„Wydaje mi się, że to mieszanie stylów staje się powoli taką cechą mojej muzyki” – mówi łódzki raper Zeus, którego trzecia solowa płyta ukazała się w kwietniu tego roku. Zapraszamy do sprawdzenia zapisuj rozmowy, jaką z muzykiem przeprowadził Daniel Tworski.
Jak „Zeus” stał się „Zeusem”? Jak to wszystko się zaczęło?
Usłyszałem Liroya w podstawówce, usłyszałem Cypress Hill i tak to się zaczęło.
A Liroya jaką płytę, potrafisz powiedzieć?
„Alboom”, czyli klasyka. No, a później w pierwszej klasie liceum zacząłem rapować – wiesz, w 1998 roku.
A skąd ksywa?
Od tagu… grafitti… podpisu. Kolega wymyślił tag i nie wiadomo było czy on będzie się tak podpisywał, czy ja. Mieliśmy grupę, malowaliśmy trochę i jakoś to wyszło.
Czyli byłeś graficiarzem?
Troszkę, nie róbmy z tego bóg wie czego. Malowałem tylko trochę na murach, mnóstwo, to raczej tylko w zeszycie.
Dużo składów w tej muzyce tak zaczyna. Znasz na przykład Nietykalniych (NTK –przyp. red.) z Łodzi? Oni bodaj zaczynali właśnie od tagów na murach.
Jasne, że znam. Nie no, ale oni to znacznie bardziej się w to angażowali niż ja.
A można jeszcze gdzieś zobaczyć twoje „prace”? Myślisz, że gdzieś jeszcze mogły by być?
Zdecydowanie są zamalowane, ale gdzieś tam się jeszcze przebijają na Teofilowie (łódzkie osiedle – przyp. red.).
Co robisz w wolnych chwilach? Jeździsz trochę na rowerze czy coś? Pewnie nie, bo kto teraz jeździ na rowerze.
(śmiech) Bardzo się jaram jazdą na rowerze, jestem wręcz fascynatem-pasjonatem tego…
A masz jakiś fajny sprzęt do czynnego uprawiania?
Nie, gówniany sprzęcik mam. Każdy dobry rower jest dla mnie… dobry.
Kurwa, nawet Wigry 3?
Wigry 3 też bym pojeździł, stary…
No ja też pochodzę z tej odschoolowej generacji i miałem niegdyś Wigry 3. Kiedyś nawet nie miałem łańcucha i mnie kumple…
…Pchali, za przeproszeniem? (śmiech)
Nie, ciągnęli mi, a raczej mnie bardziej. Byłem w tej komfortowej sytuacji (śmiech). Wracając jednak do wywiadu, kim się inspirujesz, nie chodzi mi tylko o muzykę?
Inspiracji jest mnóstwo. Filmy, książki, jest tego naprawdę bardzo dużo. Nie mogę tego skatalogować, że to tylko raperzy, albo tylko rockowcy. W ogóle jeśli chodzi o muzykę, to rap jest tylko jednym z wielu gatunków, których słucham.
Widać to nawet po ostatnim albumie i częstym mieszaniu nurtów.
Tak właśnie to miało wyglądać, taki był mój zamiar.
Ale „Zeus, jak mogłeś” to również płyta pełna goryczy.
Tak. To wzięło się z tego, że ja pewne rzeczy wstrzymywałem i nie mówiłem ich na poprzedniej płycie. Nie chciałem, żeby na poprzednim krążku to się skumulowało i dlatego tak wyszło. Może trochę przegiąłem…
Nie, aczkolwiek wielu ludzi z moich kręgów uważa, że ta płyta jest najsłabsza z całej dyskografii Zeusa.
Ja wiem, że teksty są najlepsze jakie miałem do tej pory. Muzycznie wiem, że może się to komuś nie podobać, mimo iż uważam, że brzmi to najlepszej z tego, co zrobiłem.
A kto produkuje ci bity?
Ostatnią płytę robiłem z Markiem Dulewiczem, a wcześniej tworzyłem wszystko sam.
Czego teraz słuchasz i czemu na Facebooku nie promujesz rodzimego rapu, a znajdziemy tam jedynie kawałki anglosaskie?
Bo rodzimy rap wszyscy znają.
Nieprawda! Jest tyle składów z Łodzi, które trzeba wspierać. Jest Green, jest Enter, jest wreszcie Walles…
Najczęściej wybierając piosenkę mam takie rozkminki, że staram się tam wrzucać rzeczy, które tych moich słuchaczy mogą zaskoczyć, przynajmniej niektórych. Jeżeli ktoś z nich napisze później, że dzięki temu zaczął słuchać czegoś fajnego, na tym profilu umieszczonego totalnie „z dupy” za przeproszeniem, to jest dla mnie spoko, stary! Wrzucam tam swego rodzaju inspiracje i takie rzeczy, które mi wchodzą do głowy aktualnie, ale nie rozkminiam tego specjalnie pod kątem promowania kogokolwiek.
Ok, stary, ale nie mów już więcej „za przeproszeniem”. Masz być dla czytających ten wywiad czarnym raperem – czarnuchem z łódzkich Bałut.
Ok, ok, jestem.
Stary, a jest takie coś, że, na przykład, przychodzą starsi ludzie na koncerty? Dla nich też musisz być przecież złym raperem z masą przekleństw na wargach.
Tak, ale raczej na plenery. Ponadto mamy paru fanów, którzy mają trzydzieści parę, czterdzieści lat.
Wracając na chwilkę do plenerów, to nie uwłacza godności rapera, że nawijasz na plenerach?
