Radosna twórczość zespołu Megitza Trio.

Megitza Trio (foto: megitza.com)
Od 2008 roku, kiedy do sprzedaży trafił debiutancki materiał Małgorzaty Babiarz, postać pochodzącej z Podhala artystki dzierżącej biały kontrabas nieodzownie kojarzy się z muzyką pełną energii, dynamizmu, tanecznych melodii odwołujących się do słowiańskiej tradycji, przy jednoczesnym nawiązywaniu do nowszych gatunków i stylistyk. Mikstura ta doskonale sprawdzała się jeszcze kilka lat temu, wpisując się w trend czerpania z rodzimego folkloru. Ludowość ponownie zapukała wówczas do drzwi mainstreamu. Dzisiaj, na szczęście (!), wszelkie zjawiska typu Donata i Cleo odchodzą powoli w zapomnienie, a słowiańskie brzmienie promują artyści mający ku temu predyspozycje. Tym kimś jest chociażby Megitz.
„Happy Metal” to płyta, której brzmienie sięga źródeł ważnych dla wszystkich członków zespołu. Warto w tym miejscu wspomnieć, że oprócz liderki, trio współtworzą także pochodzący z Zakopanego Stasiu Rzadkosz (akordeon) oraz Marcin Leśniak – gitarzysta urodzony co prawda w kraju Wuja Sama, ale wywodzący się z muzycznej rodziny z Kościeliska (w nagrywaniu albumu brał jednak udział nie Leśniak, ale Jakub Wilk). Zapisana w DNA góralskość nie mogła nie wpłynąć na wydźwięk krążka. Do podhalańskiej tradycji, która dzięki zastosowaniu stylizacji gwarowej najdobitniej słyszalna jest w utworach „Teroz” i „Manifest”, w odpowiednich proporcjach dodano także elementy i zapożyczenia z innych źródeł. By nie być gołosłownym: „Jack” to świetny przykład zahaczający o miejską powojenną piosenkę, jaką w repertuarze miały podwórkowe kapele grające na stołecznych ulicach; „Pamiętnik z podróży” – ballada zagrana w oparciu o gitarę – dotyka z kolei tradycji chrześcijańskiej i wyraźnie skręca ku piosence religijnej; natomiast „Władcy marzeń” okazują się skrzyżowaniem melodii żydowskiej, francuskiej i cygańskiej. Można zaryzykować stwierdzenie, że „Happy Metal” jest przykładem na współczesną wizję world music – stylistyki rozumianej jako kolaż dźwięków mających swój rodowód w różnych kulturach i tradycjach.
Pulsujące brzmienie i energia, jakie płyną z większości piosenek zawartych na ubiegłorocznej płycie tria, momentami przeradza się jednak w coś, co zwykłem nazywać „weselnymi klimatami”. Balansowanie na granicy interesującego folku z domieszką nowoczesności (tj. popu) a kiczem nie udaje się w kilku miejscach. Ten rodzaj muzyki przebija się najmocniej w utworze otwierającym płytę, „Chodź ze mną w tango”, by powrócić później m.in. w „Tatuażach czasu”. W tych fragmentach Megitza i jej koledzy odpływają zdecydowanie za daleko. Gdyby nie to „Happy Metal” byłby płytą na co najmniej dobrą (MAK).
![]()
Megitza Trio „Happy Metal” |
|
*** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.