Dzisiaj singiel, na początku przyszłego roku cała płyta. Czy warto czekać?

Okładka „Black Disease SP” (foto: materiały prasowe)
O zespole Henry David’s Gun, którego liderem i wokalistą jest Wawrzyniec Jan Dąbrowski, na łamach blogu pisałem już w przeszłości, m.in. recenzując ich debiutancki album „Over The Fence… And Far Away”. Przypuszczam więc, że projekt jest wam znany, dlatego też pozwalam sobie na mały przeskok i odpuszczenie typowego wstępu, w którym zwyczajowo nakreśliłbym o grupie kilka zdań, wplatając w nie uwagi o dorobku i odbiorze tej twórczości przez słuchaczy. Wolę do razu przejść do rzeczy i napisać, co sądzę o singlu „Black Disease”, który zwiastuje przyszłoroczny longplay formacji.
Na płycie-singlu znajdziemy trzy anglojęzyczne kompozycje: tytułową, „Haystack” i „Horizon”. Pierwsza z nich to swoisty odpowiednik literackiej retardacji. Poprzez utrzymywanie instrumentalnego początku, grupa spowalnia akcję, buduje napięcie, stopniowo dozuje to, co chce zaprezentować słuchaczom. Zabieg oczywisty i występujący na wielu płytach, jednak w przypadku „Black Disease” nabierający dodatkowego, lekko niepokojącego charakteru. Kiedy do tego wszystkiego w końcu dołącza wokal (to niby tylko około trzydziestu sekund, ale wydaje się, jakby trwało o wiele dłużej – taką moc ma ten otwierający fragment), niby łapiemy mały oddech, jednak mroczny charakter głosu Dąbrowskiego sprawia, że klimat od razu powraca ze zdwojoną siłą, a pomnażają go dodatkowo „zawodzące” chórki w tle. Nie wiem jak innym, ale mi przy tego typu dźwiękach otwiera się szufladka z napisem „autorskie kino Davida Lyncha”.
Folkowymi torami podąża również „Haystack” z tą jednak różnicą, że jest to utwór zdecydowanie „przewiewniejszy”. Muzycy odpuszczają na moment duszną, zgniło-jesienną stylistykę na rzecz weselszego, trochę beztroskiego grania. Całość zamyka „Horizon” – piosenka bonus, której co prawda nie znajdziemy na „Tales From A Whale’s Belly”, ale udowadniająca, że na drugi studyjny krążek grupy warto czekać (bo skoro taki kawałek ląduje poza głównym materiałem, to jak dobra musi być reszta?).
Krótko? Pewnie i tak, ale to w końcu nawet nie epka, a kompaktowe wydanie singla z trzema utworami, które, owszem, mógłbym dogłębnie przeanalizować, ale co pozostałoby wówczas wam, drodzy słuchacze? Żadnych tajemnic, od razu karty na stół? Nic z tych rzeczy! Ja tylko sygnalizuję, że po „Black Disease SP” warto sięgnąć, ale uroków płyty poszukacie już sami, kiedy wciśniecie play. (MAK)
![]()
Henry David’s Gun „Black Disease SP” |
|
*** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.