Relacja/Wideo: Funk De Nite i Andy Ninvalle w Piwnicach TCK (9.11.2017 r., Tarnów)

They got a rhythm!

Funk De Nite i Andy Ninvalle w Piwnicach TCK

Zaczęli spokojnie utworem „Duke”, który rozwijał się z każdą minutą. Wyglądało to trochę tak, jakby Funk De Nite potraktowali numer ten jako możliwość do przedstawienia się tarnowskiej publiczności, w wplecionych partiach solowych prezentując to, co najlepsze: saksofonista Ryszard Krawczuk, jak na lidera przystało, zagrał świetny fragment pełen improwizowanego szaleństwa, basista Krzysztof Ropicki zaczarował funkowym feelingiem, a gitarzysta Piotr Grząślewicz zadbał o chwilowe podwyższenie poziomu decybeli. Zasiadający za perkusją Artur Malik wydawał się w tej części nieco schowany za kolegami i skupiony na innych zadaniach niż pokazania indywidualnych umiejętności. Jednak zgodnie z porzekadłem kiedy przyszła odpowiednia pora, także on pokazał na co go stać (niespełna trzyminutowa solówka w późniejszej części koncertu była zdecydowanie jednym z najciekawszych fragmentów całego wieczoru).

Funk De Nite to jednak nie tylko instrumentaliści, ale także występujący tego dnia w roli gościa Andy Ninvalle. Urodzony w Gujanie, ale mieszkający na stałe w Europie beatboxer i tancerz, który w przeszłości występował m.in. z Michałem Urbaniakiem i Markiem Pędziwiatrem (EABS, Night Marks), na scenie pojawił się już w drugim utworze „Yesterdays”. Jazzowy klasyk urozmaicony został przez czarnoskórego artystę nie tylko „odgłosami paszczy”, ale także rapem, w którym Ninvalle również próbował swoich sił.

Andy Ninvalle podczas czwartkowego występu

Zagrany w dalszej kolejności „Three After Three” autorstwa Krawczuka był chwilową zmianą klimatu, jazzowym i dość spokojnym przerywnikiem w bardzo funkowej propozycji przygotowanej z myślą o koncercie. Powrotem do tych brzmień był „Funky Roads” – utwór częściowo wzbogacony o imitujący skrecze beatbox oraz rapowaną zwrotkę, ale zapamiętany przede wszystkim dzięki funkowej linii basu, podbijającemu to wszystko saksofonowi oraz solowej partii perkusisty w finale. Ten sceniczny stan ducha utrzymany został już do samego końca występu, w trakcie którego Andy Ninvalle zaprezentował jeszcze kilkuminutowy pokaz beatboxu, naśladując m.in. bicie serca, helikopter, znane utwory muzyczne oraz świergot ptaków. Momentami Andy być może nie zaskakiwał, a jego show opierało się na wykorzystaniu sztuczek z wachlarza umiejętności średniej klasy beatboxera (kto był świadkiem chociaż jednego dobrego występu artysty pałającego się tą sztuką, doskonale wie, co mam na myśli), jednak wykonywał to z ogromną pasją, wspartą dodatkowo ruchem i gestami, co ostatecznie przełożyło się na pozytywny odbiór i nagrodzenie Ninvalle’a aplauzem.

Dziewięćdziesiąt minut fuzji funku, rocka, elementów hip-hopu i jazzu, sporo energii płynącej ze sceny, żywiołowość i charyzma muzyków, w końcu sporo ciepłych wspomnień pojawiających się w mojej głowie w momencie pisania tych słów. Grupa Funk De Nite udowodniła, że chociaż na co dzień nie pisze się o niej na pierwszych stronach największych krajowych portali o jazzie i muzyce mu pokrewnej, to ponad dwudziestoletnia działalność i ciągła aktywność sceniczna nie wzięła się znikąd. Słuchanie i nagrywanie smutnych piosenek to misja, jak powiedział mi kiedyś zaprzyjaźniony muzyk, ale życiowe baterie również trzeba naładować. Występy zespołu Ryszarda Krawczuka jako swoisty akumulator nadają się do tego wręcz idealnie. (MAK)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.