Muzyczna pocztówka z Gambii z polskim stemplem.

Zespół Buba & Bantamba (foto: materiały prasowe)
Tegoroczna płyta ze Stanisławem Soyką („Action Direct Tales”, Universal Music) dała możliwość poznania Buby Badjie Kuyateha szerszemu gronu słuchaczy. Tamto przetarcie oraz kilkuletnia obecność na polskiej scenie (współpraca m.in. z Marią Pomianowską i Marcinem Maseckim), okazały się dla urodzonego w Gambii muzyka dobrą pozycją wyjściową do nagrania w pełni autorskiej płyty. Ta w październiku ukazała się nakładem wydawnictwa For Tune w serii zielonej, poświęconej tzw. brzmieniom world.
Dla wielu osób postać mieszkającego od 2012 roku w Polsce czarnoskórego artysty jest anonimowa. Nie powinniśmy nikogo za to karcić, ta niewiedza wcale nie jest dyskwalifikująca. Wszystko przez to, że Buba Badjie Kuyateh wykonuje muzykę niszową, która trafia wyłącznie do wąskiego grona wtajemniczonych. Płycie „Gambia”, jak i pojedynczym utworom ją tworzącym, nie grozi wielka popularność, status radiowego hitu lub komercyjny sukces. Oczywiście, dodać można „szkoda”, ponieważ materiał przygotowany przez muzyka i jego polski zespół Buba & Bantamba zasługuje na coś więcej niż kilka pochlebnych słów na niszowym blogu. Rzeczywistość jest jednak taka, a nie inna, a sam Kuyateh, który nazywany jest przez specjalistów jednym z najbardziej utalentowanych korzystów młodego pokolenia, chyba doskonale zdaje sobie sprawę, że dźwiękami, które tworzy, o wiele łatwiej będzie mu dotrzeć do dusz niż portfeli odbiorców.
Buba Badjie Kuyateh jest przedstawicielem gambijskiej rodziny dobrze znanej w tamtejszym środowisku artystycznym. Jego matka, wokalistka Tuti, cieszy się wśród rodaków renomą, podobnie jak męscy przedstawiciele rodu, którzy za cel obrali sobie propagowanie wśród słuchaczy – także tych z innych kontynentów – instrumentu, jakim jest kora (grali lub grają na niej dziadek, ojciec i wuj autora płyty „Gambia”). Nic więc dziwnego, że tradycji dochowuje również Buba. Na wydanym właśnie albumie artysta czaruje odbiorców niezwykle rytmicznym brzmieniem, melodiami głęboko osadzonymi w kulturze Czarnego Lądu i charakterystycznymi dla regionu, z którego pochodzi. Do tego wszystkiego dokłada także elementy współczesnego world music (tytułowa „Gambia”) połączonego z funkiem („Malo Mandi”) i jazzową improwizacją („Kambiango”, „Distant Love”) oraz opowiadane historie („Malo Mandi”, „Baniale”) będące kolejnym nawiązaniem do źródeł i hołdem dla tradycji griotów – legendarnych afrykańskich bardów.
Czy mam pojęcie o czym śpiewa Buba? Nie, nie znam bowiem języka, którym się posługuje. Jestem jednak przekonany, że z pieśni tych – melodii, brzmienia, tembru głosu i pasji, z jaką Kuyateh gra na korze – wydobywa się tęsknota za zachodnimi rejonami Afryki, tamtejszą ludowością, kulturą i relacją człowiek-otaczający go świat. Oprócz tego, że „Gambia” jest materiałem powstałym na fundamentach osobistych doświadczeń i przeżyć, okazuje się także doskonałym antidotum na jesienną słotę, kiedy i słońca, i ochoty do życia w ludziach jakoś mniej. (MAK)
![]()
Buba & Bantamba „Gambia” |
|
*** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.