Krótka piłka #443: „Dożyłem 25 lat i nie będę nic zmieniał”, „Małomiasteczkowy”, „Basta”

Wspólny mianownik trzech prezentowanych dzisiaj płyt to liczba dwadzieścia pięć.

Holak „Dożyłem 25 lat i nie będę nic zmieniał”
(2018; HOLAK/Asfalt)
Przeżycie ćwierć wieku to dobry czas na refleksję. W polskim rapie zrobił to chociażby Ten Typ Mes, publikując dedykowany temu utwór. Holak poszedł o krok dalej i postanowił nagrać na ten temat płytę. Nie jest jednak tak, że członek Małych Miast skupił się na przedszkolnych zabawach czy pierwszym dniu w szkole podstawowej. Aż tak głęboko w prywatne archiwa Mateusza nie zostały spenetrowane, ale faktycznie album ten nazwać można rachunkiem kończącym pewien etap w życiu. Podoba mi się pomysł na ułożenie utworów. Wydaje się, że chronologia była ważnym elementem tego planu. Holak w pierwszej kolejności nawiązuje do symboli młodości, a może nawet i dzieciństwa: gry „Grand Theft Auto”, serialu „Power Ranger” i postaci osnutych osiedlowymi mitami („Kuzyn ziomka z podstawówki”). Następnie skupia się na czasach bliższych, może nawet aktualnych dla okresu, kiedy powstawała płyta („Literki”, „Miłość”, „Moje błędy to ziomal”), by finalnie dać przykład czegoś, co moglibyśmy nazwać puentą i prognozą na przyszłość („Niedoczekanie”, „Wakacje są od tego, by się uczyć”). OK, nie wszystko tutaj mi się podoba (najbardziej gościnne zwrotki Frostiego i – ku dużemu zaskoczeniu – Włodiego), ale i kupuję tę płytę w większym stopniu niż wydany rok temu materiał „The Introvert” (szczególnie jeśli chodzi o muzykę; Max Psuja – robisz to dobrze, chłopaku!).

Dawid Podsiadło „Małomiasteczkowy”
(2018; Sony Music)
Dawid Podsiadło skończył w 2018 roku dwadzieścia pięć lat. Jak na tak młody wiek wokalista dorobek ma już spory – i nie chodzi wcale o ilość (chociaż trzy solowe płyty i jedna z grupą Curly Heads mogą robić wrażenie), ale jakość. Wszystko, co wychodzi z jego nazwiskiem na okładce, trzyma wysoki poziom. „Małomiasteczkowy” ponownie potwierdza, że Podsiadło jest aktualnie najjaśniej świecącą męską gwiazdą na krajowej scenie. Owszem, jest to album popowy, ale za to jaki! Nagrany z pomysłem i prostotą jednocześnie, ale nie taką, która naznaczona byłaby prostactwem. To taki pop, którego komercyjne radia nie będą chciały puszczać. Tak, macie rację – singiel tytułowy już dawno podbił krajowe rozgłośnie, ale numer ten – i nie piszę tego z negatywnym nastawieniem – odstaje nieco od reszty materiału. Nie żeby był zły. Jest po prostu utworem „pasującym do radia”. Pozostałe piosenki – i muzycznie, i tekstowo – nie wykazują już tej kompatybilności. I bardzo dobrze, ponieważ ciekawego i dobrze zagranego popu w Polsce w dalszym ciągu brakuje, a Podsiadło – jakkolwiek dziwnie to zabrzmi – wypełnia tę niszę idealnie.

Nosowska „Basta”
(2018; Kayax)
Dwadzieścia pięć lat temu – na początku 1993 roku – grupa Hey wydała pierwszy studyjny materiał, który w niektórych kręgach jest dzisiaj niemalże kultowy. „Basta”, nowa solowa płyta Katarzyny Nosowskiej, jest jednak synonimem słowa „zerwanie”. Wokalistka zrywa na niej nie tylko z dotychczasowym wizerunkiem artystki opierającej swoje teksty na słowach-wytrychach oraz rozbudowanych metaforach („Zagłada kwiatów trwa / Koncentracyjny parapet w domu mam” do dzisiaj pozostaje moim ulubionym dwuwierszem w jej dorobku), którymi zapracowała sobie na miano „drugiej Osieckiej”, ale przede wszystkim prezentuje zupełnie inne muzyczne ja. To nie jest Nosowska z czasów „puk.puk”, gdzie muzyka elektroniczna przyjęła z otwartymi ramionami Nosowską-tekściarkę z Heya. Tutaj jest inaczej. Wokalistka stawia na prosty, niemalże zero-jedynkowy przekaz. Pisze i mówi wprost o rzeczach ważnych dla każdego z nas. Poruszane tematy są uniwersalne (dorastania w poczuciu niezrozumienia i obcości) lub takie, które z łatwością można rozszyfrować (problem alkoholowy partnera, przemoc – psychiczna i fizyczna – w związku). Nosowska jest odważna – opuściła bezpieczny kokon rockowej gwiazdy i postanowiła zrobić coś nowego. Z książką jej nie wyszło, z płytą już tak. Artystka spróbowała swoich sił w czymś, co formą zbliża się do rapu, ale nie jest nim i nigdy nie będzie (pojawiający się w jednym z utworów Łona pokazuje, jaka przepaść dzieli w tym wypadku adepta od mistrza). Od strony muzycznej nie ma tutaj niczego spektakularnego. Fox oparł swój warsztat na znanych (zgranych?) patentach. Co ciekawe, i płycie, i Nosowskiej wyszło to na dobre. Nieskomplikowana forma produkcji poszczególnych utworów wpasowała się w prosty przekaz, jaki chciała nadać wokalistka. Efekt zamierzony czy też nie, słucha się tego na tyle dobrze, że człowiek jest gotów zapomnieć nawet o słabym singlu „Ja pas!” zwiastującym całość. (MAK)

*** *** *** *** ***

Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.