Debiutancki solowy singiel Normana Cooka wciąż urzeka.
Embed from Getty ImagesKończący dzisiaj pięćdziesiąt cztery lata Norman Cook (od połowy lat dziewięćdziesiątych tworzący jako Fatboy Slim) pod koniec XX wieku był niekwestionowanym numerem jeden w zestawieniu najpopularniejszych producentów i didżejów muzyki klubowej. Anglik miano to zawdzięczał w dużej mierze swojej drugiej płycie zatytułowanej „You’ve Come A Long Way, Baby” (1998; Skint). Materiał promowany był przez pięć oficjalnych singli, z których cztery trafiły do pierwszej dziesiątki najpopularniejszych utworów na Wyspach Brytyjskich. Były wśród nich takie tytuły, jak chociażby „The Rockafeller Skank” i „Right Here, Right Now”, których pierwsze takty tak mocno zapisały się w świadomości słuchaczy, że nawet dzisiaj, po prawie dwudziestu latach od premiery, trudno pomylić je z innymi numerami.
Jednak zanim urodzony w 1963 roku artysta mógł poszczycić się multiplatynowym albumem, dwa lata wcześniej zaskoczył wszystkich brzmieniem swojego debiutanckiego krążka „Better Living Through Chemistry” (1996; Skint). Nowe sceniczne alter ego dawało Cookowi dwie możliwości: po pierwsze, zwracało uwagę na jednoznaczne odcięcie się od muzycznej przeszłości (nie takiej złej, ponieważ pamiętać trzeba, że muzyk z projektem Beats International wskoczył na szczyt angielskiej listy przebojów), po drugie – umożliwiało sięgnięcie po brzmieniowe rozwiązania, które do tej pory z różnych powodów były unikane.
W lutym 1996 roku Fatboy Slim zadebiutował singlem „Everybody Needs A 303”, który tytułem w prostej linii nawiązywał do popularnego modelu syntezatora Roland TB-303 – podstawowego narzędzia producentów tworzących pod koniec lat osiemdziesiątych, którzy właśnie przy pomocy urządzenia japońskiej firmy Roland Corporation dali początek stylistyce acid house, co z kolei było sporym bodźcem do rozwoju muzyki elektronicznej. Jej przedstawicielem był oczywiście Norman Cook.
Utwór oparty na samplu pochodzącym z piosenki Edwina Starra „Everybody Needs Love” nie stał się wielkim przebojem (191. miejsce w Anglii), ale jego autorowi pozwolił przekonać do siebie miłośników muzyki klubowej, którzy z dużą aprobatą przyjęli specyficzny warsztat pracy producenta (mocne akordy, niezwykle starannie dobrane sample, balansowanie na granicy sukcesu artystycznego i komercyjnego) i poddali się niezwykłej energii płynącej z tej twórczości.
Minęły ponad dwie dekady i zmieniło się niewiele. Producenci do tworzenia muzyki wciąż potrzebują syntezatorów (także tak zwanej „trzysta trójki”). Muzyki z kolei potrzebujemy my, słuchacze. Można nawet rzec, że everybody needs Fatboy Slim, ale ten najzwyczajniej w świecie nie kwapi się do nagrywania i wydawania nowych płyt. Ostatni studyjny materiał „Here Lies Love” (zarejestrowany wspólnie z Davidem Byrne’em) ukazał się siedem lat temu. Panie Cook, czy to aby nie jest nadużywanie cierpliwości fanów? (MAK)