Pierwszy jazzowy koncert w nowym roku za mną.

Grupa Łukasz Pawlik Quartet w Piwnicach TCK
Nie zwykłem podejmować decyzji o tak zwanych noworocznych postanowieniach. Wychodzę z założenia, że co ma być, to będzie, a długodystansowe planowanie można włożyć między bajki. Dla koncertów zrobiłem jednak (mały) wyjątek. Powodem była moja tragicznia aktywność na tej płaszczyźnie w 2019 roku. Nie widziałem więc innego wyjścia, jak zakasać rękawy i postanowić poprawę. Dlatego, jeśli tylko nadarzyła się okazja (czytaj: wolny piątkowy wieczór), pojawiłem się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie, czyli na koncertowej inauguracji 2020 roku w Piwnicach Tarnowskiego Centrum Kultury, którą uświetnił kwartet Łukasza Pawlika.
Formacja polskiego pianisty piątkowym występem promowała ubiegłoroczny materiał „Long-Distance Connections” – płytę, która doskonale nadaje się na rozwinięcie i egzemplifikację stwierdzenia, że ocenianie czegoś po okładce nie jest najlepszym rozwiązaniem. Album, który trafił do sprzedaży w czerwcu 2019 roku, powstał przy gościnnym udziale wybitnych postaci amerykańskiej improwizowanej sceny jazzowej, takich jak Randy Brecker, Mike Stern i Dave Weckl. Pawlikowi w studio nagraniowym towarzyszyli także polscy instrumentaliści: Dawid Główczewski (saksofon), Paweł Pańta (kontrabas) i Cezary Konrad (perkusja). To właśnie ta trójka dopełniła kwartet podczas koncertu w Tarnowie.
Materiał z płyty, chociaż zaprezentowany w okrojonym składzie, potwierdził tezę, wedle której, Łukasz Pawlik to aktualnie jeden z lepszych krajowych kompozytorów jazzowych poruszających się na granicy stylistyki fusion i tak zwanego współczesnego jazzu. Wielobarwność dźwięków, jakie usłyszałem w piątkowy wieczór, była tak duża, że spokojnie wystarczyłaby do obdzielenia przynajmniej jeszcze kilku koncertów. Duże brawa należą się przede wszystkim za odnalezienie złotego środka na pogodzenie muzyków grających na żywo z pełniącymi dwojaką funkcję podkładami: wzbogacającymi wykonywane utwory (moc egzotycznych, orientalnych melodii oraz hammondowskie wstawki, o których śni niejeden g-funkowy producent) oraz dopełniającymi całości i pozwalającymi zaprezentować poszczególne numery najbliżej oryginalnego kształtu, w jakim zawarte zostały na ubiegłorocznym albumie. Energiczny zestaw (w trakcie koncertu usłyszeliśmy praktycznie wszystkie numery z przywoływanej już płyty) klasycznego jazzowego fortepianu przeplatanego psychodelicznymi tematami w „Planet X”, balladowymi motywami w „Suspensions” i „Reflection”, a także solowymi partiami z dominującym saksofonom oraz niezwykle precyzyjną perkusją (fragment z „Greg’s Walk” był pokazem kunsztu Konrada) sprawił, że jako słuchacz miałem ochotę na nieco więcej, a tym samym pojedynczy bis wydał mi się swego rodzaju przymusowym odhaczeniem nieuniknionego – tak, aby obie strony muzycznego spektaklu mogły czuć względne zadowolenie.
W związku z tym, że apetyty rośnie w miarę jedzenia, już dzisiaj informuję, że jazz w Piwnicach TCK zabrzmi za miesiąc, 28 lutego. Na scenie pojawi się wówczas Adam Pierończyk, który zaprezentuje solowy recital. Znacznie wcześniej, bo 7 lutego, w kinie Marzenie odbędzie się koncert projektu Mikromusic Acoustic Trio. (MAK)
*** *** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera. Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Instagramie i Twitterze.