Trwają finały ligi NBA, czyli święto fanów koszykówki na całym świecie. Ale kto wie, czy czerwiec 2022 roku nie zostanie przez nich zapamiętany nie dzięki rywalizacji Celtics z Warriors, ale premierze filmu „Hustle” (polski tytuł „Rzut życia”) – historii o ciężkiej pracy, talencie, walce z rywalami i własnymi słabościami.

Filmów o koszykówce było wiele, ale tylko kilka można nazwać naprawdę wartościowymi. I nie mam wcale na myśli „Kosmicznego meczu”, który w połowie lat dziewięćdziesiątych wykorzystał globalny boom na tę dyscyplinę sportu i sprawił, że moje pokolenie tłumnie zapełniło kinowe sale. Te naprawdę warte uwagi tytuły poznaliśmy dopiero później, kiedy dziecięca lub młodzieńcza zajawka przerodziła się w dorosłe zainteresowanie nie tylko samą grą, ale jej genezą i tak zwaną kulturą. „Coach Carter”, „He Got Game”, „White Men Can’t Jump”, „The Way Back” to filmy, o których można rozmawiać z równie dużym zaangażowaniem i pasją, co o najbardziej pamiętnych meczach w historii NBA. „Hustle” w reżyserii Jeremiaha Zagara („My, zwierzęta”) ma potencjał, aby już dzisiaj stanąć z nimi w jednym szeregu.
Dalszy ciąg tekstu dostępny na portalu Śląska Opinia.