Próba zdążenia przed końcem roku.
Kolejny raz okazało się, że płyt wydanych w danym roku, o których warto napisać, jest za dużo, aby zdążyć przed jego końcem. Niemniej, podobnie jak w latach ubiegłych, podejmuję się tego wyzwania i grudniowe odcinki cyklu Krótka piłka przeznaczam na nadrabianie zaległości. Dzisiaj część pierwsza.

Spinache „Reality”
(2017; wydanie własne)
Spinache nigdy nie był raperem perfekcyjnym, a jako przedstawiciel środowiska hip-hopowego zawsze lepiej radził sobie w kwestii produkcji. Niemniej jest w jego twórczości coś, co wywołuje sympatię i sprawia, że jako słuchacz wierzę w to, co otrzymuję w formie płyty i zwykle wyrażam się o tym pochlebnie. Bo oczywiście możemy czepiać się częstochowskich rymów pojawiających się w niektórych utworach lub specyficznej maniery, z jaką Spinache nawija swoje teksty, ale to przecież część tej scenicznej osobowości (chciałem napisać „tej sceny”, ale już bez przesady). „Reality” w zasadzie potwierdza wszystko to, o czym do tej pory wiedzieliśmy i co zwykle powtarzało się w przypadku nowych płyt ex-Obozowicza. Tegoroczny materiał jest więc kolejnym tytułem w solowym dorobku artysty (kolejnym? dopiero trzecim!), na którym kreśli on swoją wizję hip-hopu: laidbackowego, bez większej negatywnej energii skierowanej w stronę świata (nawet w utworze „Parrot”, w którym Spinache wyraża swoją opinię na temat muzycznego środowiska, z którego się wywodzi, robi to w sposób przemyślany i bez agresywnego podejścia), ze skupieniem się na współczesnych trendach i gościach (Abel, Gedz), którzy faktycznie mogą urozmaicić materiał, a nie być tylko wabikiem na ewentualnych słuchaczy. Facepalm z okładki nie powinien być zwiastunem reakcji na zawartość płyty.

The Art Of Escapism „Havet”
(2017; For Tune)
Żeński polsko-szwedzki duet The Art Of Escapism (Ania Rybacka, Lo Ersare) wypuścił niedawno materiał zatytułowany „Havet”. Płyta skupia się na, najprościej rzecz ujmując, głosie jako instrumencie muzycznym. Panie udowadniają, że w muzyce służy on nie tylko do śpiewania lub wokalizowania, ale także szeregu innych form wydobywania dźwięków, jak chociażby szept, „mantrowanie” czy mruczenie. Całość, na którą składa się osiem kompozycji, nagrana została w formie improwizacji wspomaganej elektroniką, jako spoiwem dźwięku. Materiał o charakterze mocno medytacyjnym i uduchowionym, ukazujący nieco odmienne podejście do muzyki (i w ogóle sztuki) od tego z czym stykamy się na co dzień.

Diron Animal „Alone”
(2017; Soundway Records)
Diron Animal to pochodzący z Angoli, ale mieszkający w Portugalii producent, który na swoim debiutanckim albumie „Alone” proponuje mieszankę brzmień, przy której na pewno nie będziemy… samotni. Taneczny miks melodii rodem z Czarnego Lądu, charakterystycznej dla Europy elektroniki oraz pozytywnego przesłania z Półwyspu Iberyjskiego sprawi, że naprawdę trudno będzie usiedzieć na tak zwanych czterech literach. Niezwykle energetyczny materiał, wykorzystujący często dwie-trzy linie rytmiczne, pompujący bas, zahaczający o down beat, odrobinę tradycyjnego vibe’u charakterystycznego dla world music z domieszką nieco obciosanych elektronicznych faktur rodem z lat osiemdziesiątych. Bez wirtuozerii, ale na poziomie, którego wstydzić się nie trzeba. Przy takiej muzyce o wiele łatwiej o poproszenie kogoś o wspólne wyjście na parkiet.

Poirier „Be Alright EP”
(2017; Wonderwhell Recordings)
Kolejna propozycja klimatem przywołująca afrykański vibe. Tym razem jej autorem jest reprezentujący Montreal producent Poirier. Czteroutworowa epka „Be Alright” to materiał w głównej mierze oparty na singlu „Sowia”. Ta muzyczna pocztówka z południa kontynentu zaprezentowana zostaje na płycie dwukrotnie: raz, na otwarcie, w wersji ze słowami (udział wokalisty Samito), by ponownie powrócić na zakończenie jako instrumental pod tytułem „Antilles Trax”. Pozostałe dwa numery – afro-house’owy, oparty na mocnych uderzeniach perkusji „Ginobili” oraz kontynuujący ten styl, ale nieco lżejszy utwór „Camera” – są ciekawymi klubowymi akcentami, w których pobrzmiewają echa inspiracji parkietowymi hitami anglosaskiej sceny ostatnich lat.

Kaidi Tatham „Hard Times EP”
(2017; First Word Records)
Wydając w lutym epkę „Changing Times”, a w grudniu kolejny krótki materiał zatytułowany „Hard Times EP”, brytyjski muzyk Kaidi Tatham obejmuje kończący się powoli rok swego rodzaju klamrą. Nowy tytuł w katalogu First Word Records to klasyczna fuzja jazzu i muzyki funk, w porównaniu do wcześniejszej płyty producenta mniej korzystająca ze współczesnej elektroniki, w zamian sięgająca po nieco starsze modele syntezatorów. Dzięki takiemu zabiegowi brzmienie „Hard Times EP” zostaje znacznie ocieplone i rozjaśnione w stosunku do tego, co mogliśmy usłyszeć na „Changing Times EP”. Dominacja klawiszy zdaje się być wyraźna, ale trudno nie zauważyć elementów perkusyjnego boogie w utworze „Super Lion” czy wpływów progresywnego jazz-rocka pobrzmiewających w „We All Breathe The Same Air”.

Ulyánica „Viasna”
(2017; For Tune)
„Viasna” przenosi nas na Białoruś, pogranicze polsko-białoruskie, białorusko-ukraińskie i białorusko-rosyjskie, czyli do historycznej i geograficznej krainy zwanej od wieków Polesiem, do świata opartego na tamtejszych legendach („Jurja”, „Raczanka”), ludowych wierzeniach („Oj rana”, „Zhavaronachki”) oraz muzyki tego regionu („Mala reczanka”). Konceptem, czy też jak kto woli mianownikiem, tego albumu jest tytułowa wiosna – pora roku będąca symbolicznym odrodzeniem się, powrotem do życia, kolejnym etapem cykliczności i powtarzalności roku. To wiośnie wszystko zostało podporządkowane: skowronki, które oznajmiają koniec zimy („Zhavaronachki”), malowanie krajobrazów mglistych poranków nad polami („Kalia lesu”), przybierająca przez roztopy rzeka („Reczka”) oraz tytułowa „Viasna” będąca centralną pieśnią płyty, kładąca akcent na pozytywne aspekty tego czasu. Wszystko to zostało „uszyte” pod czujnym okiem liderki projektu, Ulyany Hedzik (wokalistki, skrzypaczki, ale także dyrygentki), przy pomocy instrumentów charakterystycznych dla muzyki etnicznej i ludowej, takich jak chociażby dudy białoruskie, skrzypce i skrzydłówka. Do wiosny jeszcze daleko, ale z płytą i tak warto się zapoznać już dzisiaj. (MAK)
*** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.