Wybrane płyty gwiazd rzeszowskiej imprezy, po jakie warto sięgnąć, przed wybraniem się na koncert.

Monika Borzym „Jestem przestrzeń”
(2017; Muzeum Powstania Warszawskiego/Agora)
Łatwo dostrzec, że piosenki na płycie „Jestem przestrzeń” układają się w jedną historię. Początkowo poznajemy kobietę-białą kartę, która wręcz broni się przed zmąceniem tego czystego stanu. Następnie przeżywa ona radości, troski, wzloty i upadki codzienności: rozstanie („Muszę to zrobić”) i pogłębienie relacji damsko-męskich („Bardzo smutna rozmowa nocą”). Poznaje życie („Wszystkie chwyty dozwolone”), czerpie doświadczenie i wyciąga wnioski („Ogniotrwały uśmiech”), wreszcie przeżywa na nowo grozę 1944 roku („Czternastoletnia sanitariuszka myśli zasypiając”) i poszukuje równowagi w powojennej rzeczywistości („Szukając sensu”). Z tej perspektywy album jest więc nie tylko muzyczną interpretacją poezji Świrszczyńskiej, ale i przekrojem jej twórczości na przestrzeni od zakończenia drugiej wojny światowej aż do śmierci końcem lat osiemdziesiątych. [Czytaj całą recenzję]

Eldo „Człowiek, których chciał ukraść alfabet”
(2006; Frontline Records / 2013; Fonografika)
Jeśli szukasz rapu mówiącego o dziwkach, seksie i używkach – nie sięgaj po tę płytę. Jeśli chcesz usłyszeć lirykę w tekstach, jakiej na krajowej scenie próżno szukać, to dla ciebie pozycja obowiązkowa (numer „Prasa, telewizja, radio” zahacza właśnie o te sprawy, a linijka: „od lat to samo, ta sama tandeta na ekranie” mówi wręcz sama za siebie). Eldo porusza tutaj różne tematy: „Diabeł na oknie” jest bardziej osobisty, „Świadek z przypadku” oddaje hołd walczącym za Warszawę, „Czas, czas, czas” mówi o przemijaniu, a „Opakowani w folię” o pogoni za pieniądzem, który przesłania nam inne wartości tego świata. Na tej płycie nie ma imprezowych bangerów. Jest za to spokojna, stonowana muzyka duetu Bitnix z mądrymi tekstami, do jakich przez te wszystkie lata przyzwyczaił nas Eldo. Dodatkowym smaczkiem i jednocześnie wspaniałym uzupełnieniem liryki rapera są cytowane fragmenty książek Arthura Conana Doyle’a. Jimson i Smarki Smark, którzy w momencie premiery krążka, byli królami podziemia i wśród słuchaczy mieli nawet większe poważanie niż Leszek, w porównaniu z gospodarzem wypadli dość blado, jakby niewpasowując się w klimat całości i chyba to sprawia, że ocena końcowa nie może równać się maksymalnej nocie.

Eldo „Chi”
(2014; My Music)
„Chi” to taki typowy Eldo – ciekawy świata, dzielący się ze słuchaczami swoimi rozterkami i przemyśleniami, odwołujący się do szeroko pojmowanej sztuki, poruszający tematykę rodzinnej Warszawy. Przy tym wszystkim mało przebojowy, skupiony bardziej na przekazywanych treściach niż goniący za muzycznymi trendami i popularną wśród słuchaczy formą. Stąd też pewnie, pomimo współpracy z nową jak na 2014 rok postacią w producenckim światku o pseudonimie Fawola, podobna do poprzednich wydawnictw warstwa muzyczna. Odkrywczości nie uświadczymy tutaj żadnej, prędzej zachętę do sięgnięcia po klasyki spod znaku Native Tongues czy Boot Camp Clik. Eldoka odnajduje się w tym jednak jak ryba w wodzie, więc po co zmienić coś, co „gra” i trafia do odbiorców. Alfabet został ukradziony już kilka lat wcześniej, teraz trzeba go tylko doglądać i odpowiednio używać. „Chi” pokazuje, że warszawski raper wie, jak się z nim obchodzić. (MAK)

Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.