Kultowa piosenka z nie mniej kultowego serialu.

Stefan Friedmann (foto: kadr z serialu „Na kłopoty… Bednarski”)
Muzyka – czy to filmowa, czy serialowa – tworzona przez Polaków przed 1989 rokiem była najlepsza (a nawet NAJLEPSZA). Pójdę o krok dalej i napiszę, że oscarowe produkcje nie mogły pochwalić się tym, co słyszeliśmy w „Vabank”, „07 zgłoś się”, „Podróżach Pana Kleksa”, „Daleko od szosy” lub „Domie”. Dzisiaj w najnowszych ekranowych hitach strona dźwiękowa i muzyczne tło zwyczajnie kuleją. Łyżką miodu w beczce dziegciu jest materiał autorstwa Bartosza Chajdeckiego zrealizowany z myślą o „Czasie honoru”. To wyjątek in plus. Natomiast wyjątkiem in minus od PRL-owskiej reguły wydaje się serial, w którym główną rolę zagrał Stefan Friedmann.
Mający swoją premierę dokładnie trzydzieści lat temu (19 lutego 1988 roku) tytuł „Na kłopoty… Bednarski” to świetny miniserial (tylko siedem odcinków!), który w moim prywatnym zestawieniu rodzimych produkcji plasuje się w tzw. top ten. Miejsce to, dodam, zawdzięcza tylko fabule. W kwestii muzyki konkurencja wyprzedza go już dość znacznie. Siła ścieżki dźwiękowej w tym przypadku opiera się wyłącznie na utworze tytułowym. Jego autorami są Andrzej Jarecki (tekst) i Henryk Kuźniak (muzyka). Wszystko to nie miałoby jednak znaczenia, gdyby nie fenomenalne wykonanie Piotra Machalicy, który tylko ze znaną sobie gracją oddał nie tylko komizm kolejnych wersów, ale i całego serialu, który koniec końców i tak sprowadzał się do linijki: „Rzecz cała w wielkim skrócie – zbili go i uciekł”. (MAK)
*** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.
Nic się nie umywa do piosenki z Vabank…
PolubieniePolubienie