Krótka piłka #405: „Ruins”, „Camila”, „Let The Record Play”

Pierwszy raz w 2018 roku o płytach wydanych w 2018 roku.

First Aid Kit „Ruins”
(2018; Columbia)
Siostry Söderbergs na swoim nowym albumie kolejny raz sięgają po folkową stylistykę, ale tym razem prezentują jej mroczniejszą i bardziej metafizyczną odsłonę. „Ruins” to zestaw piosenek oddających stan duszy człowieka zdewastowanego minionym (lub przerwanym) uczuciem, które odbierać można także jako zgliszcza po upadku pewnej idei społecznej, zagadnienia lub pomysłu. By poczuć te utwory całym sobą, wypada wcześniej zostać zranionym lub przynajmniej w małym stopniu poczuć się urażonym (czymś lub przez kogoś). W dzisiejszych czasach z tym problemu być nie powinno. Od strony muzycznej płyta prezentuje się jednak dość przewidywalnie. Kompozycje są tworzone jakby pod szablon, pewne patenty słyszeliśmy już dawno – stąd też taka stosunkowo niska ocena końcowa.

Camila Cabello „Camila”
(2018; Epic)
To jedna z tych płyt, po które sięgamy dzięki kapitalnemu singlowi, ale czujemy rozczarowanie, kiedy kończymy słuchać jej w całości. Utwór „Havana”, który promował materiał przed jego premierą, dał Camili Cabello tak duży kredyt zaufania, że niemal pewne było, że jej debiutancki solowy krążek okaże się muzycznym wydarzeniem początku 2018 roku. Tak też się stało. Cegiełkę do tego wrażenia dodał także fakt, że „Camila” to całkowite zaprzeczenie tego, co prezentowała grupa Fifth Harmony – nieudany twór na potrzeby telewizyjnego talent show. Pomimo tego, album jako całość nie zachwyca. „Havana” stawia poprzeczkę bardzo wysoko. Do jej poziomu próbują się zbliżyć jeszcze dwa numery: potencjalny hit karnawału „She Loves Control” oraz najbardziej kubański w swoim muzycznym wyrazie „Inside Out”. Reszta zaprezentowanych piosenek w miej lub bardziej oczywisty sposób można podpiąć pod pop, który słyszeliśmy wiele razy i już dawno się nam przejadł. Owszem, „Camila” to płyta nagrana z tzw. smakiem, ale nie będąca niczym innym, jak miłym przerywnikiem w oczekiwaniu na naprawdę udane tytuły, jakie – mam nadzieję – w tym roku jeszcze usłyszymy.

Moon Taxi „Let The Record Play”
(2018; RCA)
Zawartość nowej płyty indie rockowego zespołu Moon Taxi nie odbiega zbytnio od tego, co znamy z poprzednich studyjnych albumów tej kapeli. Twórczość grupy z każdą kolejną premierą ewoluowała, by ostatecznie osiągnąć poziom „Let The Record Play” i formę komercyjnego gniotu na miarę Kings Of Leon. Niestety, ale ekipa z Nashville obrała drogę, na której niczym postać z gry „Super Mario Bros.” zbiera złote monety, idąc ślepo przed siebie. Piosenki na płycie są przewidywalne muzycznie, kiepskie brzmieniowo, monotematyczne tekstowo. Zaręczam – nawet jeśli nie jesteście wytrawnymi słuchaczami indie rocka, ze wszystkim zetknęliście się już na przestrzeni ostatniej dekady. (MAK)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.