Krótka piłka #426: „To nie jest hip-hop. Rozmowy”, „Kubatura czyli elektryczne wagary”, „A ja żem jej powiedziała…”

Dzisiaj książki – w tym dwie nowości.

Jacek Baliński, Bartek Strowski „To nie jest hip-hop. Rozmowy”
(2018; No Dayz Off)
Wywiady mogą być lepsze i gorsze. Naczytałem się i przeprowadziłem zarówno te, które ocenić można pozytywnie, jak i te, których lepiej nie przypominać – głównie z szacunku dla rozmówców, ale i chęci nie robienia przykrości autorom (w tym także samemu sobie). Dwadzieścia wywiadów, jakie znajdziemy w książce „To nie jest hip-hop. Rozmowy” zaliczyć trzeba do grupy wartościowych – pod względem warstwy merytorycznej, jak i dziennikarskiej formy. Chociaż, żeby nie było kolorowo, to wspomnieć trzeba, że zdarzają się wpadki, jak chociażby zadawanie pytań, na które można odpowiedzieć w najbardziej perfidny sposób – „tak” lub „nie”, kończąc tym samym wątek lub zmuszając dziennikarza do wysilenia szarych komórek i wymyślenia pytania pomocniczego (np. „Ojcami-założycielami JuNouMi jesteście ty z Linkiem, prawda?”, s. 140; „Ty i inni wykonawcy z Nowych Nagrań macie globalne ambicje?”, s. 247; „Wyobrażasz sobie pracę w innej wytwórni?”, s. 439). Takich przypadków w książce liczącej ponad czterysta pięćdziesiąt stron jest zaledwie kilka, co już świadczy o sumiennym przygotowaniu autorów do każdej konwersacji oraz dobrej redakcji zebranego materiału. Przy projektach typu „To nie jest hip-hop. Rozmowy” kontrowersje są nieodłączne. Pierwsza z brzegu dotyczyć może selekcji osób związanych z polską sceną hip-hopową, z którymi zdecydowano się porozmawiać. Zapewne ilu potencjalnych autorów takiej publikacji, tylu raperów i didżejów, z którymi należałoby przeprowadzić wywiady. I chociażby nie wiem jak usilnie każdy z nas, czytelników, próbował przeforsować własne racje co do braku rapera X lub producenta Y, to grupa dwudziestu postaci, z jakimi zdecydowali się porozmawiać autorzy książki, niewątpliwie miała wpływ na ukształtowanie krajowej sceny, odniosła na niej sukces (czasami pięć minut sławy trwało dłużej, czasami równie szybko przemijało), a przy tym wszystkim każdy z nich posiada życie poza muzyką, spełniając się w drugiej roli. To w zasadzie tzw. wspólny mianownik dla całej książki: pokazanie, że poza hip-hopem też jest życie. Jedni pozostali w kręgach muzycznych, inni całkowicie od nich odeszli, ale wszyscy wspominają hip-hop i przygodę z jego tworzeniem z sentymentem i raczej pozytywnie. Większość z tych, którzy mogą pochwalić się dłuższym stażem, nie bała się zestawić i porównać przeszłości z teraźniejszością, dostrzegając przy tym różnice, często podkreślając brak rozsądku, jakim kierowano się piętnaście-dwadzieścia lat temu. Wyłamała się tylko – o ironio – postać, której o bojaźń i brak dystansu nie podejrzewałem. Mowa o Dizkrecie, który – jak czytamy w odautorskiej notce umieszczonej pod wywiadem – w procesie autoryzacji swojej wypowiedzi, postanowił usunąć większość wątków dotyczących obecnej pracy zawodowej i aktualnych czasów. Firmowe standardy, korporacyjne przepisy, a może faktycznie brak odwagi? O to należałoby zapytać samego rapera, tylko czy zechciałby odpowiedzieć? Z premedytacją nie ujawniam smaczków i tematów poszczególnych rozmów. Ogólnie, jak zdążyłem wspomnieć, są o życiu na scenie i poza nią, przenikaniu się obu światów, ale i drastycznym odgradzaniu jednego od drugiego. Są jednak przede wszystkim wciągające, mądre i będące kolejnym przykładem na to, że hip-hop w Polsce w XXI wieku nie jest już zjawiskiem niszowym, ale kulturą w pełni niezależną i kiedy trzeba dyktującą warunki w kontaktach ze światem.

