Gold Song #457: „Falling To Pieces”

W cieniu „Epic”.

Okładka singla „Falling To Piece” (foto: discogs.com)

Grupa Faith No More długo szukała właściwego człowieka, który będzie nie tylko odpowiadał za wokal, ale spełni się w roli lidera z prawdziwego zdarzenia. O Mike’u Morrisie i Courtney Love, czyli postaciach z ery sprzed wydania debiutanckiego albumu „We Care A Lot”, niewielu już pamięta, natomiast zmarły w listopadzie 2017 roku Chuck Mosley obecny był jedynie na dwóch pierwszych płytach zespołu, które były tylko wprawką do sukcesów, jakie miały dopiero nastąpić. Chociaż o zmarłych nie pisze i nie mówi się źle, to mimo wszystko warto dodać, że pochodzący z Hollywood artysta częściej zawodził niż wspierał swoich kompanów z kapeli, przesadzając z używkami do tego stopnia, że zaczęło to przeszkadzać nawet pełnokrwistym muzykom rockowym, z jakich przecież od początku składała się grupa FNM. I wtedy pojawił się on, Mike Patton.

Wokalista, który stał się symbolem kalifornijskiego zespołu, dołączył do składu w 1988 roku, niemalże w przededniu rozpoczęcia sesji nagraniowej z myślą o trzecim albumie, który do sprzedaży trafił w połowie następnego roku i nosił tytuł „The Real Thing”. Płyta okazała się przełomowa i kto wie, być może gdyby nie ona, FNM nie przetrwaliby do następnej dekady (czytałem taką opinię, ale nie jestem przekonany, ile jest w niej prawdy, a ile fałszywych spekulacji). Materiał był pierwszym krążkiem grupy notowanym na amerykańskiej liście Billboard 200 (jedenaste miejsce), spory sukces osiągając także w Wielkiej Brytanii (trzydziesta lokata) oraz Australii i Nowej Zelandii (odpowiednio: druga i trzecia pozycja). Duża w tym zasługa singla „Epic”, bodaj największego hitu zespołu z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, który jako pierwszy w dorobku kapeli doczekał się certyfikatu za sprzedaż w USA.

Tym, co przekonuje mnie na „The Real Thing” najbardziej, jest jednak numer „Falling To Pieces”, który jako singiel zamykał promocję płyty w 1990 roku. Kawałek odwołujący się do popowych brzmień z elementami muzyki funk (charakterystyczna linia gitary basowej) i jazzowo-rockowej perkusji z święcącym triumfy „Epic” nie miał wprawdzie większych szans, na zawsze pozostając już w jego cieniu, ale jego przebojowy potencjał był nie do przecenienia – stąd też pewnie decyzja o nakręcenie do niego szalonego teledysku, który przypominam poniżej. (MAK)

*** *** *** *** ***

Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera. Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Instagramie i Twitterze.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.