Jest środa, więc kolejne trzy płyty doczekały się oceny.

Medline „Solstice”
(2018; My Bags)
Francuski producent tym razem nie nagrał płyty według „współczesnych” standardów, opierając się na samplowanych utworach z przeszłości. Medline wolał skupić się na odświeżeniu jazzowych i funkowych numerów z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Na „Solstice” beatmaker oddaje do dyspozycji słuchaczy zarówno wersje oryginalne, jak i wzbogacone przez siebie o nowsze brzmienia (np. w przypadku „Running Fast” otrzymujemy w gratisie próbkę dźwięków IDM). Przyjemny mix, który obdzieli dobrem zarówno miłośników jazzu, jak i odbiorców muzyki często opartej na samplowanym basie lub perkusji.

Transmission Zero „Live At Piękny Pies”
(2018; 899821 Records DK)
Z post-rockowymi płytami jest tak, że czasami trudno odróżnić te nagrane w studio od tych, które zostały zarejestrowane w trakcie koncertu. Gdyby nie odgłosy publiczności pojawiające się po kolejnych utworach i tytuł materiału, tak samo byłoby z krążkiem krakowskiej ekipy Transmission Zero. Trio swoimi kompozycjami nie odbiega od standardu, jakim rządzi się gatunek muzyczny, w którym obraca się zespół. „Live At Piękny Pies” oferuje to, co w post-rocku najlepsze, dobrze znane i raczej wyczekiwane przez miłośników: długie gitarowe partie (oniryczne, by za chwilę zaatakować mocniejszym riffem), hipnotyzujące melodie, przestrzenne dźwięki syntezatora i perkusyjny groove. Bez zaskoczeń, ale z klasą i klimatem godnym pochwały.

Jamun „In Rock We Trust”
(2018; Jamz)
Można było bawić się formą i symboliką (jamun to wiecznie zielone drzewo; evergreen to określenie używane do nazwania utworów muzycznych sprzed lat – najczęściej rockowych – które wciąż cieszą się niesłabnącą popularnością; tytuł albumu nawiązuje z kolei do amerykańskiego sloganu In God We Trust umieszczanego chociażby na dolarach), można było dokładać do tego kolejne warstwy ukrytych znaczeń, ale po wciśnięciu play i zapoznaniu się z prezentowanymi dźwiękami, każdy ogarnięty słuchacz zda sobie sprawę, że album zespołu Jamun to trzynaście kawałków autorstwa czterech gości, którzy lubią takie brzmienia. Tyle czy aż tyle? Jakościowo materiał nie wybija się ponad przeciętność, nie odchodząc przy tym znacznie od schematyzmu i wzorców, jakie w tym gatunku ustalone zostały już dawno. Sporo gitarowych partii odwołujących się co rusz do hard rocka oraz psychodelicznego grania, gdzie obok hałaśliwszych momentów pojawiają się także ballady. Bębny dają posmak klasycznego brzmienia, ale nie traktujcie tego, proszę, jako wyznacznika jakości. Słuchając „In Rock We Trust” mam wrażenie, że muzycy zupełnie nie mieli ochoty wyjść poza schemat, który mocno związany jest z zakorzenionym w przeszłości tradycjonalizmem. Tekstowo – podobnie jak w przypadku melodii – nie należy spodziewać się nieszablonowych rozwiązań. „Life is a game, life is a fight” głosi wers otwierający płytę, a słuchacz już wie, że ma do czynienia z rockową liryką powieloną i przerobioną niemalże na wszelkie możliwe sposoby. Mimo wszystko wciąż posiadam wiarę w muzykę rockową, niekoniecznie jednak taką. Fani gitarowej klasyki będą pewnie zachwyceni, ale czy nie lepiej sięgnąć po płytę nagraną i wydaną chociażby w latach sześćdziesiątych lub siedemdziesiątych? Oczywiście niczego nie sugeruję, tak tylko pytam… (MAK)
*** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.