Krótka piłka #432: „Triste Sol”, „Kolej podziemna”, „Koniec EP”

Jedna nowość i dwie przegapione, ale tegoroczne płyty.

Te-Tris x SoulPete „Triste Sol”
(2018; Soraw Records)
Coraz rzadziej sięgam po krajowy rap (w zasadzie powinienem napisać: rap, bez rozróżnienia na krajowy i zagraniczny). Wszystko przez dwa czynniki: brak czasu, który pożytkuję na słuchanie innych gatunków, oraz fakt, że od bardzo dawna niewiele płyt z tego nurtu miało mi do zaoferowania coś, z czym nie tyle bym się utożsamiał, ale po prostu z czym wytrzymałbym dłużej niż jeden odsłuch. Z albumem „Triste Sol” jest inaczej. Już sam fakt, że dałem się na mówić na zakup w tzw. preorderze po usłyszeniu pierwszego singla sprawia, że mamy do czynienia z czymś odmienny. Dodatkowo – i co chyba najistotniejsze – jego zwartość pozytywnie mnie zaskoczyła. Pozytywnie, bo z Te-Trisem bywało przecież różnie: albo nagrywał krążki, które z miejsca robiły na odbiorcach piorunujące wrażenie, albo takie, do których nie chciało się wracać, często żałując wydanych na nie pieniędzy. „Triste Sol” zdecydowanie zalicza się do pierwszej kategorii. Przede wszystkim raper idealnie wstrzelił się z klimatem nagrań: leniwym, letnim, z kołyszącym vibe’em. Premiera takiej płyty jesienią lub co gorszą zimą byłaby wielkim błędem, a tak dzisiaj, przy trzydziestu stopniach w cieniu i lecie w mieście, wiele osób w „Triste Sol” odnajdzie swój wakacyjny soundtrack. Tet na tle takich słonecznych bitów (częściowo także swojego autorstwa) radzi sobie bardzo dobrze, raz po raz serwując ciekawe wersy, które wykładane są jakby bez wysiłku, naturalnie. W liryce dominuje tematyka odcinania się od problemów, zwolnienia tempa i odpoczynku od spraw codziennych. Wyjątkiem od tej reguły jest w zasadzie jest tylko „Fenix”, który można by traktować jako swoisty bonus. Minusy? Są nimi goście obniżający poziom o dwie, nawet trzy klasy (z wyjątkiem Spinache’a – nie licząc refrenu).

Proceente/Metro „Kolej podziemna”
(2018; Aloha Entertainment)
Warszawski raper kolejny raz nagrał płytę, która nie trafi w gusta typowych odbiorców tego gatunku w Polsce. Bo ilu słuchaczy ceni dzisiaj autentyczny rap bez przechwałek, agresji i malkontenctwa? Kto zwróci uwagę na chłopaka, który nie kreuje siebie na osiedlowego chuj-wie-kogo, zamiast tego proponując wersy o ukochanej (ale takie przyzwoite, bez głupich i seksistowskich wycieczek), interesujących go lekturach lub wakacyjnej peregrynacji? Małe (coraz mniejsze!) jest grono odbiorców, dla których taki hip-hop będzie wartościowy i godny uwagi. A szkoda, ponieważ Proceente (podobnie jak wspomniany wcześniej Tet) ma do zaoferowania muzykę bogatą w emocje i przeżycia, które dotyczą tak naprawdę nas wszystkich, tylko chyba jeszcze nie każdy jest tego świadomy. I nawet jeśli momentami wydawać by się mogło, że raper trochę mędrkuje (w przypadku „Kolei podziemnej” można mieć takie wrażenie nawet zwielokrotnione), to jego naturalność w sposobie przekazywani tych treści sprawia, że jako słuchacz jestem w stanie mu zawierzyć i zostać z takim przekazem na dłużej. Ale siła tej płyty tkwi nie tylko w konsekwencji Procenta, jego racjonalnym podejściu do świta i życiowej normalności. O sukcesie krążka zadecydowało podjęcie współpracy z Metro, który swoimi klasycznymi produkcjami wprowadził do twórczości warszawiaka zupełnie nową jakość, walnie przyczyniając się do jakości zarówno poszczególnych nagrań, jak i całej płyty. Płyty, dodam, najlepszej w dorobku reprezentanta Szybkiego Szmalu.

Syrbski Jeb „Koniec EP”
(2018; Atman Records)
Prawie dwie dekady na scenie sprawiają, że Syrbski Jeb jest dzisiaj jedną z tych grup, które na szeroko pojętej krajowej scenie rockowej wyrobiły sobie markę, o jakiej wiele zespołów będących komercyjnymi wytworami może tylko pomarzyć. Oczywiście fakt ten nie ma niestety przełożenia na łatwiejsze życie Zygfryda Woźniarskiego i spółki, a wręcz przeciwnie – materiał, który ukazał się wiosną tego roku, czekał na wydanie aż dwa lata. Dla mnie sytuacja niepojęta, aby ciekawe projekty muzyczne miały problem ze znalezieniem wydawcy dla swoich dokonań. Chętny się w końcu znalazł, konkretnie niemiecka oficyna Atman Records. Ktoś powie: „O, super! Naszych wydają na Zachodzie”, ja odpowiem, że to skandal, aby taka kapela musiała tułać się po świecie. Dobra, zostawmy to. Co z muzyką? Jest i to taka, o jakiej pomarzyć mogli fani zespołu. „Koniec EP” to mieszanka rockowej psychodelii i stylistyki noise z przewodnią linią gitary. Sporo radości niosą ze sobą także wstawki kojarzone z new wave’em i perkusja zorientowana na miarowe, ale hałaśliwsze niż zazwyczaj granie (być może to efekt rejestrowania materiału na tzw. setkę). Wisienką na torcie dla fanów będzie fakt, iż epka zawiera „Terminale” – bodaj największy przebój grupy, który dopiero w tym roku doczekał się zarchiwizowania na płycie. Ja z kolei cieszę się z muzycznej interpretacji prozy Witkacego, zaczerpniętej z dzieła „Narkotyki” – nieco pokręconej, o orientalnym klimacie, ale jakże adekwatnym do sytuacji, skoro śpiewa się o egipskich i asyryjskich pochodach. (MAK)

*** *** *** ***

Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.