Koncert z dedykacją dla Bogusława Wojtowicza.

(foto artysty: Ignacy Matuszewski; grafika: materiały prasowe festiwalu ArtFest)
Trwa ArtFest, czyli tarnowski festiwal sztuki skupiający na sobie uwagę miłośników wielu kulturalnych form – od teatru począwszy, przez malarstwo, sztuki wizualne, architekturę, a na muzyce skończywszy. Muzyce, która z racji prowadzenia tego blogu interesuje mnie najbardziej. Pierwszym poważnym tego typu akcentem w programie czternastej edycji imprezy był koncert jazzowego tria Adama Pierończyka. Występ miał miejsce w miniony piątek, 24 listopada, w Centrum Sztuki Mościce i jak zaznaczył lider zespołu dedykowany był Bogusławowi Wojtowiczowi – zmarłemu kilka lat temu pomysłodawcy imprezy i wieloletniemu dyrektorowi Biura Wystaw Artystycznych w Tarnowie, prywatnie przyjacielowi muzyka.
Postać Adama Pierończyka nie jest anonimowa dla krajowego odbiorcy jazzu. Saksofonista zdołał również zapracować na uznanie wykonawców spoza reprezentowanego przez siebie gatunku oraz słuchaczy, którzy na co dzień nie obcują z jazzem. Przykładem chociażby udział w trasie Męskiego Grania, w trakcie której artysta towarzyszył projektowi braci Waglewskich. Wizyta w Tarnowie (nie pierwsza zresztą) związana była z wydanym w ubiegłym roku albumem „Monte Albán”, który doczekał się entuzjastycznego przyjęcia ze strony odbiorców i recenzentów zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Materiał, dla powstania którego istotny okazał się kompleks starożytnych świątyń znajdujący się na tytułowej meksykańskiej Białej Górze, w oryginale nagrany został z Robertem Kubiszynem i Hernánen Hechtem. W małopolskim mieście ich miejsce zajęli Krzysztof Pacan (gitary, elektronika) i Dawid Fortuna (perkusja).
„Monte Albán” w wersji studyjnej to materiał subtelny, wręcz nienachlany, dający słuchaczowi szansę na wytchnienie. Udział elektroniki – która, owszem, jest zauważalna, ale nie zmienia postrzegania kolejnych kompozycji – nie jest kwestią dominującą i nie powoduje dużego odejścia od delikatności serwowanej przez muzyków. Sytuacja koncertu i wykonywania poszczególnych utworów na żywo wprowadziła do tego schematu nieco pozytywnego chaosu. Przede wszystkim donioślejsze stały się wstawki „sztucznej melodii”. Loopowane fragmenty, przetwarzanie poszczególnych dźwięków i tworzenie z nich sekwencji niezwykle podkręciły jakość całego materiału, powodując jednocześnie zwiększenie jego energii. Być może będzie to już przesadą, ale w pewnym momencie piątkowego koncertu pomyślałem, że kompozycje zawarte na „Monte Albán” są doskonałym punktem wyjścia dla remikserów, a nawet pójścia o krok dalej i wzbogacenia projektu live o didżeja, producenta i/lub speca od efektów wizualnych (tzw. VJ). Sam koncert w Tarnowie pokazał zresztą, że gra światłem – chociaż nieduża – wpłynęła na percepcję granej muzyki, korelując z nią i wspomagając jej wyraz.
Przy tym wszystkim jednoznacznie trzeba stwierdzić, że występ nie był propozycją łatwą w odbiorze. Trio Adama Pierończyka nie zaserwowało banału, przy którym potupalibyśmy nóżką lub jowialnie pokiwali głową. Łamany rytm kompozycji z ubiegłorocznej płyty wzbogacony został o kilka partii granych solowych. Do tego wszystkiego byliśmy świadkami żonglowania dwoma typami saksofonu i pokazu ich mistrzowskiego użycia oraz eksperymentowania dźwiękiem wydobywanym z instrumentów nie tylko w standardowy sposób, ale również poprzez tarcia czary saksofonu sopranowego i drapanie powierzchni werbla. Zawiódł tylko koniec. Być może odnoszę mylne wrażenie, ale wieczór zakończył się nagle i bez większego zainteresowania z obu stron. Tym samym zabrakło bisu, którym przynajmniej ja na pewno bym nie pogardził. (MAK)
*** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.