Po prawie miesięcznej przerwie melduję się z nowym tekstem na łamach portalu Śląska Opinia. Dzisiaj kilka zdań o filmie dokumentalnym „Blondie: Vivir En La Habana”.
W 2019 roku ikona nowojorskiej sceny new wave, grupa Blondie, wystąpiła w Hawanie. Dwa koncerty, jakie odbyły się 15 i 16 marca w Teatro Mella, były możliwe dzięki politycznemu zbliżeniu rządów USA i Kuby (zapoczątkowanemu jeszcze za czasów prezydentury Baracka Obamy), a konkretnie resortów kultury obu państw. W tej muzycznej podróży chodziło jednak o coś więcej niż zagranie kilku piosenek i przywiezienie mieszkańcom komunistycznego kraju odrobiny tak zwanego Zachodu. Podróż do Hawany od czterdziestu lat była wielkim marzeniem Chrisa Steina – współzałożyciela i gitarzysty zespołu, osoby otwarcie przyznającej się do fascynacji tym krajem. Duchowy związek z tamtejszą tradycją czuli też zresztą inni członkowie Blondie. Do wyjazdu nie trzeba było więc nikogo długo namawiać. Podobnie sprawa miała się z Robem Rothem, który „wszedł” w ten projekt niemal od razu. Reżyser, który już wcześniej krzyżował swoją wizję z talentem Debbie Harry (m.in. prowadził spotkania autorskie promujące książkę ze wspomnieniami wokalistki oraz stworzył teledysk do utworu „Doom Or Destiny”), spakował kamerę i za jej pomocą zarchiwizował kilkudniowy pobyt w kubańskiej stolicy. Z materiału, jaki udało się skompletować, powstał osiemnastominutowy film dokumentalny zatytułowany „Blondie: Vivir En La Habana”.
Dalszy ciąg tekstu dostępny na portalu Śląska Opinia.