Jazzowy zlepek trzech osobowości.

Okładka płyty „Atrium” (foto: materiały prasowe)
Zaczynam od kwestii, którą należy wyjaśnić na samym początku, a na którą do tej pory (pomimo prawie dwóch miesięcy, jakie upłynęły od premiery albumu „Atrium”) jeszcze nikt nie zwrócił uwagi. Gdzie, przepraszam, to Trio Daniela Toledo? Jeśli tak zwane creditsy dołączone do płyty nie kłamią, materiał, owszem, nagrało trzech muzyków, czyli wspomniany już Toledo (bas) oraz Paul Svanberg (perkusja) i Piotr „Pianohooligan” Orzechowski (fortepian). I można by się na tym zatrzymać, przyznać rację, że skoro mamy zespół złożony z trzech muzyków, to jest to właśnie trio; nawet i Daniel Toledo Trio. Po co zatem adnotacja „&” po słowie Trio? Taki zapis wprowadza w błąd i informuje, jakoby album nagrany został przez trio (tj. Daniel Toledo Trio) oraz czwartego artystę, jakim w tym przypadku jest Orzechowski (adnotacja: & Pianohooligan). Gdzie podział się trzeci członek Tria pod wodzą ekwadorskiego basisty? W praktyce jest nim polski pianista, ale w takim razie nie powinien być on dodatkowo wymieniony. Ewentualnie, jeśli Toledo i Orzechowski pełnią w tej formacji rolę dwóch liderów, nazwa mogłaby brzmieć Daniel Toledo/Pianohooligan Trio (analogicznie: Pałka/Mika Quartet, gdzie obok Mateusza Pałki i Szymona Miki grają jeszcze Alan Wykpisz i Grzegorz Masłowski, a jednak nie zostają wymienieni w nazwie zespołu). Rzecz, na którą pewnie mało kto zwrócił uwagę, ale ja przed odtworzeniem krążka naprawdę szukałem informacji o nazwisku dodatkowego muzyka. Państwo z For Tune proszeni są o większą uwagę przy nazywaniu kolejnych wydawanych przez siebie projektów.
Dobrze, ale przejdźmy do tego, co najważniejsze, czyli muzyki.
Wydawnictwo For Tune przyzwyczaiło nas, słuchaczy, do łączenia osobowości, stylistyk oraz idei. Nie mam na myśli tylko bogatego katalogu zawierającego kilka kolorystycznych podkategorii, ale przede wszystkim pojedyncze płyty powstające często na zasadzie spajania odległych pojęć. Album „Atrium” zrodził się hołdując także tej zasadzie.
Wykorzystane przy nagraniu płyty instrumentarium składa się na klasyczne trio fortepianowe – muzyczny organizm wymagający skupienia, dobrego wyczucia i zrozumienia scenicznych partnerów. Bariery językowa lub kulturowa, które wydawać by się mogło, będą zakłócały porozumienie pomiędzy artystami, okazały się zupełnie bez znaczenia. Jazz jako wyższa forma dialogu? Zdecydowanie tak! „Atrium” to zresztą nie pierwszy, ale jeden z wielu na to przykładów.
Siedem kompozycji zawartych na albumie to rytmiczne jazzowe perełki. Pomimo występujących odwołań do improwizacji, kompozycje autorstwa Toledo cechuje ciągłe akcentowanie rytmu (nie powinno nas to dziwić – muzyk jest basistą). Zabieg ten pozwala na zgrabne połączenie frywolnych zapędów, tak charakterystycznych dla tego gatunku, z uproszczeniem (w żadnym wypadku nie w znaczeniu pejoratywnym) melodii, czego dobrym przykładem jest nagranie „Horyzont” (nawiasem mówiąc: moje ulubione z zaprezentowanego zestawu). Słuchając „Atrium” nie ma się wrażenia dźwiękowego przesytu i chaosu. Utwory dopieszczone są pod każdym względem, a ich budowa sprzyja harmonii. Melodie grane są z niezwykłą precyzją i zaakcentowaniem niuansów. Brawa w ty miejscu należą się nie tylko Toledo, jako autorowi, który dzięki tegorocznej płycie będzie postrzegany jako twórca dojrzały emocjonalnie i warsztatowo, ale także dla dwóch pozostałych instrumentalistów, którzy z pasją, oddaniem i finezją muzycznie zobrazowali to, co zrodziło się w głowie Ekwadorczyka (Pianohooligan momentami wyrasta na lidera zespołu, a Svanberg swoimi uderzeniami nie tylko spełnia rytmiczne założenia, ale robi to dodatkowo z lubianym przeze mnie skandynawskim minimalizmem).
To artystyczne „sklejenie” trzech osobowości świetnie wizualizuje także zdjęcie zdobiące okładkę płyty. Widać na nim oddzielone od siebie trzy elementy podłoża (gleby? zastygłej lawy? Przepraszam, ale trudno mi to stwierdzić; zobaczcie Państwo sami, okładkę załączam powyżej i poniżej), pasujące do siebie niczym kawałki puzzli i tworzące zarazem jedną całość. Świetny przykład na współistnienie i współgranie poligrafii albumu z jego muzyczną zawartością. (MAK)
|
*** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.