Finał drugiego sezonu cyklu „Kwadrans z…”. Jego bohaterem jest Talat Darvinoğlu.

Talat Darvinoğlu (foto: materiały prasowe)
Talat Darvinoğlu – urodzony na Górnym śląsku w 1988 roku. Surrealista.
*** *** *** *** ***
1. Jestem artystą grafikiem, ponieważ… tak naprawdę nie jestem ani artystą grafikiem, ani fotografem. W tym przypadku mógłbym opowiedzieć się za Bukowskim, że w rzadkich chwilach jestem artystą, zaś przez większość czasu jestem nikim. Ja w ogóle nie przepadam za słowem „artysta”. A odnośnie „ponieważ”, bo to jedyna droga, żeby przez większość czasu nie być nikim? Wydaje mi się, że zrobiłem tylko kilka ładnych rzeczy i ludzie zaczęli na mnie inaczej patrzeć, a surrealizm to jest właśnie to miejsce, w którym zdążyłem ulokować swoje cierpienie. Ostatnio miałem małą przerwę.
2. W procesie twórczym najbardziej inspiruje mnie cisza.
3. … a najbardziej przeszkadza brak czasu.
4. Płyty, jaki w ostatnim czasie zrobiły na mnie największe wrażenie to z całą pewnością „The Blue Hour” Federico Albanese i „Six Lethargies” Keatona Hensona. Albanese to dla mnie kompletne odkrycie poprzedniego roku i to dzięki Spotify. Nic piękniejszego pośród tak bezszelestnej ciszy, kiedy słyszysz każde muśnięcie klawisza. Melancholia, która unosi cały ciężar miasta na plecach. Może przyjedzie kiedyś do Katowic, podobnie jak Henson, który grał tu koncert kilka lat temu w ewangelickim przy Warszawskiej, więc czemu nie? Zaś Henson, powiedzieć mało, że to twórca ponadprzeciętny, o tyle mnie to cieszy, że odszedł od tych swoich głupkowatych melodyjek i faktycznie zajął się muzyką. Album „Six Lethargies” doskonale wypełnia się podczas wieczornych (nawet niejesiennych) spacerów w lesie, ale trzeba uważać, bo to cienka linia i można zakopać się pod ziemię. No i Hanka Raniszewska, nasza pianistka, która swoją muzyką potrafi wprowadzić człowieka w czas zadumy. Prawdziwy diament. Nie patrząc też na płyty, bo ja częściej na koncertach bywam, w ostatnim czasie (w ostatnim czasie) cholernie mi zaimponowała sopranistka Sandrine Piau, którą poznałem dopiero w grudniu 2016 roku w NOSPRze w muzycznej fanfarze „Les Illuminations” Benjamina Brittena, gdzie Rimbaud wołał zza światów! Zaś dwa miesiące później śpiewała w tej samej sali Haydna. Była też taka sytuacja, odnośnie Lubomyra Melnyka, chyba najszybszego pianisty na świecie i jego płyty „Rivers and Streams”. Pamiętam, kiedy tego samego roku występował w kameralnej w NOSPRze podczas Taurona. Specjalnie wziąłem wtedy urlop i kupiłem bilet za niecałe dwie stówy, ale tak zapiliśmy na kamienicy, że nie zdążyliśmy na ten koncert. Całe szczęście zainteresowanie było tak duże, że Melnyk zagrał na głównej w grudniu. Niesamowita postać. Dodać, że facet skrupulatnie tłumaczy to, co czuje, przed każdym swoim utworem! I ten bijący smutek. Z całą pewnością było to moje ostatnie przeżywanie tworzenia złota na żywo.
5. Książka, jaka w ostatnim czasie zrobiła na mnie największe wrażenie to… no właśnie, problem polega na tym, że ostatnio żadna książka nie zrobiła na mnie największego wrażenia. Czytałem na raty „Serotoninę” i mimo wszystko, wydaje mi się, że Houellebecq chyba nieco stracił formę. Prawda jest taka, że nawet nie zdążyłem jej skończyć. Żeby nie zabrzmiało to zbyt gorzko, może dodam, że cholernie podobała mi się jego (moja przedostatnia jego książka) wymiana listów z Bernardem-Henrim Lévy, gdzie w dość poważny i żartobliwy sposób polemizują, czy demonstracyjnie wyrażają swoje poglądy. Jest to dość specyficzny model powieści epistolarnej, jeżeli tak to można nazwać. Kpina i powaga na temat kondycji współczesnego świata.
