpiewaniem.

Płytę rozpoczyna utwór „Nakarm myślą”, który wydaje się być skrojony pod rockowe brzmienie zespołów Bracia lub Ira, brzmienie, którego oczywiście próżno szukać na „Kochaj mnie”. Zamiast ostrzejszych gitar dostajemy mdławy saksofon, czyli główny instrument producenta. Motyw ten powtarza się zresztą w wielu piosenkach (na przykład w „Jesteśmy”, „Psie”, „Tańczę pod niebem”), przez co bardzo szybko zaczyna się nudzić. Chwyt okazuje się zgrany, przez co wprowadza dużą monotonię do warstwy muzycznej krążka. W dalszej części płyty dominować zaczyna z kolei gitara akustyczna. Kompozycje „Trzy miłości”, „Nadzy kochankowie” i „Nocne ćmy” umieszczone zostają jednak niemalże jedna po drugiej, przez co ponownie słuchacz ma prawno odczuwać lekkie zmęczenie nadużywanym motywem brzmieniowym. Dobrze, a co ze śpiewaniem? Grażyna Szapołowska unika go jak tylko może. W kilku utworach słabość aktorki jako wokalistki przykrywana jest deklamowaniem tekstu do melodii. „Tańczę pod niebem”, „Nadzy kochankowie” i „Nocne ćmy” okazują się ni to piosenką poetycką, ni aktorską. Dostrzegalne jest teatralne zacięcie artystki, jednak to jedyny plus, jaki udaje się wyłuskać. Na tle całego materiału wyróżniają się dwa utwory: na plus „Napisałam na wodzie” (charakteryzuje go bardzo emocjonalne wykonanie oraz świetny tekst) oraz in minus „Na skraju Wenus”. Druga z propozycji szokuje kiepskim pomysłem na komputerowe zniekształcenie wokalu Szapołowskiej. Głównym instrumentem są tym razem klawisze. Chociaż to nieudolne podrasowanie głosu aktorki psuje efekt końcowy, to zabieg ten na spółkę z biało-czarną klawiaturą przełamują monotonię brzmienia całej płyty. Jest jeszcze oczywiście numer tytułowy, który w warstwie muzycznej zmierza ku bossa novie, będąc tym samym najbardziej taneczną propozycją zawartą na albumie.

W pierwotnym zamyśle płyta „Kochaj mnie” miała być zapewne sensualna i dystyngowana, jak sama Grażyna Szapołowska. Wyszło kiczowato i płytko. Głównym powodem takiego stanu rzeczy nie są nawet braki wokalne samej aktorki. Kto pobieżnie śledzi to, co dzieje się na krajowej i światowej scenie muzycznej, ten doskonale wie, że większe beztalencia robią międzynarodowe kariery, sprzedając przy okazji miliony egzemplarzy płyt i zarabiając na tym krocie. Prawdziwym problemem jest produkcja albumu – monotonna, kulejąca, skupiająca się, chyba niepotrzebnie, na delikatności. Grażyna Szapołowska to dama, ale z temperamentem, który tutaj zwyczajnie nie został wykorzystany. (MAK)

Grażyna Szapołowska „Kochaj mnie”
(2016; Polskie Radio)

*** *** *** *** ***

Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera. Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Instagramie i Twitterze.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Autor

PRZECZYTAJ O POWODACH ZAMKNIĘCIA STRONY

ostatnio popularne