Gold Song #384: „Go”

Ten „łysy chudzielec zza konsolety”.

Embed from Getty Images

Będę szczery: w ostatnim czasie aktywność Richarda Halla w mediach społecznościowych (właściwie to na Facebooku, ponieważ tylko tam go obserwuję) trochę mnie irytuje. Oczywiście doceniam to, że muzycy, aktorzy lub pisarze mają własne poglądy na różne trapiące współczesny świat kwestie, jednak wolałbym, aby publikowane przez nich treści utrzymywały się w proporcjach korzystnych dla dziedzin, jakie reprezentują. Moby na Facebooku mocno ciśnie Donalda Trumpa, promuje wegetarianizm i propaguje prawa zwierząt oraz wypowiada się na tematy społeczne i gospodarcze. Czasami się z nim zgadzam, czasami nie – mniejsza o to. Problem w tym, że takie treści przyciągają większą uwagę użytkowników Internetu (komentarze, reakcje, udostępnienia), a sam Moby od jakiegoś czasu kojarzony jest z tym, że kieruje swoją złość na gabinet polityczny prezydenta USA. Traci na tym muzyka, a wszyscy doskonale wiemy, że urodzony na nowojorskim Harlemie artysta potrafi robić dźwięki na wysokim poziomie. Ja chciałem dzisiaj o tym przypomnieć. Okazja ku temu jest dobra, ponieważ Richard Hall urodził się równo pięćdziesiąt dwa lata temu – 11 września 1965 roku.

Nie wiem jak dla was, ale dla mnie Moby to jedna z najważniejszych postaci międzynarodowego przemysłu muzycznego, jaka miała wpływ na kształt tego, co nazywamy po prostu muzyką. Twórczość Amerykanina odcisnęła niebywałe piętno na scenę klubową, a wszystko za sprawą umiejętnego połączenia odbieranego często jako chaotyczne techno i hipnotyzującego rave’owego bitu. Jeśli o rave’ie mowa, warto pamiętać, że wydany w 1999 roku album „Play” zaliczany jest do czołówki tej stylistyki (niektórzy uznają go nawet za numer jeden – patrz autor tego blogu). Moby z materiałem trafił idealnie – na przełom wieków, samemu wyrastając na ikonę łączącą to, co w muzyce elektronicznej oldschoolowe z tym, co miało dopiero nadejść.

Moby jest więc dla mnie przede wszystkim producentem utożsamianym z rave’em, ale nie można zapomnieć, że płyta z końca lat dziewięćdziesiątych to tylko wisienka na torcie (czy też truskawka, jeśli trzymać się popularnej ostatnio narracji pewnego piłkarskiego eksperta), a na samo ciasto składa się jeszcze kilka warstw – w tym ta traktowana jako fundament. W przypadku muzyki Halla jest nim imienny album z 1992 roku, na którym znalazła się kompozycja „Go” – dla mnie definicja rave’u i muzyki klubowej początku ostatniej dekady XX wieku.

Warto pamiętać, że „Go” wydany został już w 1990 roku jako część strony B singla „Mobility”. Traf chciał, że to nie utwór wybrany przez producenta na promocyjny zyskał popularność. Dobrze przyjmowany podczas imprez numer dał Moby’emu jednoznaczny sygnał, aby iść za ciosem. W 1991 roku „Go” ukazało się więc jako osobny singiel i dotarło do dziesiątej pozycji brytyjskiej listy przebojów, zajmując także wysokie osiemnaste miejsce „klubowego” notowania Billboardu.

Sukces utworu, który oparty był również na odpowiednim doborze sampli (m.in. z „Laura Palmer’s Theme” z serialu „Twin Peaks” oraz „Go!” post-punkowej angielskiej kapeli Tones On Tail), przeszedł najśmielsze oczekiwania. Moby oraz włodarze wydawnictwa Instinct Records marzyli o sprzedaży w granicach czterech tysięcy egzemplarzy. Ostatecznie skończyło się na paru milionach. Wszystkich najwyraźniej zawiódł instynkt. (MAK)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.