6. Film, jaki w ostatnim czasie zrobił na mnie największe wrażenie to „Wiejska ciuciubabka” w reżyserii Shûji Terayamy. Japoński Artaud w quasi rozprawie z własnym wizerunkiem. Ciągła manipulacja widzem „wiedzą nieznaną”, która teatralnie rozciera się pomiędzy prawdą a fikcją. Mam podzielone zdanie, ale nie będę przeprowadzał diagnozy. Film oscyluje wokół kwestii inności, trochę przechowalnia informacji i do tego ładnie pokolorowana. Współcześnie jestem wielkim zwolennikiem kina Roya Anderssona. Aktualnie czekam na premierę. I to chyba online.
7. Młodzi twórcy i ich wizja sztuki to dla mnie młoda sztuka i młodzi twórcy. Każdemu zawsze zachodzi za skórę jakiś fragment rzeczywistości i każdy twórca stara się oto otrzeć. I niech się tak dzieje. Prawdę mówiąc, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, bo jest ono dość obszerne, a ja nie jestem komentatorem. W dobie współczesności uwiera mnie jedynie tania pretensjonalność, coś w rodzaju ukrzyżowania fallusa. Mnie to kompletnie nie obchodzi, ale jeśli ktoś na tym bazuje i próbuje windować swoje coś…
8. Pierwszą płytą, jaką kupiłem za własne pieniądze, była… Cały ten sentymentalny sztafaż. Moje wspomnienie o niej nie jest już tak ostre jak w chwili, ale tylko dlatego, że niewiele pamiętam. Przede wszystkim chodzi o Deftones „White Pony” bądź Sepulturę „Chaos A.D.”. To wszystko lokuje się gdzieś w tych obszarach.
9. Artysta, którego podziwiam najbardziej to… nie podziwiam już chyba nikogo. Kiedyś czerpałem inspirację z tych, którzy byli ode mnie zwyczajnie lepsi, i których praca mi się podobała. Teraz zostałem sam.
10. Utwór muzyczny idealny na początek piątkowego wieczoru to John Cage i „4:33”.
11. Utwór muzyczny idealny na początek leniwej niedzieli to Moja Adrenalina „Nietoleruje-Bije”. Mam taki dzwonek w telefonie od sześciu lat. Najchętniej ustawiłbym całą płytę, ale byłoby to pewnie w sporze z sekretarką.
12. Najbardziej w moim zawodzie irytuje mnie brak wolnych sobót. Ale ja nie pracuję w swoim zawodzie. Pracuję w branży rowerowej, a to moja druga pasja. No właśnie, kolarstwo szosowe…
13. Jeśli mógłbym wybrać epokę do życia, mój wybór padłby na czasy jegomościów w cylindrach i lamp naftowych. Zawsze mentalnie byłem zawieszony w XIX wieku i pewnie zawsze już będę, zdania nie zmienię. Pomimo tego, że mnie tam nie było. Żyjemy w kulturze natychmiastowości i utylitaryzmu. Wszystko musi być teraz i musi być praktyczne. Można się pomylić i myśleć, że najkrótszą drogą jest prosta, ale to wyklucza wrażliwość, podobnie jak nie da się zmierzyć chwilowej pauzy, bo tego się nie mierzy, to są emocje, a emocje to jest to, co przetrwa. To tak samo jak dobry teatr czy dobre kino i żeby to wszystko zrozumieć, trzeba mieć dwie rzeczy: wiedzę i wrażliwość. Z punktu widzenia czasowości, moja epoka to dobre miejsce, żeby tu przyjechać i nawet lepsze, żeby stąd wyjechać. Jestem przekonany, że czas epidemii wypatroszy to, co trzeba, ale mam też nadzieję, że wyplewi epidemię lansu.
14. „Żadna praca nie hańbi”, ale wolałbym nie pracować jako barman. Przed laty przekopałem internet i uświadomiłem też sobie, jak bardzo sponiewierano zawód latarnika. Że teraz wszystko odbywa się zdalnie, a wizyty w latarni ograniczają się li tylko do kwestii konserwacyjnych. Zawsze będę też myślał o statku…
15. Gdybym nie był tym, kim jestem, zapewne zostałbym… koło nigdy nie jest okrągłe.
Kwadrans z… to cykl krótkich wywiadów w formie kwestionariusza osobowego zawierającego piętnaście pytań. Zapoznanie się z odpowiedziami nie powinno zająć czytelnikowi dłużej niż rzeczony kwadrans. W rolę przepytywanych wcielają się osoby związane mniej lub bardziej bezpośrednio z szeroko pojętą sztuką – muzycy, fotografowie, artyści plastycy, ale też dziennikarze, blogerzy i promotorzy.
*** *** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera. Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Instagramie i Twitterze.