Kuba Sienkiewicz „Kubatura czyli elektryczne wagary”
(2015; Czerwone i Czarne)
W trakcie opolskiemu festiwalu odmówił pomocy człowiekowi cierpiącemu na padaczkę, pomimo tego, że jest lekarzem (powód: obiecał sobie, że nie będzie łączył zwodu medyka z muzykowaniem). Kiedy pewien fundusz emerytalny poprosił go o nagranie piosenki do reklamy telewizyjnej, napisał taki tekst, że zleceniodawca sam zrezygnował z jego usług (powód: nie chciał reklamować takiego „produktu”, ale na wystosowaną prośbę zgodził się od razu). Kiedy w 1997 roku zrobił drugi stopień specjalizacji, przez co miał zapewniony lekarski byt, postanowił wziąć rok bezpłatnego urlopu i zrezygnować z wykonywania wyuczonego zawodu (powód: jego zespół był akurat znowu na fali). Dziesięć lat później, kiedy ponownie pracował w służbie zdrowia, potrącił kobietę przed szpitalem (powód: zmęczenie po długim dyżurze z nadgodzinami i pośpiech, aby zdążyć do pacjentów na tzw. wizyty domowe). O skokach popularności i jej spadkach, wahaniach formy psychicznej, próbie ratowania się alkoholem i różnego rodzaju środkami farmakologicznymi, do których jako lekarz miał przecież nieograniczony dostęp („Wytłumiałem problemy życia osobistego. […] Każdy powód jest dobry, żeby się znieczulić. Na przykład chemicznie zmniejszałem dyskomfort związany z podłymi miejscami występów. […] Tabletkę i popić, tabletkę i popić. […] Z kolei praca w szpitalu i w akademii łącząca dyżury, dydaktykę, poradnię, oddział, sympozja i badania własne w połączeniu z wyjazdami na koncerty to również dobry sposób na odurzenie się”, s. 31-32) oraz odbiciu się od dna („W 2010 roku poszedłem na terapię uzależnień, która trwała trzy lata. Zdobyłem wiedzę i narzędzia. I jestem twardy jak Roman Bratny. Wybór jednak nadal należy do mnie. Mogę pójść w każdą stronę albo stać w miejscu”, s. 32). O finale tej historii („Jestem już taki niszowy, że bardziej nie można”, s. 228), który dla samego bohatera jest finałem szczęśliwym i wygodnym jednocześnie („Jest też pewna zaleta faktu, że minął już czas natrętnej popularności. Po koncertach nasza publiczność 50 plus przychodzi do nas porozmawiać. I to nie jest łapanie kontaktu do wspólnego selfie, tylko miłe rozmowy świadczące o rzeczywistym zainteresowaniu i sentymencie”, s. 230) przeczytacie w świetnej autobiografii Kuby Sienkiewicza – lidera Elektrycznych Gitar, zespołu, który do kanonu polskiej muzyki rozrywkowej wprowadził kilka ponadczasowych hitów („Dzieci wybiegły”, „To już jest koniec”, „Co ty tutaj robisz”, „Co powie Ryba”). Bez ściemy, prosto z serca, z dystansem do siebie, ale jednocześnie z zachowaniem proporcji pomiędzy powagą i żartem. Sienkiewicz odkrywa się, pokazuje swoją trudną, pełną sprzeczności psychikę, oddając przy tym czytelnikowi książkę o sobie uzupełnioną fragmentami będącymi studium filozoficzno-medycznym nad losem człowieka, dokonywanymi przez niego wyborami oraz życiem rozdartym pomiędzy dwoma, a nawet trzema światami, które nijak nie chcą i nie dają się przenikać.

