Słaby pop, ciekawa (chociaż nie bez zastrzeżeń) płyta z alternatywnym rockiem oraz powrót legendy synth-popu.

The Script „Freedom Child”
(2017; Columbia Records)
Wyrażając opinię na temat płyty „No Sound Without Silence”, użyłem m.in. takich słów: „Grupa The Script swoją nową płytą udowadnia, że gorzej się już nie da”. Dzisiaj, po zapoznaniu się z zawartością kolejnego albumu tego zespołu, mogę zażartować, że w przypadku The Script jest chujowo, ale stabilnie. „Freedom Child” to następny przykład na to, że wykonawcy typu The Script są tylko medialnym produktem wydawnictwa Columbia. Gonienie za trendami to jedno, ale w tym wszystkim wypadałoby zachować chociaż odrobinę przyzwoitego brzmienia. The Script zgubili je jednak już dawno temu, a dzisiaj tylko brną w muzyczny klimat, który nie przynosi żadnych pozytywnych korzyści poza pieniędzmi. Odpuście.

Nothing But Thieves „Broken Machine”
(2017; RCA Records)
„Amsterdam” znają już pewnie prawie wszyscy, ale trudno się też dziwić, ponieważ utwór jest na tyle przebojowy, że z aprobatą patrzą na niego nie tylko fani alternatywnego rockowego grania, ale także miłośnicy playlist komercyjnych stacji radiowych. Ale na jednym kawałku życie się przecież nie kończy. „Broken Machine” wcale nie jest zepsutym sprzętem, a brytyjska kapela Nothing But Thieves zdaje test drugiej płyty. Oczywiście zdarzają się wpadki (szczególnie pod koniec krążka, gdzie wkrada się monotonia, a piosenki „Reset Me” i „Number 13” zlewają się w jedną dźwiękową plamę), jednak tych wartościowszych momentów jest zdecydowanie więcej. Polecam szczególnie „Live Like Animal” (perkusja!), „Hell, Yeah” (najspokojniejszy numer na krążku, być może odstający stylistycznie, ale takie wyciszenie jest jak najbardziej mile widziane/słyszane) oraz „Sorry” (sam nie wierzę, że to piszę, ale ten kawałek ma papiery na radiowy hit). Odrobinę gorzej niż debiut, ale wciąż na poziomie, którego nie trzeba się wstydzić. PS Widzicie podobieństwo do okładki tej płyty?

Orchestral Manoeuvres In The Dark „The Punishment Of Luxury”
(2017; White Noise)
OK, na samym początku trochę przesadziłem. „The Punishment Of Luxury” nie jest aż takim powrotem, na jak może to wyglądać. Pamiętać trzeba, że grupa kilka lat temu zaprezentowała przecież materiał zatytułowany „English Electric”. Aż tak wiele czasu zatem nie minęło. W przypadku tegorocznego krążka świetne jest to, że OMD wcale nie gonią za modą, a materiał brzmi tak, jak zaginiona taśma z przełomu lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Szczególnie słychać to w takich numerach, jak „Kiss Kiss Kiss Bang Bang Bang” (kwintesencja stylu OMD!) i „As We Open, So We Close”. Bardzo lekkie melodie oparte na syntetycznym brzmieniu oraz charakterystyczny wokal Andy’ego McCluskey’ego zupełnie nie odpowiadają współczesnym trendom w muzyce elektronicznej. Czy to źle? Zależy komu zada się to pytanie. Ja w tych lekko cukierkowych brytyjskich dźwiękach dostrzegam potencjał, który przełoży się na przynajmniej kilka najbliższych dni słuchania. (MAK)