Początek roku nie rzuca na kolana.

Franz Ferdinand „Always Ascending”
(2018; Domino Recording)
Doskonale zdaję sobie sprawę, że stwierdzenie “kiedyś X było lepsze, a Y miało styl” jest niezwykle irytujące, ale w tym przypadku inaczej się nie da. Franz Ferdinand kiedyś byli dobrym zespołem, dzisiaj są tylko zespołem. Jednym z wielu i to wielu bardzo przeciętnych. Kiedyś do piosenek tej grupy chciało się tańczyć, dzisiaj jedyną reakcją na ich muzykę jest prędkie wyłączenie źródła dźwięku. Co prawda Szkoci próbują wrócić do okresu, kiedy byli „na fali”, robiąc to poprzez łączenie stylistyk disco, new wave i post-punkowych brzmień, jest to jednak wszystko nieporadne, pozbawione pazura i koniec końców okazujące się nieudolną kopią samych siebie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że trudno tu znaleźć sens. Franz Ferdinand z płyty na płytę tracą fanów, dostają po głowie od recenzentów, ale sami nie robią z tym faktem zupełnie nic. OK., być może taki jest ich artystyczny wybór. Jeśli tak, trzeba się z tym pogodzić. Tylko niech później nie dziwi ich fakt, że od 2009 roku żadna płyta na najważniejszych fonograficznych rynkach nie zdołała osiągnąć nawet statusu złota.

Urbanator Days „Beats & Pieces”
(2018; Agora/UbxMusic Inc.)
Nowa płyta Michała Urbaniaka zawiera wiele mylnych ścieżek. Polski muzyk kolejny raz sięga po fuzję jazzu i rapu, ale tym razem nie robi tego pod szyldem Urbanator, ale Urbanator Days. Nazwa projektu w prostej linii odwołuje się do warsztatów organizowanych przez skrzypka, dlatego całkiem naturalne wydaje się, że po jej ujrzeniu w mojej głowie zrodziła się myśl, iż album wspólnie z Urbaniakiem nagrali młodzi i do tej pory anonimowi, ale wyróżniający się instrumentaliści poznani na wspomnianych warsztatach. Całkiem logiczne, prawda? Jak się okazuje, logika nie jest moją (?) mocną stroną, ponieważ Urbaniak do współpracy nad „Beats & Pieces” zaprosił muzyków z tzw. CV, jak chociażby Marek Pędziwiatr (lider EABS i Night Marks), trębacz Michael Patches Stewart, raperzy O.S.T.R., Anthony Mills i Grubson, beatbokser i raper Andy Ninvalle i perkusista Troy Miller. I przyznam szczerze, że przynajmniej w niektórych przypadkach dobór gości naprawdę dziwi. Bo o ile Pędziwiatr sprawdza się jako (współ)autor większości utworów, instrumentaliści także robią swoje, to o tyle postawienie na Grubsona lub odgrzewany kotlet w postaci kompozycji „J.A.Z.Z.” z Ostrowskim każe już zastanowić się, o co właściwie chodzi. Czy Ostry jest już naprawdę na takim etapie, że pozostaje mu tylko odcinanie kuponów, a sam nie mógł nagrać czegoś premierowego, a zamiast Grubego do współpracy nie można było zaprosić przedstawiciela hip-hopowej sceny, którego ksywka bardziej łączy się z jazzem? I chociaż do większości przyczepić się zwyczajnie nie można, a kilka momentów albumu wręcz zasługuje na powtórne wciśnięcie przycisku play (np. „Sunshine” z fenomenalną Patrycją Zarychtą oraz bardzo przyjemne „Wasabi Vibe” Jędrzeja Dudka i P.Unity), to całościowo „Beats & Pieces” jest raczej płytą przeciętną, opartą na sprawdzonych patentach, która nie wnosi niczego, co mogłoby zachwycić, zaskoczyć lub chociażby miło połechtać słuchacza. Być może miałem wygórowane oczekiwania?

Kozich „Dawn Chorus”
(2018; 823 Records/Jakarta Records)
Berlińskie wydawnictwo przyzwyczaiło do publikowania płyt na dobrym poziomie, dlatego żadnym zaskoczeniem nie powinna być moja pozytywna reakcja na materiał „Dawn Chorus” autorstwa producenta tworzącego jako Kozich. Pochodzący z australijskiego Perth muliinstrumentalista na swojej płycie zabiera nas w podróż po dźwiękach spokojnych, łączących się w lekkie, hipnotyzujące melodie. Otwierający wszystko „Innervisions” z gościnnym udziałem wokalistki Mei Saraswati to mieszanka nieuciążliwego kobiecego głosu oraz egzotycznych partii z odgłosami tropikalnych lasów włącznie. „Rinjanin Night” to z kolei połączenie tłustego bitu z miła melodią niespodziewane przechodzącą w drugiej części w g-funkową „piszczałę”. Najdynamiczniejszy z całości wydaje się przedostatni na trackliście utwór „Conversation”, który niczym prawdziwa rozmowa ociera się o dygresje, wraca do głównego wątku, nabiera tempa, wybucha, by ponownie przybrać bardziej jednolity ton. Epka godna polecenia, szczególnie, jeśli szukacie o tej porze roku odrobiny ciepła. (MAK)
*** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.