*** REKLAMA ***

Katarzyna Nosowska „A ja żem jej powiedziała…”
(2018; Wielka Litera)
Doskonały przykład na to, jak na własne życzenie zszargać sobie opinię dobrej artystki. Katarzyna Nosowska jest mistrzynią formy krótkiej – lirycznej, stanowiącej idealny fundament pod piosenkę. Piosenkę o czymś, dodam, bo zarówno jej solowa kariera, jak i ćwierć wieku działalności zespołu Hey potwierdzają, że z polskojęzycznego tekstu można – nie będąc Osiecką – wycisnąć więc niż oklepany rym i przeciętna metafora. Jednak książka, dla której punktem wyjścia były filmiki umieszczane na Instagramie (ponownie krótka forma!), nie jest wcale, jak głosi duży czerwony napis na tylnej okładce, petardą. Nosowska nie jest tutaj Nosowską jaką znamy: autorką mądrych i przemyślanych fraz, mających drugie dno sentencji, dotykających zarówno i duszy, i ciała. „A ja żem jej powiedziała…” to coś w stylu poradnika odpowiadającego na pytanie „jak żyć?”. Autorka, odwołując się do własnych doświadczeń, jak i tak zwanej wiedzy ogólnej, sili się na mądrości. Książka bije po oczach sztucznością, tanim coachingiem i mądrościami słabego PR-owca, który przeczytał kilka artykułów, przeglądnął portal z memami i przyswoił wiedzę z występów dwóch-trzech popularniejszych stand-uperów. Owszem, pojawiają się tutaj fragmenty, którym powinniśmy dać szansę, które udowadniają, że Nosowska ma do powiedzenia coś, z czym można albo polemizować, albo się zgodzić, ale ma to odpowiednią (po)wagę i formę (chociażby to, kiedy autorka obnaża ludzkie słabości i wytyka rodakom obłudę w sprawie uchodźców i biednych; s. 156-157), jednak w większości przypadków rozdziały książki są popisem grafomanii, z jaką kogo jak kogo, ale liderki grupy Hey raczej nie kojarzyliśmy. Co znamienne kolejne części tego quasi-poradnika rozpoczynają się od zdań, które później są rozwijane, ale które rozwinięcia w zasadzie nie potrzebują. Już uciekam od tego, że ich poziom przypomina często opisy ustawiane przez nastolatków na Gadu-Gadu piętnaście lat temu (tak, dissuję własne pokolenie, ale dostrzec błędy i je naprawić to też sztuka). Nie mogę też powiedzieć, że spora część książki kłóci się z dotychczasowymi sensami, jakie wyłapać można w trakcie słuchania piosenek Nosowskiej (żeby nie być gołosłownym: „Przegapiłaś wiadomość, że wszyscy jesteśmy wyjątkowi. Jesteś wyjątkowy, jesteś wyjątkowa”, s. 165, to przecież nic innego jak przesłanie płynące z piosenki „Do Rycerzy, do Szlachty, do Mieszczan” i jej refrenu „Jesteś cenny tak jak ja / Jesteś piękna tak jak ja”). Jest jednak w tym pisaniu coś odrzucającego, coś, co nie zgadza się z dotychczasową poetyką, jaką prezentowała w swoich tekstach wokalistka. Nosowska pod koniec swej narracji wyznaje: „piszę, bo mam nadzieję, że jest ktoś, kto to zrozumie”. Zapewne w gronie widzów wszelakich programów śniadaniowych (bez względu na stację) i całej ramówki TVN Style odnajdzie się sporo takich osób. Tylko czy plastikowy świat kolorowej prasy i telewizyjnych audycji, prowadzonych przez Magdę Mołek i Kingę Rusin, jest tym, czego Katarzyna Nosowska potrzebuje dzisiaj do lepszego życia? Jeśli tak, to zwyczajnie jest mi przykro. (MAK)

*** *** *** ***

Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.