Do słuchania, przeżywania i tańczenia.

Joanna Duda „Keen”
(2019; Alpaka Records)
Przymusowy detoks od słuchania premier nadrabiałem w ostatnim tygodniu dość łapczywie, sięgając niemalże po wszystko, co tylko się dało. Wpłynęło to na ogólną jakość poznawanych płyt. Spośród tych, o których pisać można pozytywnie, znalazł się solowy materiał Joanny Dudy – pianistki kojarzonej przede wszystkim przez słuchaczy jazzu i fanów scenicznych projektów Wojtka Mazolewskiego. To, co Duda zaproponowała wyłącznie pod własnym nazwiskiem, kierowane jest raczej do miłośników brzmień alternatywnych. Zerowy mainstreamowy charakter tego albumu jest efektem mieszanki chłodnych, wręcz surowych melodii, dla których podstawą okazały się elektronika i przetwarzany dźwięk fortepianu. Wypadkowa syntetyki, różnego rodzaju dźwięków (niekoniecznie będących wynikiem muzycznych zabiegów), samplowanych syków, trzasków i hałasów z inklinacjami do tematyki science-fiction i futuryzmu. Do przeżywania.

Flamingo Pier „Flamingo Pier EP”
(2019; Soundway Records)
Że niby karnawał, że zapusty, że ostatnie dni na tańce i swawole. W zasadzie to kto nam (Wam?) zabroni bawić się także później? Tym bardziej, jeśli panowie z Flamingo Pier przedstawili właśnie tak mocny argument w postaci imiennej epki? Płyta na handrę, do posłuchania w samotności (jeśli wstydzisz się gibać wśród innych) lub w tłumie pląsających. Mieszanka stylistyki boogie, afro house’u i muzyki disco, której nie sposób odmówić przebojowości, egzotycznego vibe’u i energii bijącej po uszach z każdego taktu. Do tańczenia.

Sokół „Wojtek Sokół”
(2019; Prosto)
Jestem daleki od pisania Sokołowi laurek, jednocześnie nie zamierzam specjalnie negować tego, co pojawiło się już w innych miejscach w internecie, ponieważ recenzje muzyczne od zawsze uznaję za przejaw subiektywizmu osoby piszącej taki tekst. Rozumiem, że komuś dany materiał mógł przypaść do gustu bardziej, ponieważ znalazł tam rzeczy, których ja nie dostrzegłem, a wszystko chociażby ze względu na życiowe doświadczenie. Niemniej pierwszy solowy materiał Sokoła na pewno jest wydarzeniem istotnym dla krajowej sceny rapowej. Jest przykładem na to, jak posiadając uliczne korzenie, nagrać płytę o elektronicznym posmaku i nie stracić w oczach zarówno fanów ceniących sobie tzw. street credit oraz słuchaczy lubujących się w nowoczesnym podejściu do rymowania. To rzecz dla tych, którzy ponad idealnie skrojony pod względem technicznym tekst stawiają ciężki jak ołów, narracyjny sposób kładzenia wersów. I w końcu, to także krążek, których chociaż bez znaczącego udziału kobiecego wokalu, w prostej linii nawiązuje do płyt nagranych z Marysią Starostą (bardziej drugiej niż pierwszej). Wszystko to jednak pozostaje – myślę, że to będzie najodpowiedniejsze stwierdzenie – mało wyraziste. Nie ma w tym materiale wielu momentów, które uruchamiałyby we mnie chęć gwałcenia przycisku replay. Sokół, owszem, sięga głęboko, dotykając przy tym duszy, ale nie ma w tym za grosz charyzmy, którą ujmował końcem lat dziewięćdziesiątych na płytach WWO. Mimo wszystko – do posłuchania. (MAK)
*** *** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera. Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Instagramie i Twitterze.
Jedna uwaga do wpisu “Krótka piłka #453: „Keen”, „Flamingo Pier EP”, „Wojtek Sokół””