Nie chodzi o utwór zespołu The Cranberries.

Fela Kuti (foto: fela.net)
Kolejny raz w cyklu Gold Song wracam do lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Dzisiaj pretekstem nie jest tzw. kartka z kalendarza, ale chęć zaprezentowania na łamach blogu utworu z płyty, którą sam przypomniałem sobie w miniony weekend. Chodzi o album „Zombie” projektu Fela Kuti and The Afrika ’70 i piosenkę tytułową.
Pionier afrobeatu Fela Kuti w 1976 roku opublikował bodaj swoją najbardziej rozpoznawalną płytę, a do takiego stanu rzeczy przyczyniła się tym razem nie tylko muzyka, ale i sytuacja, do jakiej doprowadziła. Na materiał złożyły się wprawdzie tylko dwie kompozycje (trwające po ponad dwanaście minut każda), jednak o każdej z nich napisać można więcej niż o wielu krążkach z XXI wieku. Na „Zombie” jest bowiem wszystko to, co stanowi fundament dla nowego gatunku muzycznego: wpływy kultury z Czarnego Lądu, brzmienie amerykańskiego funku oraz szaleńczy jazz, który wespół z dzikością afrykańskiego brzmienia dawał w tamtym czasie mieszankę oryginalną, bezkompromisową i nietuzinkową, a przy tym wielce sugestywną i uderzającą do serca człowieka.
Ale „Zombie” to nie tylko materiał będący czymś świeżym w muzyce. To także materiał na wskroś polityczny. Fela Kuti przez całe swoje życie (artysta zmarł w 1997 roku w wieku pięćdziesięciu dziewięciu lat) prężnie działał na rzecz praw człowieka, które były łamane w jego jego kraju, Nigerii. Bronią nie były jednak kodeksy prawne, demonstracje lub petycje, ale muzyka.
Od uzyskania niepodległości w 1960 roku, ojczyzną artysty targały wewnętrzne konflikty, dla których tłem były rozgrywki polityczne i chęć przejęcia władzy w kraju. Nieporozumienia nie kończyły się wyłącznie na utarczkach słownych. Dochodziło do walk zbrojnych, jak chociażby trwająca cztery lata (1966-1970) wojna domowa, w której wedle szacunków zginęły prawie dwa miliony ludzi. Jakby tego było mało, w 1975 roku dokonany został zamach stanu. Jego przywódca nie rządził jednak długo – został zamordowany rok później.
Kuti nie był zadowolony z takiego obrotu spawy, dlatego korzystając z końca wojny domowej, w 1970 roku powołał do życia niezależną od państwa nigeryjskiego komunę Kalkuta Republic. Twór ten przetrwał do 1977 roku. Kto wie, być może „państewko” muzyka funkcjonowałoby dłużej, gdyby nie utwór tytułowy z płyty „Zombie”? Numer był bowiem jawną krytyką nigeryjskich żołnierzy, a tym samym rządu, bowiem w tamtym czasie to właśnie wojskowi sprawowali władzę w kraju. Armia porównana została przez artystę do zombie – pozbawionych mózgu i własnej woli istot, które wykonywały wyłącznie rozkazy, nie poddając ich żadnej analizie lub przemyśleniom. Piosenka, jak i cała płyta, cieszyły się tak dużą popularnością, że dowódcy nigeryjskiej armii bali się o spadek morale wśród żołnierzy. Postanowili więc rozprawić się z problemem. Nie patyczkowano się – Kutię potraktowano jak przywódcę wrogiego państwa, a z jego komuny zrobiono poligon. Kalkuta Republika została doszczętnie zniszczona. Tysiące żołnierzy przyczyniły się nie tylko do spalenia domów i studia nagraniowego (spalono m.in. wszystkie taśmy z nagraniami artysty), ale także do śmierci matki muzyka. Kobieta została wyrzucona z okna i zmarła po kilku tygodniach, w trakcie których pozostawała w śpiączce. Samego Kutię podczas zajść pobito tak dotkliwie, że przez moment także jego życiu zagrażało niebezpieczeństwo. (MAK)
*** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.