Miałem już tutaj niczego nie pisać, ponieważ „wiem to jak Amy, że to przegrana gra”, ale dla takiego wydarzenia musiałem zrobić wyjątek. Koncert „Przyjaciele dla Teatru” okazał się bowiem emocjonalnym przeżyciem, które trudno przemilczeć.

Plakat promujący koncertu na rzecz Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie (foto: materiały organizatora)
O tym, że sytuacja w Teatrze im. Ludwika Solskiego w Tarnowie nie jest najlepsza, media informowały już dawno (patrz chociażby „Gazeta Krakowska” i regionalny serwis Radia Eska). Chodzi przede wszystkim o kwestie finansowe, które na ten moment nie pozwalają na prawidłowe funkcjonowanie sceny. Miasto, pomimo licznych apeli ze strony dyrekcji i aktorów, lokalnego środowiska, a nawet niektórych radnych, niespecjalnie pali się do okazania wparcia. Kiedy jednak zawodzą instytucje, z inicjatywą wychodzą entuzjaści. Wychodzą – warto dodać – kolejny raz. Tak jak w przypadku „Aniołków Solskiego dla Teatru” w lutym, tak samo ostatniego dnia kwietnia cel był jasny: zebranie środków pieniężnych na działania kulturalne (tym razem spięcie budżetu premierowej produkcji zatytułowanej „Lekkość”). „Przyjaciół dla Teatru” wymyślili Katarzyna Tulik i Artur Gawle i chwała im za to, ponieważ bez tej idei pusta scena Solskiego byłaby metaforą kasy tejże instytucji.

Grupa AnVision w trakcie koncertu na rzecz Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie (foto: własne)
Koncert „Przyjaciele dla Teatru” nie był wydarzeniem, które trzeba recenzować lub relacjonować pod kątem czystości śpiewu, równej gry czy jakości nagłośnienia. Nie to było przecież najważniejsze. Cieszyć należy się z działania ponad podziałami, tym, że lokalni artyści skrzyknęli się i zrobili coś dla wspólnej sprawy, dla teatru, na deskach którego występowali w przeszłości lub oglądali innych. Bez sztucznego podziału na muzyczne gatunki, w murach Solskiego zabrzmiały tego dnia zarówno dźwięki piosenki aktorskiej i heavymetalowe gitary, kompozycje własne i tak zwane covery. Starsi i młodsi, doświadczeni wyjadacze i ci, którzy swoje pasje dopiero rozwijają.
Adepci Studia Rocka Pawła Mazura rozpoczęli rockowo-popowym setem kontynuowanym przez duet Wojtek Jackowiec i Kasia Rzepka. Łukasz Skubisz doprawił muzyczne menu krótką akordeonową przystawką, Szpetni natomiast przenieśli publiczność w kabaretowo-poetycką rzeczywistość. Troje podopiecznych pracowni wokalnej prowadzonej przez Małgorzatę Boruch w Pałacu Młodzieży w Tarnowie pokazało, że talentu w młodych tarnowianach nie brakuje, a Rafał Rzeźnikiewicz (kiedyś zespoły Akron i Anakonda) przy wsparciu uczestników Warsztatów Terapii Zajęciowej przy PSONI „Koło” w Tarnowie udowodnił, że muzyka jest najlepszym antidotum na pokonywanie barier wszelakich. Dawne sceniczne czasy przypomniał (sobie i nam) Paweł Tylko z projektem „EX” KSU. Swoistą wisienką na torcie okazały się natomiast wykonania grupy AnVision oraz gwiazdy wieczoru – Renaty Przemyk, która swoje przeboje (m.in. „Kochaną”) wykonała w towarzystwie tarnowskich muzyków.
Jednak nawet w beczce miodu musi znaleźć się też łyżka dziegciu. W niedzielny wieczór był nią Marek Kloch vel Marqus Mars. Były muzyk kultowej rockowej kapeli Ziyo jest doskonałym przykładem na to, że powiedzenie o świadomym zejściu ze sceny jest wciąż bardzo aktualne. Gwiazdorskie ego Klocha przebiłoby tego dnia dach każdej, nawet największej sali widowiskowej. Nie wiem po której stronie leży błąd – organizatora czy muzyka – ale to, co wydarzyło się na scenie, zwyczajnie nie powinno mieć miejsca. Puszczenie ścieżki audio z koncertowych wykonań Tiny Turner i wspomnianego już Ziyo, dołożenie do tego gitarowych partii i poprzedzenie wszystkiego lekko schizofrenicznym stwierdzeniem „zagramy dla was”, zasługuje jedynie na określenie za daleki odlot. Brawa? Owszem, ale dla amerykańskiej wokalistki, której fragmenty występów na żywo zostały odtworzone.
Niedzielny koncert na rzecz Teatru im. Ludwika Solskiego pokazał jedno: na przyjaciół można liczyć – szczególnie w biedzie. Szkoda tylko, że w Tarnowie ciągle musimy to udowadniać. (MAK)