Krótka piłka #382: „Poor David’s Almanack”, „Mercury Fountain”, „Nocturnalium”

W 382. odsłonie cyklu Krótka piłka sięgam po nowe płyty zespołów The Physics House Band i Arthur In Colour oraz (prawie) solowy krążek Davida Rawlingsa.

The Physics House Band „Mercury Fountain”
(2017; Small Pond)
Wbrew temu, co twierdzą niektórzy, prog rock ma się dość dobrze. I chociaż współcześni wykonawcy nagrywający płyty w tej stylistyce nie dokonują w gatunku żadnej rewolucji, systematycznie otrzymujemy sporo albumów, których odbiór przeważnie jest pozytywny. Dodatkowo czasami ukazują się krążki, które zwyczajnie zwalają z nóg. Takim materiałem jest drugi w dorobku longplay brytyjskiego zespołu The Physics House Band. „Mercury Fountain” to około pół godziny czystej muzycznej wariacji (czuć w tym pewien jazzowy eksperyment) z pogranicza wspomnianego wcześniej prog rocka, psychodelii, punk rocka i noise’u. Brak ciszy pomiędzy trackami i nagłe ucinanie numerów przy jednoczesnym rozbrzmiewaniu dźwięków następnych kawałków sprawia, że materiał ani na moment nie traci tempa. Świetnym rozwiązaniem jest kończenie i rozpoczynanie kolejnych kompozycji takimi samymi melodiami. Doskonale słychać to chociażby pomiędzy pozycjami siódmą („Impolex”) i ósmą („The Astral Wave”), gdzie wpadająca w spokojne tony muzyka jest nie tylko zakończeniem, ale i wstępem do kolejnej propozycji. Kompozycje zbudowano głównie za pomocą wszelkiego rodzaju elektroniki (m.in. syntezatorów, oryginalnych i przetwarzanych gitar) z dodatkiem perkusji (mającej najlepszy moment w „Calypso”) oraz bajecznie uzupełniających to dźwięków saksofonów („The Astral Wave”, „Mobius Strip II”), fletu („Implex”) i skrzypiec („Obidant”, „Impolex”).

Arthur In Colour „Nocturnalium”
(2017; wydanie własne)
Kilka lat temu londyńska grupa wydała epkę „Malatrophy”, która swoją słodką okładką niejednego mogła doprowadzić do cukrzycy. Tamten materiał był mieszanką psychodelii i popowych brzmień, które zyskały swoich fanów. Album „Nocturnalium” nagrany został w tej samej stylistyce, oferując charakterystyczne, wyraziste wokale Lizzie Owens i lidera projektu Arthura Sharpe’a zestawione z lekkim brzmieniem. Propozycja głównie dla miłośników indie popu („Lover’s Digest”) i typowej brytyjskiej ballady („Dating In Old People’s Homes”). Trochę w tym wszystkim przewidywalności, co jest niewątpliwie największym minusem krążka.

David Rawlings „Poor David’s Almanack”
(2017; Acony Records)
David Rawlings na muzycznej scenie obecny jest od dość dawna, ale jego poczynania – czy to solowe, czy też w ramach zespołu Dave Rawlings Machine – nigdy nie były szerzej komentowane i stawiane za wzór do naśladowania. A szkoda, ponieważ na talencie Rawlingsa poznał się między innymi Ryan Adams, który już siedemnaście lat temu z myślą o płycie „Heartbreaker” zaufał urodzonemu w North Smithfield artyście i wykorzystał jego dwa pomysły. „Poor David’s Almanack” jest w zasadzie pierwszym krążkiem podpisanym wyłącznie nazwiskiem Rawlingsa, ale też nie w stu procentach dziełem solowym. Tegoroczna płyta, podobnie jak kilka poprzednich, które współtworzył, nagrana została we współpracy z songwriterką Gillian Welch. Efekt do zaskakujących nie należy. Dziesięć kompozycji w bardzo oczywisty sposób nawiązuje do korzennego amerykańskiego brzmienia. Banjo i gitara to główne instrumenty, które przy wsparciu smyczków i harmonijki wykorzystane zostały do zbudowania kolejnych kompozycji. Jeśli już szukać różnorodności, to raczej w tempie piosenek (ballada „Airplane” kontrastuje ze skoczną melodią „Money Is The Meat In The Coconut”) oraz skakaniu po stylistykach (Doorsowe „Cumberland Gap” i klasycznie folkowa pieśń „Good God A Woman”). (MAK)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.