Krótka piłka #379: „Pinky Pinky EP”, „Modernistyczny horror”, „Hold Tight, I’m Flying”

Wakacje wakacjami, ale płyty same się nie zrecenzują.

Pinky Pinky „Pinky Pinky EP”
(2017; Innovative Leisure)
Niby mamy lato, niby nikt na ten okres nie planuje premier płytowych, a lista tytułów „do sprawdzenia” cały czas się wydłuża. Czasami są to nowości, innym razem zaległości. Do drugiej grupy należy debiutancka epka zespołu Pinky Pinky. Trzy nastolatki z Kalifornii swoją muzyką w prostej linii nawiązują do progresywnego rocka i psychodelii z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Otwierający płytę utwór „Ram Jam” w głośny i dobitny sposób ustawia słuchaczy do pionu, informując przy okazji, że przez najbliższe nieco ponad dziesięć minut mieć będą do czynienia z dziewczynami, które doskonale wiedzą, czego chcą. Ostry gitarowy klimat utrzymuje się także w „Hot Under Habit”, gdzie oprócz muzyki o pikanterię ociera się także utrzymany w dowcipnym tonie tekst. Garażowa, mistyczna ballada „Spiders” i zamykający całość „The Nest” (cover utworu Jeannie Piersol, który swoim folkowo-bajkowym klimatem odstaje nieco od reszty), dopełniają dzieła – wprawdzie nie zniszczenia, ale zaciekawienia już tak. Warto!

Kiev Office „Modernistyczny horror”
(2017; Nasiono Records)
Trio Kiev Office zaprezentowało nową płytę, która jeśli byłaby powieścią, to jej fabuła osadzona zostałaby w rodzinnej Gdyni. Grupa oprowadza słuchaczy po swoim mieście, stroniąc przy tym jednak od głównych szlaków turystycznych. Od zabytków i polecanych w przewodnikach miejsc trzymamy się z daleka. W swoich tekstach Michał Miegoń zabiera nas w podróż po okolicach darzonych sentymentem, na które nałożony zostaje mitologiczny filtr niczym na Drohobycz w prozie Brunona Schulza (coś nie mogę uwolnić się od tych literackich nawiązań, ale to chyba dlatego, że Kiev Office w swoim dorobku ma utwór pt. „Jerzy Pilch”). Wędrujemy po krzakach i miejskich zaułkach, przyglądając się skomplikowanym międzyludzkim relacjom, którym towarzyszy zawiła narracja świata codziennego. Od strony muzycznej zespół pozostaje wierny swoim wcześniejszym wyborom. Nowa płyta ponownie utrzymana została w alternatywnym i szorstkim klimacie, pełnej harmonii z brzmieniami przełomu wieków i trójmiejskiej rockowej tradycji, którą na przestrzeni lat tworzyły i pielęgnowały takie kapele, jak Apteka, Kobiet czy Tymański z The Transistors.

No Small Children „Hold Tight, I’m Flying”
(2015; Pootzakidmusic)
Zacząłem wpis od kobiecego zespołu i takim samym akcentem go też zakończę. Lisa, Nicola i Joanie na co dzień pracują w jednej z amerykańskich szkół podstawowych. Przez pięć dni są przykładnymi paniami nauczycielkami, uczą dzieci pisać, czytać i liczyć, jednak kiedy przychodzi weekend ubierają odważne kiecki, wykonują ostrzejszy makijaż, zabierają instrumenty muzyczne i na klubowej scenie – już jako rockowe trio No Small Children (brawo za nazwę!) – robią rozpierduchę. Aż chciałoby się dodać coś w stylu „drogi uczniu, pamiętaj, że nigdy nie wiesz, co twój nauczyciel robi po godzinach”, ale może zostać to odebrane nieco dwuznacznie. Wróćmy do No Small Children. O paniach głośniej zrobiło się w ubiegłym roku. Wszystko dzięki piosence tytułowej z remake’u filmu „Ghostbusters”. Dziewczyny poproszone zostały o wykonanie utworu, ale w dziwnych okolicznościach uwzględniony został on tylko jako tło napisów końcowych i nie trafił na oficjalną płytę z muzyką. W takich okolicznościach poznałem amerykańskie koleżanki po fachu i z nieskrywaną ciekawością sięgnął po ich ostatni longplay „Hold Tight, I’m Flying”. Wydana w 2015 roku materiał to trzeci album w dorobku pań. Krążek jest wypadkową melodyjnego gitarowego grania na granicy klasycznego rocka (numer tytułowy i „Jerk Song”), ska („Welcome To This World”) i kalifornijskiego punk rocka („Never That Far”). Słychać tutaj również echa twórczości ekipy Ramones, która zdaje się być muzycznym przewodnikiem kapeli z Los Angeles. Jednak „Hold Tight, I’m Flying” nie jest tylko zbiorem energicznych i podnoszących poziom decybeli numerów. Wśród dziesięciu numerów pojawia się także balladowy wyłom – „I See You Crying” – w którym Lisa udowadnia, że potrafi nie tylko krzyknąć, ale i zaśpiewać zmysłowym, soulowo-rockowym głosem. I szkoda tylko, że takich odskoczni na płycie nie pojawiło się więcej, ponieważ ubiegłoroczny materiał kobiecego tria, jako całość, przy trzecim-czwartym odtworzeniu zaczyna brzmieć bardzo monotonnie, co uznać trzeba za jego największy mankament. (MAK)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.