Krótka piłka #441: „Teatime Dub Encounters”, „The Now Now”, „Masana Temples”

Jak co środę trzy nowe płyty i opinie na ich temat.

Underworld & Iggy Pop „Teatime Dub Encounters”
(2018; Caroline International)
Dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Oczywiście w wielu przypadkach muzycy budują swoje kariery na powtarzalności i powielaniu schematów i mało komu jest z tym nie po drodze, ale temu, co zrobił Iggy Pop pozytywnej noty wystawić nie można. Wcześniejsze romanse rockmana z muzyką elektroniczną przyjęły się dość dobrze (chociażby wydany dwa lata temu „Leaves Of Grass”, który był wynikiem współpracy z przedstawicielami niemieckiej sceny), jednak nowemu tytułowi sporo brakuje do przeciętności. Cztery premierowe numery są kalką brzmień kojarzonych z innymi artystami. Słuchając tej krótkiej płyty, za każdym razem miałem w zasadzie dwa spostrzeżenia: „Rany, jakie to wtórne” i „O, jak dobrze, że to już koniec”. Brak zgrania, zbytnie parcie na wspólny projekt, a może coś jeszcze? Bez względu na powód, ten materiał nie powinien ujrzeć światła dziennego.

Gorillaz „The Now Now”
(2018: Parlophone)
Tegoroczna płyta zespołu Gorillaz jest w zasadzie tym, czego oczekiwali fani: fuzją muzyki elektronicznej z rockiem, hip-hopem, brzmieniami syntetycznymi i disco. Czyli wszystko tak, jak na poprzednich albumach sygnowanych wirtualnym tworem Damona Albarna, ale jednak coś tutaj nie gra. „The Now Now” nie jest płytą słabą, jednak do przyzwoitości też sporo jej brakuje. Całość brzmi raczej jak składanka piosenek, które powstały w ramach sesji nagraniowej do poprzedniego krążka, a teraz – z braku laku – doczekały się odświeżenia i publikacji. Być może mylnie, ale odnoszę wrażenie, że Brytyjczyk nie ma już pomysłu na to, w którą stronę powinien zmierzać projekt pod tytułem Gorillaz i próbując zyskać na czasie, robi to, czego oczekiwaliby od niego słuchacze. Problem tylko w tym, że granie na zwłokę z odbiorcami – do tego jeszcze świadomymi – może skończyć się jeszcze gorzej artysta przypuszcza.

Kikagaku Moyo „Masana Temples”
(2018; Guruguru Brain)
Przeciwieństwem dla przywołanych wyżej płyt jest nowy materiał japońskiego zespołu Kikagaku Moyo. Muzycy ci z każdym kolejnym albumem wnoszą do swojego brzmienia nowe elementy, dzięki czemu słuchacz zawsze może spodziewać się czegoś, z czym wcześniej na ich krążkach się nie spotkał. Czwarty materiał w dorobku grupy wciąż wpisuje się w ten schemat (i to jedyny schemat, jaki możemy tutaj uświadczyć). Na potrzeby tej płyty zespół stworzył sobie wyimaginowany świat pełen świątyń. Koncept podparty został muzyczną mieszanką psychodelicznego folku, elementów charakterystycznych dla kultury hinduskiej, japońskiej oraz portugalskiej (echa fado). Artyści bawią się przy tym wszystkim, zabierając w tę swoistą podróż słuchaczy. Momentami materiał mocno odjechany (powinni sprzedawać go jako gratis do działki LSD), ale przede wszystkim dobrze zagrany, zaaranżowany i skomponowany. (MAK)

*** *** *** *** ***

Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.