Przedstawiciele świata muzyki i sztuki mówią o najlepszych i ulubionych płytach 2016 roku.
Każda z zaproszonych osób na moją prośbę przedstawiła swój typ na najlepszą (ewentualnie – w razie trudności – ulubioną) płytę 2016 roku, dodatkowo krótko uzasadniając swój wybór. Jedni mieli problem z wytypowaniem pojedynczego tytułu, inni bez większego trudu wskazali swojego faworyta. Prośba o zamknięcie argumentacji w pięciu-sześciu zdaniach, co widać poniżej, nie zawsze była respektowana. Uważam jednak, że całej akcji wyszło to na plus.
Wypowiedzi prezentuję w kolejności zgodnej z otrzymywanymi odpowiedziami.
foto: facebook.com/Jazzpo
Stefan Nowakowski (basista, współzałożyciel zespołu Jazzpospolita)
Wybranie jednej płyty z 2016 roku okazało się zadaniem trudniejszym niż myślałem. Od pewnego czasu przestałem gonić za nowościami wydawniczymi, słuchałem więcej starszych rzeczy. Z tym większym zainteresowaniem przyglądam się corocznym posumowaniom, żeby nadrobić braki! Jakich nowych płyt słuchałem w ubiegłym roku? Radiohead „A Moon Shaped Pool”, Tortoise „The Catastrophist”, Garth Stevenson „Voyage”, Sławek Jaskułke „Senne”, czyli najnowszych albumów moich starych faworytów.
|
foto: Magdalena Znamionkiewicz
Dominik „Kudłaty” Pajewski (wokalista i lider zespołu Gorgonzolla)
Ciężko jest wybrać jeden album, który w 2016 roku zasłużył na miano „najlepszego”, przynajmniej w moim odczuciu. Wyszło dużo świetnych płyt, jednak jeśli miałbym wskazać jeden jedyny, który mnie wyjątkowo powalił na glebę, to będzie to Korn „The Serenity Of Suffering”. Zwątpiłem w Korna jakiś czas temu, jednak ich nowa płyta to faktycznie powrót do korzeni i to w świetnym stylu. Słychać, że powrócił Brian „Head” Welch, słychać, że grupa jest w świetnej formie i się ze sobą dogaduje. Nie mogę doczekać się koncertu w marcu!
|
foto. Paweł Topolski
Jola Więcław (fotograf, pracownik Biura Wystaw Artystycznych w Tarnowie)
„Grzegorz Ciechowski. Spotkanie z Legendą”. Nie wiem, czy akurat ta płyta zasługuje na miano najlepszej w 2016 roku, ale właśnie ta jest mi najbliższa. W październiku poprzez akcję crowdfundingową PolakPotrafi.pl wsparłam projekt, stając się tym samym współtwórcą tej pamiątki. Poza nagraniem podwójnego albumu CD/DVD z koncertem, powstał album fotograficzny dedykowany Ciechowskiemu i odbyła się wystawa. Koordynatorem i projektodawcą był Bruno Ciechowski, syn pielęgnujący pamięć o ojcu. To mnie wzruszyło. Akcja zakończyła się sukcesem, pomysł został sfinansowany przez darczyńców i powstały rzeczy piękne. A wszystko na koniec roku, kiedy to 22 grudnia minęło 15 lat od śmierci artysty.
Słucham tej muzyki niemal codziennie i codziennie tęsknię za innym coverem. Na przekór krytykom, najmocniej chyba za ostatnim, w wykonaniu Kayah – „Odchodząc”. Wyjątkowo rozumiem dlaczego wyśpiewała te emocje w ten właśnie sposób. Jestem pod wrażeniem nowych aranżacji Adama Sztaby.
Album fotograficzny „Grzegorz Ciechowski – Andrzej Świetlik” zajmuje honorowe miejsce na mojej półce. I jaki design! Premierze albumu towarzyszyła wystawa w Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki Czasu” w Toruniu. Niestety nie mogłam tam pojechać i bardzo żałuję, ponieważ poza kultowymi zdjęciami ze wspomnianego albumu Andrzej Świetlik udostępnił również inne, schowane od tylu lat |w szufladzie”. Jest to fotograf, z którym miałam okazję współpracować w Tarnowie, choćby przy okazji warsztatów czy wystawy grupy artystycznej „Łódź Kaliska”, której jest współzałożycielem.
Cóż, wyszło na to, że nadal pozostaję sentymentalna, ale mając do czynienia z taką sztuką, doznaję całej gamy emocji. Poza tym zrobiłam sondę i wyszło mi, że „pokolenie Z” nie zna lidera Republiki, Obywatela G.C. ani Grzegorza z Ciechowa, a tym bardziej Ewy Omernik. A szkoda…
|
foto: mat. prasowe
Kaees (raper, producent muzyczny, członek ekipy ElQuatro Nagrania)
Album, który wywarł na mnie największe wrażenie to bezkonkurencyjnie Ab-Soul „Do What Thou Wilt”. Nadworny szaman TDE kolejny raz udowadnia, że jest jednym z najmocniejszych (mój osobisty numer jeden) tekściarzy na scenie. Gry słowne, porównania, świadomość, szamańska warstwa muzyczna, przyćmieni goście, melodyjność to główne cechy „DWTW”. Wywołują one chęć włączania albumu znowu i znowu, i znowu… Jeśli szukasz, to właśnie masz przed sobą „szmaragd znaleziony za winklem”.
