Recenzja: Palmer Eldritch „Sidereal”

Zakaz stania w miejscu.

Duet Palmer Eldritch (foto: materiały prasowe)

Duet Palmer Eldritch zaprasza do tańca. Ok, może trochę przesadzam – wszak po puszczeniu nowych nagrań digana i Rapha nikt nie zacznie pląsać na parkiecie (może po srogich pigułach?), ale faktycznie w brzmieniu panów zagościły melodie, jakich wcześniej raczej byśmy się po nich nie spodziewali.

Nowi Palmer Eldritch, o ile można ich tak nazwać, to pokłosie przemian, jakie zaszły w działalności duetu. Projekt przede wszystkim zaczął występować na żywo. Zmieniło się więc podejście artystów do odbiorcy – z muzyków, którzy nie wychylali się dotychczas poza obszar sytuacji rejestrowania i udostępniania efektów tego procesu publiczności w formie nagrań, przerodzili się w zespół spotykający się ze słuchaczem „twarzą w twarz”, z jego reakcją na „tu i teraz” oraz mogący od razu weryfikować i rozpoznawać potrzeby drugiej strony tego swoistego dialogu. „Sidereal” jest więc kolejnym rozwojowym krokiem w historii duetu.

Materiał rozpoczynają dwie części „The Thing Called Time”. Patrząc na tytuły, są całością, jednak ich rozbicie okazuje się sensowne w momencie, kiedy wysłuchamy obu. Pulsująca elektronika jest wspólnym mianownikiem, ale dwójka niesie więcej etnicznego przekazu, który gościł już na poprzedniej płycie Palmerów. Zresztą swoistego motywu lustra, gdzie coś jest niby takie same, ale w gruncie rzeczy okazuje się przeciwieństwem, spodziewać można się też w sąsiadujących ze sobą numerach „Stop Being Yourself” i „Stop Being Myself”, gdzie kolejno duet serwuje nam wątki etniczne przeciągnięte psychodeliczną barwą, która w wersji myself obfituje dodatkowo mocniej akcentowaną elektroniką skrzyżowaną z gitarą, co finalnie doprowadza brzmienie do gęstego, mrocznego downtempo. Hipnotyzujący kawałek.

Dobrze, ale gdzie ten taniec?

W środku.

Palmer Eldritch postanowili, że „Sidereal” będzie takim ciastkiem z niespodziewanym nadzieniem. O ile początek i koniec materiału to ciasto, które ocenić można wzrokiem, na przykład po stopniu wypieczenia, o tyle tracki trzeci, czwarty i częściowo wspomniane już wcześniej „Stop Being Yourself” i „Stop Being Myself” (występujące na traciliście na pozycjach piątej i szóstej) są słodkim środkiem, który zaskakuje swoim smakiem. „Control” z Leną Osińską jest najbardziej piosenkową propozycją w całej dyskografii duetu, zasługując jednocześnie na miano najbardziej przystępnego brzmieniowo utworu, jaki kiedykolwiek nagrali Raph i digan. Z kolei „IDDQD” okazuje się krótkim, ale sympatycznym numerem – skomponowanym tak, aby nie męczyć, ale stanowić pomost między następnymi tytułami zawartymi na krążku.

Dojrzalsi, bogatsi o nowe doświadczenia i w związku z tym mądrzejsi – przede wszystkim muzycznie. Talent i chęć jego rozwoju pozostał bez zmian. Połączenie tych rzeczy doprowadziło Palmer Eldritch do nagrania, zresztą zgodnie ze wszystkimi przyjętymi kanonami, najlepszej płyty w ich dorobku. Po nieszczęsnych „Nagraniach dla androidów” pozostało już niewiele i z każdym kolejnym płytowym projektem duet podwyższa lub zachowuje uprzednio osiągnięty pułap. Po wysłuchaniu „Sidereal”, jak nigdy dotąd, mocniej ciśnie się jednak na usta stwierdzenie: Panowie, spierdalajcie z tego kraju. Może gdzie indziej zaczniecie zarabiać na muzyce. (MAK)

Palmer Eldritch „Sidereal”
(2018; Trzy Szóstki)

*** *** *** *** ***

Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.