Nie, stary, w ogóle o tym nie myślę. Ba, to jest jeszcze fajniejsza opcja i wyzwanie, kiedy musisz pokazać coś ludziom, którzy totalnie nie kumają nic z twojej muzyki i widzisz, że oni bardziej się schodzą pod scenę niż… odchodzą (śmiech). Jakaś babcia z wnuczkiem stoi i wiadomo, że gdzieś ci się ta cenzura wkrada wtedy i nie możesz „flugać” jak szewc. Generalnie, jeżeli ona nie odchodzi po dwóch minutach zniesmaczona, to nie uważam, by to było złe. Przecież gram nadal swoje numery. Ponadto za plener jest zazwyczaj grubsza kasa.
A zatem, jak zarabia na życie raper?
Głównie właśnie z koncertów. Kasa z płyt jest, ale wszystko zależy od tego jakie sprzedasz nakłady.
Niestety w Polsce pułap sprzedaży płyt jest żenująco niski w porównaniu z Zachodem.
No niestety. Ale ludzie ponownie zaczynają kupować oryginalne płyty. Parę lat temu było znacznie gorzej, ale teraz widzę, że ludzie zaczynają kupować płyty tylko po to, by je mieć. Kiedyś kupowano płyty, by ich słuchać, bo nie mogli ich inaczej zdobyć, później pojawił się Internet, ściąganie, czego konsekwencją była niska sprzedaż, ale teraz znowu kupują, żeby mieć je w kolekcji. Widać, jak zmienia się mentalność słuchaczy. Sam staram się ostatnio wrócić do kultury słuchania albumów w całości – od pierwszego do ostatniego numeru.
A pracowałeś kiedyś fizycznie może przed rapem?
Nie, ale miałem praktyki w sklepie informatycznym. Montowałem, jak to w takim sklepie, komputery, ale do tego na przykład zmywałem podłogę i przenosiłem towar. (śmiech)
Też kiedyś pracowałem w sklepie i od tamtej pory nie jem ogórków kiszonych… Wracając jednak do Zeusa, jakie masz plany fonograficzne na nadchodzący rok? Wspominałeś mi kiedyś, że coś wydajesz.
Jak co roku. Przynajmniej tak się staram.
I myślisz, że tak będzie zawsze? Że wydajesz coś co roku, bo musisz coś wydać? Przecież wydajesz, kiedy masz pełny materiał na krążek.
Dlaczego nie? Mogę. Spinam dupę i mam pełny materiał! (śmiech)
A ile numerów to pełny materiał?
Jestem wyznawcą starej zasady, że na płycie optymalna ilość to jest czternaście traków.
Czternaście? A na ostatniej płycie było ich bodaj dwanaście?
Dwanaście? Nie, jak dobrze pamiętam to było ich chyba z siedemnaście.
Tak? No wiesz, ja ściągnąłem z Internetu limitowaną edycję, na której było tylko dwanaście utworów (śmiech). Dobra, a coś poza wydaniem płyty?
Koncerty.
A projekt Pierwszy Milion?
Nie. Chyba nie.
Czemu nie?
Bo to jest spontan. Nie planujemy takich rzeczy. Nagle, któregoś dnia mówimy: „Fajnie by było zrobić coś ponownie”. Siadamy i robimy.
A będzie na twojej solowej płycie takie pomieszanie stylów i materiałów, jak ostatnio?
U mnie zawsze, stary, jakieś rzeczy się przeplatają. Nawet na pierwszej płycie („Zeus, co nie ma sobie równych” – przyp. red.) był taki kawałek „W dół” z jakimś takim rockowym stylem. Ponadto niektóre numery są soulowe, niektóre sample rodem z lat siedemdziesiątych, więc wydaje mi się, że to mieszanie staje się powoli taką cechą mojej muzyki.
A ile materiału na nowy krążek masz już gotowego?
Nie powiem. Nie mogę.
A można już usłyszeć nowe kawałki na koncertach?
Nie. Będą one dostępne po wydaniu, albo chwilę przed, jeżeli zdecydujemy się na jakiś singiel.
Więc pozostaje mi jedynie pytanie kiedy premiera nadchodzącego wydawnictwa?
Na wiosnę. Wiem wokół jakiego miesiąca będzie oscylować data premiery, ale tego też nie mogę zdradzić, bo nie zdradza się planów fonograficznych. Niestety, wrogowie czyhają.
Aha. A wierzysz w to, że gdy ktoś z twoich „kolegów” wyda płytę w podobnym terminie, to odbije się ten fakt na sprzedaży twojego albumu?
Na pewno to wpływa na sprzedaż, bo ludzie na coś się decydują. Nie biorę tego jednak pod uwagę, bo moja pozycja jest już na tyle mocna, że nie mogę się tym przejmować, ale z pewnością tak jest.
A masz propozycję jakiś featuringów?
Tego też nie mogę zdradzić.
Dzięki stary. Dzięki tobie mam najchujowszy wywiad w życiu.
(śmiech) No tego nie mogę niestety zdradzić. Lubię w życiu i przy robieniu płyty mówić jak coś jest już gotowe na sto procent.
Ok, no to trochę inaczej – często się zdarza, że ktoś prosi Zeusa o featuring na płycie?
Tak, w sumie tak. Kilkanaście razy w roku. Najczęściej to oczywiście chłopaki z podziemia.
I godzisz się na takie propozycje?
Czasem nie, czasem tak. Zależy wszystko od tego, czy to jest fajny numer, fajny bit i czy oczywiście ogarnę się w porę z nagraniem.
Dzięki stary za rozmowę i powodzenia na koncertach.
Dzięki wielkie.
Dodaj komentarz