Dwa razy płyty polskie plus jedna angielska.

Smoove & Turrell „Mount Pleasant”
(2018; Jalapeno Records)
Kolejna płyta Brytyjczyków: z jednej strony nazywana, przez nich samych, kontynuacją poprzedniego krążka (jako druga część swoistej trylogii), z drugiej – i tutaj wchodzi w grę moje odczucie – o wiele bardziej dojrzalsza od ostatniego materiału. „Mount Pleasant” jest przede wszystkim albumem naładowanym emocjami. Głównym tematem wydają się być związki – różnorakie, mające miejsce na wielu płaszczyznach, najczęściej te wewnętrzne (czyli z samym sobą) i zewnętrzne (ze światem, innymi ludźmi). Oczywiście najprostszym tropem i zarazem przykładem ilustrującym będzie numer „Mr Hyde”, ale dobitnie o problemie tym mówią również „Hate Seeking Missile” (piosenka, do której tekst napisany został jako reakcja na zabójstwo parlamentarzystki Joe Cox) i „Flames To Feed” (gdzie człowiek przedstawiony jest jako niewolnik pieniądza w formie plastikowej karty kredytowej). Smoove & Turrell o tym wszystkim mówią na tle przebojowej mieszanki soulu i funku, której brzmienie w pierwszej kolejności zachęca raczej do pobujania się i potańczenia niż wsłuchiwania się w teksty i wyciągania z nich wniosków. Ale kto wie, być może to jest właśnie sposobem na osiągnięcie sukcesu?

Skicki-Skiuk „Chrarumimia”
(2018; BITTT Records)
Debiutancki materiał zespołu Skicki-Skiuk wydany w oficynie należącej do Leszka Możdżera, który musiał (?) dołożyć do niego także swoje trzy grosze w postaci fortepianowej partii w jednym utworze. Według mnie ruch ten można było dopuścić, tzw. duże nazwisko nie było potrzebne, album bowiem broni się sam. Muzycy kwartetu stawiają na współczesną wizję jazzu, dla którego granicą nie jest gatunkowość, ale jakość i poziom prezentowanych kompozycji. Osiem utworów odsyła słuchaczy zarówno do obszarów mocnej improwizacji i stylistyki free, a także fuzji z rockiem (psychodeliczne zakończenie płyty), jak i funkiem („Fryzjer”). Dobra płyta pełna ciekawego frazowania, interesujących przejść i współpracy sekcji rytmicznej, chociaż znajdą się też pewnie tacy, którym nie przypadnie ona do gustu (patrz i słuchaj: finał utworu „Mr. O”).

Kraków Street Band „Going Away”
(2018; wydanie własne)
Grupa w prostej linii nawiązuje do tradycji gry na ulicach Krakowa (stąd też jej nazwa), ale w żadnym wypadku nie ogranicza się do jednego-dwóch instrumentalistów, jak zwykle ma to miejsce. Dziewięcioosoby skład można wręcz nazwać małą orkiestrą, ponieważ grupę tworzą: gitarzyści, formacja rytmiczna (kontrabas, perkusja) i sekcja dęta (saksofon, trąbka, puzon). Ten ostatni składnik jest według mnie czymś, co odróżnia i wyróżnia zespół na tle reszty sceny blues/country. Gdyby nie dęciaki, brzmienie kompozycji zaproponowanych przez Kraków Street Band nie odbiegałoby od – nazwijmy to umownie – przyjętej bluesowej normy. Dołożone dźwięki instrumentów dętych nie tylko odsyła słuchaczy w rejony soulu i rhythm’n’bluesa, ale przede wszystkim rozbudowują poszczególne numery, przyciągając także uwagę odbiorców, dbając przy okazji o energię emanującą niemalże z każdego taktu. Szkoda tylko, że krakowska ulica – przynajmniej w tym przypadku – posługuje się wyłącznie językiem angielskim, ale staram się też zrozumieć konwencję przyjętą przez grupę i chęć połączenia nadwiślańskiej wrażliwości z bluesową tradycją rodem z USA. (MAK)
*** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.