Trzeci studyjny materiał projektu Eskaubei & Tomek Nowak Quartet doczekał się niedawno wydania fizycznego. Jaką propozycję tym razem mają dla słuchaczy artyści łączyć jazz z rapem?

Album „Sweet Spot” ukazał się w dwóch wersjach kolorystycznych – z żółtą i niebieską okładką (foto: materiały prasowe)
Zacznę od muzyki, ponieważ przy poprzednich dwóch albumach tego zespołu traktowałem ją trochę po macoszemu. To znaczy pisałem o niej, ale z perspektywy czasu wydaje mi się, że nie poświęciłem jej należytej uwagi. A szkoda, ponieważ to, co proponuje słuchaczom kwartet Tomka Nowaka, jest nie tylko działaniem eklektycznym, mającym na celu łączenie jazzu z rapem (rozumianym zresztą nie tylko jako melorecytacja, ale także elementy muzyczne, np. skrecze, odpowiednia rytmika poszczególnych fragmentów, pulsacja wynikająca ze wzorcowej współpracy sekcji perkusja-bas), ale przede wszystkim czymś, co wpisać można we współczesny trend obecny w młodym jazzie amerykańskim i brytyjskim, gdzie muzycy nie boją się eksperymentować, tworzyć wielogatunkowe płyty i sięgać po dźwięki, na jakich większość z dzisiejszych „kotów” (jak chociażby Yussef Kamaal, Kamasi Washington, Terrace Martin, Flying Lotus, Josef Leimberg i Thundercat) się wychowała.
Jeśli „Tego chciałem” odbierałem jako wyraźną próbę odnalezienia równowagi pomiędzy dwoma dominującymi gatunkami, po jakie sięga zespół, tak tegoroczny materiał jest, w mojej opinii, powrotem do tego, z czym mieliśmy do czynienia na debiucie. Akcent na „Sweet Spot” został wyraźnie położony na stronę jazzową, co poskutkowało nie tylko zwolnieniem tempa poszczególnych utworów, ale także wydłużeniem trwania partii solowych. Skrecze, za które podobnie jak wcześniej, odpowiada Mr Krime, również nie są typowymi hip-hopowymi wstawkami. O ile towarzyszą one rapowanym fragmentom, można je jeszcze tak odbierać (przykładem „Uprzejmość to nie słabość” – najbardziej rapowy numer na płycie, gdzie Skubi jest nieco bardziej agresywniejszy, co umożliwia mu wyraźniejsze, mniej jazzowe brzmienie, oparte w większym stopniu na sekcji rytmicznej), jednak kiedy wchodzą w interakcję z innymi instrumentami, jak ma to miejsce np. w „Banger Alert”, stają się częścią jazzowej układanki i jedną z faktur tworzących ten rodzaj muzyki. Materiał wzbogacony został również sporą dawką improwizowanych momentów chociażby w postaci trzech instrumentalnych kompozycji „Klątwa”.
O uwypuklenie jazzowej ścieżki zadbał także sam Eskaubei. Rzeszowski emcee ewidentnie coraz lepiej czuje się „po tej stronie mocy”. Śmiem twierdzić, że spory wpływ na to miały nie tylko liczne koncerty i próby z zespołem Nowaka, ale także współpraca w ramach projektu Sophia Grand Club (gdzie musiał pogodzić własne chęci bycia „z przodu” ze współpracą i zespołowym, partnerskim graniem kolegów) oraz coraz słabsza nić łącząca Skubiego z obecną wizją rapu. Sam zainteresowany daje temu zresztą wyraz we wspomnianym już utworze „Banger Alert”, gdzie jego muzyczni idole (Guru, A Tribe Called Quest, The Roots) przeciwstawiani są banalności znanej z ostatnich przebojów. W pamięci zapada szczególnie linijka „nie wiem czy to jeszcze rap, czy bez wyrazu durne bełkotanie”, gdzie raper zmienia na moment flow, parodiując trapowy sposób rymowania.

Grupa Eskaubei & Tomek Nowak Quartet w składzie (od lewej): Eskaubei, J. Płużek, T. Nowak, A. Wykpisz i M. Olszewski (foto: materiały prasowe)
Ta płyta to również podróż do czasów przeszłych naznaczonych melancholią i wzorcami, o których zdążyliśmy już zapomnieć. Co istotne, Eskaubei, pełniąc rolę przewodnika, w podróży tej powołuje się często na wzorce literackie, wartości poszukując właśnie w książkach z minionych epok („Ulica Krokodyli”) lub życiorysach twórców („Tyrmand to jazz”, „Zawsze tu”). Muzyczny klimat poszczególnych utworów osadzonych we wspomnianej tematyce potęguje dodatkowo brzmienie trąbki, które – chociażby tak, jak ma to miejsce w „Zawsze tu” – nie tylko rozpoczyna kawałek, ale ciekawą, dłuższą partią solową kończy całość.
Melancholia, o której wspominałem wcześniej, oraz ciekawość tego, co dla Skubiego z wiadomych przyczyn nie może być znane z autopsji, ujawnia się także w numerze „Powiedz mi” – historii osadzonej przy kawiarnianym stoliku, przy którym raper łaknie opowieści i anegdot starszych muzyków-jazzmanów. Zgrabnie wspiera go w tym Eldo, który dokłada do całości zwrotkę utrzymaną w charakterystycznym dla siebie tempie, z typową narracją oraz składnią i metaforyką („cierpliwie stoi ten, kto z nudów nie ziewa”).
Zresztą dobór gości to kolejna sprawa, o jakiej muszę wspomnieć. Zaprosić kogoś to jedna sprawa, ale zaprosić kogoś do odpowiedniego utworu to zupełnie inna bajka. Ile razy zdarzało się, że ostrzyliśmy sobie zęby na featuring, by następnie obejść się smakiem lub czuć spore rozczarowanie, a wszystkiemu winna była adekwatność gościa do utworu. Na „Sweet Spot” selekcja idzie w parze z wpasowaniem się do tematyki oraz czegoś, co najogólniej nazwiemy klimatem poszczególnych numerów. Przykładowo, kto lepiej zharmonizowałby się z utworem o snuciu opowieści w zadymionym klubie niż Eldo? „Opowiedz mi” w tekstowej formie, jaka zaprezentowana została na „Sweet Spot”, mogłoby spokojnie trafić na „CKCUA”. Z czyim męskim wokalem „Proszę o więcej” brzmiałoby lepiej, jeśli nie z głosem Jareckiego, który na solowej płycie z 2017 roku udowodnił, że tego typu soulowy vibe nie jest mu obcy? Ktoś powie, że Skubi i Nowak poszli na skróty i sugerując się schematycznym myśleniem, dopasowali tematykę utworów do muzycznego stylu gości, ale moim zdaniem wymagało to również przemyślanego działania, które finalnie okazało się strzałem w dziesiątkę. I taką okrągłą dychę chętnie dałbym też całej płycie, jako ocenę końcową. Przyznaję jednak sześć, bo… wyżej nie mogę – to górna granica obowiązującej tutaj skali. (MAK)
![]()
Eskaubei & Tomek Nowak Quartet „Sweet Spot” |
|
*** *** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera. Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Instagramie i Twitterze.

Jedna uwaga do wpisu “Recenzja: Eskaubei & Tomek Nowak Quartet „Sweet Spot””