Recenzja: Two Timer „The Big Easy”

Trzeci album poznańskiego zespołu.

Okładka płyty „The Big Easy” (foto: materiały prasowe)

Poznańska grupa Two Timer kolejny raz inspiruje się podróżą do Stanów Zjednoczonych (tym razem do Nowego Orleanu) i pod wpływem spędzonych tam dni nagrywa nową płytę, którą wypełniają dźwięki charakterystyczne dla tradycji bluesowego południa i elektrycznej północy.

„The Big Easy” jest albumem nagranym „na żywo”, ale w studio. Nie ma więc w sobie tyle mocy, co materiał rejestrowany w sytuacji koncertowej, ale automatycznie i tak zawiera więcej energii, jaka wspólnie z muzyką dociera do nas z głośników. Niespełna godzinny krążek podzielony na trzynaście utworów to potężna dawka surowego bluesowego brzmienia, dla którego wyznacznikiem są harmonijka ustna, elektryczna gitara i sekcja rytmiczna bez wstydu sięgająca po wzorce wczesnego rock and rolla oraz klasycznego bluesa (Łukasz Rudnicki – bas, Max Psuja – perkusja; swoją drogą Psuja, który zdążył na blogu zagościć już przy okazji wpisów dotyczących całkowicie odmiennych muzycznych gatunków, potwierdza swoją wszechstronność jako perkusista, bez problemu odnajdując się także w muzyce o gitarowym rodowodzie).

Na płycie grupa Two Timer w znaczny sposób oddaje hołd tradycyjnej bluesowej estetyce (czego przykładem „Letter To Charlie”, „The Jack”, „The Brief Song”), dokładając do tego także elementy bardziej rozrywkowego, jak stylistyka boogie („Drinking Boogie”). Muzycy nie zapominają przy tym o urozmaiceniach i typowo artystycznych wstawkach, jak partia saksofonu (Maciej Sokołowski) w otwierającym krążek utworze „Poetics Of Refusal”. Piosenki wypełniające album w przewadze należą do skocznych i tanecznych, w których rock and rollowe gitary z efektami i rytmika dodają melodiom pazura (np. „Frenchmen Boogie”, „Peaceful Life”), ale nie brakuje także momentów wolniejszych. Mam na myśli „Let It Go” (z soulowo-gospelowym chórkiem), „4tornadoes” (retrospekcja z wizyty w Nowym Orleanie, do terytorium którego zbliżały się cztery tornada) i „Something’s Missing” – balladę o rockowym zabarwieniu, z wplecioną między śpiewane przez Piotra Gorzkowskiego fragmenty potężną, solową partią gitary Ernesta Kałaczyńskiego.

Oczywiście „The Big Easy” w nie jest albumem idealnym. Irytować może zbytnie skrojenie niektórych utworów pod schemat i popadanie w monotematyczność. Blues, jako gatunek mocno wyeksploatowany, ma jednak to do siebie, że naprawdę trudno w nim o innowacyjność. Zespół Two Timer postanowił więc nie szukać na siłę udoskonaleń (co mogłoby się zakończyć fiaskiem), ale skupił się na dobrej grze i zaprezentowaniu kompozycji skrojonych tak, aby trafiły do miłośników takiego brzmienia. I to, bezsprzecznie trzeba przyznać, wyszło im po prostu dobrze. (MAK)

Two Timer „The Big Easy”
(2018; Vision Records)

*** *** *** ***

Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.