„Zacznijmy nowy dzień od miłości” i płyty Michała Sołtana.

Okładka płyty „MaloGranie” (foto: materiały prasowe)
Michał Sołtan pojawił się ponoć w jakimś popularnym telewizyjnym talent show. Wierzę na słowo, ponieważ nie miałem okazji tego zobaczyć – od pewnego czasu zwyczajnie omijam lub okazjonalnie oglądam tego typu programy. To żadna niechęć, po prostu tak jakoś wychodzi (mniej czasu, jeszcze więcej obcowania z ludźmi, płytami i książkami). Jedni poznali więc Sołtana dzięki szklanemu ekranowi, drudzy kojarzą formację Imagination Quartet, której muzyk jest członkiem. W ubiegłym roku nakładem wydawnictwa ArtHorse ukazała się debiutancka solowa płyta artysty, która miała trafić zarówno do przedstawicieli pierwszej, jak i tej drugiej grupy odbiorców. Pomimo tego, że kartka z kalendarza ewidentnie świadczy o tym, że materiał nie jest fonograficzną nowością, postanowiłem poświęcić mu kilka zdań. Dlaczego? Ponieważ zwyczajnie warto.
„MaloGranie” to mieszanka jazzu i melodyjnego popu powstała jako kolejny etap artystycznej znajomości z malarką Magdaleną Jankowską. Projekt – jak w książeczce dołączonej do płyty zaznacza sam Sołtan – „polega na tym, że Magda maluje, a ja gram w tym samym czasie”. Przenikanie się sztuk, czerpanie wzajemnej inspiracji, próba wypowiedzenia się na ten sam temat za pomocą różnych dostępnych środków – szukać można wielu słów, by opisać fundament dla materiału muzycznego zawartego na krążku, jednak i tak każda droga powinna zaprowadzić nas do wniosku, iż eksperyment finalnie okazał się udany. Jedenaście kompozycji zawartych na płycie „MaloGranie” to propozycje przepełnione przyjaznym przekazem, wywołujące uśmiech na twarzy odbiorcy. Teksty, które – i tutaj ponownie posiłkuję się słowem autora adresowanym do słuchaczy – swoje źródło znalazły w przygodach, życiu, tęsknotach i marzeniach, prezentują tę „jasną stronę mocy”. Optymizm to w tym wypadku hasło nadrzędne. „O szarości codzienności / tyle tekstów było, / my to mamy gdzieś, / bo szczęście w głowach jest, jest nasza siłą” śpiewa w utworze „Najlepiej” Sołtan, który odczytywać można jako swego rodzaju manifest „MaloGrania”. Nie ma w tym wszystkim żadnej abstrakcji. Słuchając kolejnych piosenek, człowiek odczuwa, że z drugiej strony płyną do niego słowa szczere, pełne ciepła i nadziei, że uda się takim podejściem do świta zarazić także innych.
Od strony muzycznej „Malo Granie” daje słuchaczowi możliwość podążania kilkoma ścieżkami. Jazz i melodyjny pop, o których wspominałem już wyżej, są tylko stacją początkową. Na kolejnych przystankach do pociągu (zapożyczam tę peregrynacyjną metaforę z otwierającego płytę utworu „Dzieje się”) wsiadają m.in. energetyczny funk, nostalgiczny miks fortepianu z trąbką („Pan Sowa” z solowym fragmentem Rafała Dubickiego to istna magia i mój ulubiony moment na krążku), wyciszony i melancholijny klimat („Wchodzisz”), a także instrumentalna, zamykająca album wersja „Mallady”. Wszystko odbywa się przy udziale świetnych muzyków, jak chociażby wspomniany już trębacz Dubicki, a także perkusista Maciej Dziedzic, puzoniści Michał Tomaszczyk i Dante Luciani oraz kwartet smyczkowy, który pojawiając się m.in. w utworze „Wchodzisz”, podkreśla spokojny i przejmujący charakter kompozycji.
Album Michała Sołtana to historie – proste, o uniwersalnym przekazie, kierowane do zwykłego człowieka, który potrzebuje zaszczepienia odrobiny optymizmu, dobrze zagrane i zaśpiewane, przede wszystkim podane w przystępnej formie i nienachlane. „MaloGranie” ma w sobie także coś jeszcze – coś, co zwykliśmy określać magnetyzmem. Bo od zestawu tych jedenastu kompozycji nie tak łatwo się oderwać.
![]()
Michał Sołtan „MaloGranie” |
|

*** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.