Rozkręca się koncertowy sezon w AmfiQu.

Kasia Lins z zespołem w Amfiteatrze w Tarnowie
Czwartkowy występ Kasi Lins w tarnowskim Amfiteatrze zaliczę do tych koncertów, które w pewnym stopniu zmieniają moją optykę na temat wykonawcy. Przyznać bowiem muszę, że płyta „Wiersz ostatni” nie należy do moich faworytów ubiegłego roku. Połączenie muzyki elektronicznej z melodiami, dla których korzeni szukać należy w klasycznym rock and rollu, soulu oraz country, to koncepcja naprawdę ciekawa, ale sam pomysł a jego realizacja to już dwie różne rzeczy. Brzmienie zaprezentowane na albumie wydało mi się dość płaskie i jednowymiarowe, a co za tym idzie nie tak interesujące, jak to, co Lins proponowała na swoim debiutanckim materiale „Take My Tears” z 2013 roku (o którym, po sukcesie nowej płyty, sporo osób niesłusznie zapomniało). Tymczasem okazało się, że na żywo kompozycje te zyskują bardzo wiele.
Jestem wzrokowcem, dlatego już na początku urzekły mnie czarno-czerwone kolory ubrań członków zespołu towarzyszącego wokalistce (Karol Łakomiec – gitara, Zuza Kłosińska – gitary, Agnieszka Bigaj – samplery, klawisze, Tomasz Zachara – perkusja) oraz róże przytwierdzone do statywów. Taki entourage dopełnił, jak miało się okazać dopiero później, całego wrażenia i pomógł w zbudowaniu klimatu występu (który idealny nie był, ale o tym w swoim czasie).
Kasia Lins zaśpiewała piosenki, jakie znajdziemy na albumie „Wiersz ostatni”, setlistę uzupełniając o cover utworu z repertuaru grupy Maanam, „Kocham cię kochanie moje”. Koncert, zgodnie z oczekiwaniami, opierał się na produkcji muzycznej hołdującej aktualnym trendom (z dużym udziałem elektroniki) przy jednoczesnym szacunku dla klasyki (w tym przypadku gitarowej, odsyłającej do rock and rolla, lekkiej psychodelii, korzennej muzyki soul, a nawet country i quasi-bałkańskich brzmień). Jednak w porównaniu z tym, co możemy usłyszeć odtwarzając krążek, całość wydała się bardziej skupiona na brzmieniu. Było ono gęstsze, akcentowało smaczki, jak chociażby solowa, westernowska partia gitary w „Tak widzę nas”, która w wersji płytowej wydaje się trochę nijaka. Obrazowość to kolejne hasło, jakie łączyłbym z muzyką Lins po czwartkowym spotkaniu na żywo. Już pomijam wspomniany wcześniej element scenicznego image’u, który niewątpliwie mocno działał na wyobraźnię i odbiór prezentowanych treści. W tym wypadku chodzi mi bardziej o emocje, których nośnikiem były kolejne piosenki i zawarte w nich słowa; o eteryczność niektórych fragmentów podsycanych wrażliwą gitarą Kłosińskiej i kobiecymi chórkami; o żonglowanie nastojami, które zmieniały się w zależności od piosenki.
Pomimo sporej dawki muzycznych atrakcji, jakie miał do zaoferowania zespół, jego członkowie cały czas pamiętali o tym, że sytuacja występu na żywo rządzi się swoimi prawami i show powinien trwać do samego końca. Utwór „Odchodząc”, który – taki psikus – płytę otwiera, w trakcie koncertu zagrany został na końcu (nie licząc wykonanego na bis „Wiersza ostatniego”), a jego solowe wykonanie przez wokalistkę poprzedziło powolne odłączanie się i schodzenie ze sceny kolejnych muzyków, aż do momentu, kiedy z publicznością sam na sam została liderka. Pomyśleć tylko, jak dobrze to wszystko brzmiałoby i wyglądało w małym klubie, jakim dysponuje Tarnowskie Centrum Kultury, gdzie odległość pomiędzy zespołem a publiką byłaby niemalże zerowa, a przez to odczuwanie i wrażenia towarzyszące koncertowi zostałyby zwielokrotnione. To niewątpliwie jedyny mankament, jakiego można doszukać się w całej sytuacji (noszącej znamiona pikniku?) prezentowania muzyki w Amfiteatrze. Odczuła go także zapewne sama artystka, która dość długo, takie przynajmniej odniosłem wrażenie, nie mogła złapać właściwego kontaktu z obecnymi na widowni osobami.
Czwartkowa wizyta Kasi Lins w Tarnowie była przepełniona muzycznymi zmianami nastrojów – od mocniejszych, bardziej tanecznych momentów, przez balladowe i nieco melancholijne utwory, aż po emocjonalny hołd dla ikon literatury (Broniewski) i muzyki (Kora). Dała także możliwość – przynajmniej mi – na zrewidowanie sądów na temat materiału zawartego na płycie „Wiersz ostatni” i popatrzenia na niego przychylniejszym okiem (posłuchania go przychylniejszych uchem), już przez pryzmat występu na żywo.
Na koniec informacja dla osób zainteresowanych niedzielnymi wydarzeniami w Amfiteatrze – w tym koncertem bardzo popularnej w Tarnowie grupy K.A.C. Impreza za względu na niekorzystne prognozy pogody (przewidywane są obfite opady deszczu) została przełożona na koniec czerwca. (MAK)
*** *** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera. Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Instagramie i Twitterze.