Druga płyta kwartetu jednego z najbardziej utalentowanych pianistów młodego pokolenia.

Kuba Płużek (foto: Beata Motuk)
Nie mogę w pełni skupić się na nowościach, aż nie rozliczę się z ubiegłym rokiem. Stąd też recenzja płyty Kuby Płużka, napisanie której „chodziło” za mną już od kilku tygodni. Materiał „Froots” ukazał się nakładem labelu For Tune, a pianiście w jego nagrywaniu towarzyszyli Dawid Fortuna (perkusja), Max Mucha (kontrabas) i Marek Pospieszalski (saksofony), tworząc tym samym imienny kwartet Płużka. Album jest drugim wspólnym dziełem tej grupy, ale warto przypomnieć, że pianista ma w swoim dorobku znacznie więcej płyt, m.in. dwa albumy z Eskaubei & Tomek Nowak Quartet oraz solowy materiał „Eleven Songs”, który w 2015 roku niezwykle pozytywnie zaskoczył interpretacjami cudzych kompozycji.
Ubiegłoroczny materiał to zestaw dziesięciu ścieżek podzielonych na pięć tytułów: jedno- („Froots”, „Ballad For Janusz Muniak”) i kilkuczęściowych („Ogumienie”, „Veehighster – Piece For Critics”, „Homonto”), wszystkich autorstwa lidera grupy. Jako całość, podobnie jak w przypadku „First Album” z 2014 roku, płyta jest niezwykle trudna do sklasyfikowania. Brzmienie odsyła wprawdzie do tzw. mainstreamowego i współczesnego jazzu, jednak kiedy słuchacz zacznie rozbierać kompozycje na mniejsze fragmenty i analizować je, okazuje się, że na „Froots” pojawiają się zarówno elementy free jazzu, jak i echa muzyki klasycznej. Wszystko razem jest niełatwe do zaszufladkowania, przez co sprawia kłopot szczególnie tym odbiorcom, którzy w zrozumieniu muzyki potrzebują pomocy sztywnych ram i prostych haseł. Wiadomo jednak, że nie w tym rzecz, a w obcowaniu z dźwiękami liczy się też dusza, odczucia indywidualne oraz odbiór melodii w danej sytuacji, tzw. tu i teraz. Płużek proponuje właśnie taką płytę – otwartą na różne interpretacje, gdzie słuchacz ma prawo do własnego zdania, a jedyne, co zostaje narzucone, to długość kolejnych numerów.
Album „Froots” nagrany został z dużym naciskiem na brzmienie elektronicznego pianina, które nie tylko harmonizuje materiał, ale i w kilku momentach wdaje się w muzyczną rozmowę z sekcją rytmiczną – w zależności od potrzeby uzupełniając ją lub przeciwstawiając i proponując zupełnie odmienną drogę. Podobnie odbierać można saksofony (sopranowy i tenorowy), które w poszczególnych partiach znacznie odbiegają od głównej linii, grając jakby swoją niezależną, awangardową melodię, by ostatecznie powrócić do wzorca i spotkać się w jednym miejscu z resztą instrumentów. Niezwykle interesujące jest również to, co do całości dokłada kontrabas: głębokie, mięsiste uderzenia nadają kompozycjom sporo rytmiki, stanowiąc jednocześnie coś w rodzaju kotwicy dla reszty zespołu i chroniąc melodie od zbytniej zwiewności i zatracenia się w free jazzowym szaleństwie perkusisty, który nie stroni od wielorytmicznych fraz.
Nie jestem entuzjastą pierwszej płyty kwartetu Kuby Płużka, o wiele wyżej stawiam jego solowy materiał zawarty na „Eleven Songs”. Nie będę jednak pisał, że po „Froots” sięgałem z przesadnymi obawami. Nic takiego nie miało miejsca, ponieważ doskonale zdaję sobie sprawę, że pianista pomimo młodego wieku jest już artystą na tyle dojrzałym i inteligentnym, że jego muzyczne propozycje za każdym razem będą podnosić poprzeczkę. Nie inaczej jest z materiałem zawartym na płycie z 2017 roku. Album nagrany z Markiem Pospieszalskim, Dawidem Fortuną i Maxem Muchą to przejaw improwizacyjnego kunsztu („Homonto”), zabawy rytmem („Veehighster”) oraz oka puszczanego w stronę odbiorców („Ogumienie”). Muzyczny hołd złożony Januszowi Muniakowi („Ballad For Janusz Muniak”) również nie przechodzi bez echa, stanowiąc mocny finałowy akcent tego materiału.
Płyta „Froots” znalazła się w zestawieniu czterdziestu najlepszych polskich tytułów 2017 roku opublikowanym na łamach blogu AxunArts. (MAK)
![]()
Kuba Płużek Quartet „Froots” |
|
*** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.