Ilu Beach Boysów nagrało dobre solowe płyty?

Dennis Wilson na okładce płyty „Pacific Ocean Blue” (foto: discogs.com)
W udzielonym na początku 2017 roku wywiadzie członkowie duetu producenckiego Palmer Eldritch postawili sprawę jasno: praca nad płytą dłużej niż rok nie ma sensu, ponieważ pomysły na muzykę zatracają się, przedawniają, a prezentowany materiał jest niespójny. Ciekawe, jak na te słowa zareagowałby Dennis Wilson – perkusista legendarnych The Beach Boys, który przy solowym albumie „Pacific Ocean Blue” dłubał długich siedem lat?
Wydana w 1977 roku płyta sprawia dzisiaj wrażenie mocno zakręconej. Nie ma się jednak czemu dziwić. Siedem lat poświęconych na jej tworzenie, było okresem, w którym Wilson nie stronił od typowego życia gwiazdy rock and rolla. Były kobiety (dużo kobiet), była kokaina (naprawdę dużo kokainy), były imprezy z – i tutaj niespodzianka – kobietami i kokainą, był w końcu Charles Manson i jego sekta. Nie zaskakuje więc fakt, że „Pacific Ocean Blue” przenosi nas w świat odjechanych wizji naćpanego do granic możliwości utalentowanego człowieka.
Wielu słuchaczy w piosenkach umieszczonych na albumie dostrzega wyłącznie wewnętrzną rozgrywkę Dennisa Wilsona, który walczy z samym sobą i własnymi upiorami. „Pacific Ocean Blue” to jednak nie tylko materiał skrojony na miarę konkretnej osoby, to również ciekawa socjologiczna obserwacja kalifornijskiej metropolii lat siedemdziesiątych, miasta widzianego z perspektywy bogatego białego, który za pieniądze może mieć prawie wszystko, a jego status i popularność pozwalają na przybranie postawy niemalże bożka. Są więc „River Song”, w którym artysta śpiewa o niechęci do przeludnionego Los Angeles, „You And I” – piosenka o relacji damsko-męskiej oraz „Time” – klasyczne wyznanie rock and rollowca, który żyje w świecie pokus, ale w głębi duszy dostrzega sens hasła „nie ma jak w domu”. Ostatni z wymienionych numerów jest typowym utworem z solowego albumu perkusisty Beach Boysów: zmienny w formie, odrobinę szalony, ale jednocześnie genialny w swym ostatecznym kształcie. Fragmenty z melancholijną (wręcz pogrzebową) partią trąbki ewoluują w mocniejszy rockowy kawałek, ukazując kompozytorski kunszt Wilsona. Zweryfikujcie to zresztą sami, „Time” jest dzisiejszym muzycznym motywem cyklu Gold Song.
The Beach Boys byli grupą muzyków, którzy zostali fantastycznie dobrani. Jako zespół uzupełniali się, stanowiąc jedną całość. Byli jak dobrze naoliwiona maszyna, która dzięki prawidłowemu funkcjonowaniu wszystkich podzespołów potrafi osiągać rekordowe przebiegi. Problem pojawiał się dopiero w momencie podejmowania działań solowych. Ile autorskich płyt członków The Beach Boys jest naprawdę wartych uwagi? Śmiem twierdzić, że tylko – „Pacific Ocean Blue”. Szkoda tylko, że Dennis Wilson (swoją drogą jedyny członek zespołu faktycznie uprawiający surfing, będący motywem przewodnim całej twórczości grupy) bardziej od dźwięków pokochał narkotyki i destrukcyjny styl życia, który przeszkodził mu w nagraniu kolejnych solowych tytułów. Album z 1977 roku pozostaje więc swego rodzaju perełką, której należy się odpowiednia atencja. (MAK)
*** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.