Przebój początku lat dziewięćdziesiątych.

Duet Roxette
Za rok minie trzydzieści lat od pewnego wydarzenia związanego z piosenką „Joyride”. Z racji tego, że od dawna jestem o krok przed innymi (chociaż może niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę), już dzisiaj przypominam o tej rocznicy. Jednak najpierw wspomnienie.
W latach dziewięćdziesiątych moja starsza siostra (i jedyna; słowo „starsza” dodałem tylko po to, aby w pełni zobrazować sytuację) była fanką zespołu Roxette. Nie ma w tym raczej niczego nadzwyczajnego, ponieważ w tamtych czasach całkiem sporo młodych Polaków uznawało się za miłośników tego szwedzkiego duetu. Doskonałym odzwierciedleniem ówczesnego stanu było to, co działo się końcem ubiegłego roku, kiedy media podały informację o śmierci wokalistki grupy. Facebook, czyli portal społecznościowy, na którym aż dwadzieścia procent użytkowników mieści się w granicy wiekowej od trzydziestu pięciu do czterdziestu czterech lat, zdominowały wpisy z piosenkami w wykonaniu Roxette oraz te wspominające piosenkarkę.
Siostra, jako oddana fanka, posiadała oczywiście kasety magnetofonowe swojej ulubionej grupy, które nabywała – na początku za pośrednictwem naszej mamy, następnie już samodzielnie – na miejskim bazarku. Być może pamiętacie te sceny, gdzie na placu handlowym pan z wąsem typowego wujka Andrzeja rozkładał polowy stolik i wykładał na niego asortyment w postaci pirackich kopii zachodnich albumów lub składanki z muzyką biesiadną, w latach późniejszych wypartą przez disco polo. Wszystko to przy akompaniamencie muzyki puszczanej z magnetofonu, którego głośniki były największym złem, z jakim można było mieć do czynienia jeśli chodzi o brzmienie. Takie czasy. Jednak poza pirackimi kasetami (które, ciekawostka, w Polsce były uznawane za całkowicie legalne), w pierwszej połowie tamtej dekady siostra weszła jednak w posiadanie czegoś, co dość szybko zyskało miano świętego Graala – kasety VHS z teledyskami zespołu Roxette.
Na początku zupełnie nie odnotowałem faktu pojawienia się tego przedmiotu w domu (być może z racji wieku i innych zainteresowań jakie towarzyszyły chłopcu w wieku przedszkolnym), nie mówiąc już o zawartości kasety. Tę poznałem nieco później – też zresztą przypadkowo, ponieważ byłem świadkiem oglądania przez siostrę i jej koleżanki teledysków nagranych na wspomnianej taśmie. Wtedy coś pękło.
Droga prowadząca przez tereny pustynne. Naprzemienne ujęcia zbliżającego się czerwonego sportowego samochodu i dużego autokaru, którego drzwi otwierają się. Ze środka wychodzi kobieta z krótko przystrzyżonymi, zafarbowanymi na jasny kolor włosami. I zaczyna się „Joyride”. Nie potrafię tego racjonalnie wyjaśnij, ale wideoklip zrealizowany z myślą o tym utworze bardzo mocno mnie fascynował. Dzisiaj sceny realizowane na studyjnie dodawanym tle trochę bawią, wtedy wpatrywałem się w nie ze sporym zainteresowaniem, chociaż zdawałem sobie sprawę, że ujęcia nie są prawdziwe, a muzycy nie przebywali na przykład w przestworzach, siedząc na skrzydle samolotu. Dość często, już jako uczeń niższych klas szkoły podstawowej, po powrocie z lekcji włączałem telewizor oraz magnetowid i odtwarzałem kasetę VHS, przewijając uprzednio do momentu, w którym rozpoczynał się klip do „Joyride”. Potrafiłem oglądać go po kilka razy z rzędu, a następnie, jak gdyby nigdy nic, wrócić do życia przeciętnego dzieciaka dorastającego w pierwszym dziesięcioleciu po zmianie systemu politycznego.
Wspominam o tym wszystkim, ponieważ 11 maja 1991 roku piosenka „Joyride” uplasowała się na pierwszym miejscu amerykańskiej listy przebojów. Była to czwarta „jedynka” w USA w dorobku tej szwedzkiej grupy (i jednocześnie ostatni). Ciekawostką historyczną może być to, że Roxette wcześniej osiągnęli komercyjny sukces w Stanach Zjednoczonych niż w ojczyźnie. Owszem, w latach 1986-1988 piosenki duetu systematycznie pojawiały się w pierwszej dziesiątce rodzimego notowania, jednak pierwsze miejsce udało się osiągnąć dopiero w 1991 roku. Dokonał tego przypominany dzisiaj utwór. Tymczasem na liście Billboard Hot 100 Roxette pojawiło się na pierwszym miejscu już dwa lata wcześniej za sprawą numeru „The Look”. (MAK)
*** *** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera. Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Instagramie i Twitterze.