|
foto: mat. prasowe
Faiver (gitarzysta, wokalista, raper, producent muzyczny)
W 2016 roku największe wrażenie zrobiła na mnie płyta „Songs For Our Mothers”. To drugi album Fat White Family nagrany częściowo w studio Johna Lennona z pomocą jego syna – Seana. Dziwny mix krautrocka, psychodelii, folku i wszelkiego rodzaju obsesji. Brzmienia od Throbbing Gristle, Velvet Underground do Charlesa Mansona (w końcu muzyka!). Na świecie uznani za absolutne objawienie rock’n’rolla, w Polsce najwyżej podawani jako przykład konsekwencji uzależnienia od heroiny. Płyta równie niepokojąca co szczera.
|
foto: facebook.com/lublossom
Blossom (producent muzyczny)
W tym roku najczęściej słuchałem płyty (i do dziś słucham) Aesopa Rocka „The Impossible Kid”. Od jego poprzedniej płyty „Skelethon” minęły cztery lata, więc bardzo wyczekiwałem premiery nowego krążka. Tak jak przy premierach poprzednich płyt, nie zawiodłem się. Produkcję Aesopa zaskakują za każdym razem. Przede wszystkim uwielbiam w jego produkcjach sekcję rytmiczną. Płyta tekstowo (jak już zdążył nas przyzwyczaić) jest ciężka i do dziś spędzam wiele czasu na rozwikłaniu jego metafor, ale to właśnie w nim lubię. Album został wydany na podwójnym winylu – wydanie pierwsza klasa (mega okładka plus plakat plus różowy i zielony winyl)! Polecam jeszcze sprawdzić kanał Youtube Rhymesayers, gdzie możemy zobaczyć wideo do całego albumu Aesopa, które przedstawia „lalkowy” remake filmu „Lśnienie”.
|
foto: archiwum MC
Mateusz Czajka (producent muzyczny, członek zespołu So Flow)
Są pewne albumy, do których wracam przynajmniej raz w miesiącu. W 2015 roku był to bez wątpienia Ta-Ku „Songs To Make Up To”. Rok 2016 zaskoczył mnie nowym wydawnictwem A Tribe Called Quest, które swoim klimatem wgniata w fotel („Solid Wall Of Sound” z Eltonem Johnem!). Pod koniec roku wyszedł nowy J.Cole „4 Your Eyez Only”, gdzie ostatnie wersy utworu o tym samym tytule sprawiają, że przechodzi mnie dreszcz, posłuchajcie! Jednak najlepszym albumem 2016 roku bez wątpienia jest Ayala „Astrophase”. Pers i Zone przenieśli mnie do czasów, kiedy na moich głośnikach codziennie gościł Ohmega Whatts ze swoim „The Find”. Niesamowity, duszny, zakurzony klimat, eksplozja zajawki, brudne bity i tony ambitnego rapu. Masa genialnych instrumentali, ciężkich bębnów, mocnego rapu i pięknych wokali. Każdy utwór zupełnie inny, a jednak wszystko dopięte na ostatni guzik i bardzo spójne. To jest to, za co pokochałem ten gatunek i coś, co miało ogromny wpływ na moją własną twórczość. Gratulacje chłopaki! I dzięki Queen Size Records za to, co robicie!
|
foto: hotsband.pl
Mikołaj Poncyljusz (gitarzysta, kompozytor, lider zespoł HoTS)
Przy tak ogromnej ilości fantastycznej muzyki, która trafia do nas praktycznie codziennie, bardzo trudno jest wskazać jeden konkretny i najlepszy album 2016 roku. Natomiast z czystym sumieniem mogę polecić wszystkim krążek, który zasłuchałem w sposób absolutny w ubiegłym roku. Jest to płyta Wolfganga Muthspiela „Rising Grace” wydana przez najlepsze wydawnictwo na świecie – ECM. Swoboda improwizacyjna, delikatność, melodyjność i przede wszystkim geniusz indywidualny poszczególnych członków zespołu daje spójny i przemyślany efekt. Kompozycje, takie jak „Father and Sun” Muthspiela, czy skomponowany przez Mehldau’a utwór specjalnie na ten album „Wolfgang’s Waltz”, zaskakują swoją prostotą, ale sposób w jakie są zagrane oraz zaimprowizowane nie pozostawia żadnych złudzeń co do kalibru muzyków występujących na tym nagraniu. Całość bardzo długiego dwupłytowego albumu sprawia, że zaczynam czuć atmosferę studia, gdzie Muthspiel, Akimusire, Mehldau, Blade i Grenadier spotkali się specjalnie na to nagranie i staram się powoli zanurzyć w ich świat. Serdecznie polecam!
|
foto: facebook.com/
restrictflavourbeats
Restrict Flavour (producent muzyczny)
Jeśli chodzi o rok 2016, to nie musiałem długo zastanawiać się nad wyborem ulubionego albumu. Padło na „Ology” Gallanta. Poznałem go dzięki świetnemu remiksowi Ekaliego do singla „Weight In Gold”. Moim zdaniem to wspaniała propozycja ze względu na to, że ten krążek wcale mi się nie nudzi. Ma o wiele więcej do zaoferowania niż (genialne swoją drogą) single, potrafi zaciekawić słuchacza i zostać z nim na dłużej. Bezapelacyjnie zasłużona nominacja do Grammy.
|
foto: Pracownia Filmu i Fotografii Margot
Jarek Tucki (gitarzysta, wokalista, lider zespołu Jarek Tucki Trio)
Płyta roku 2016…. Kings Of Leon „Walls”. Każdy kolejny krążek KOL to nowe brzmienie, które w przypadku tego wydawnictwa zyskało zupełnie inny wymiar. Muzyka stała się niezwykle spójna i zróżnicowana. Bracia Followill coraz bardziej bratają się z ładnymi melodiami, spokojnymi dźwiękami. Nie jest to płyta na miarę „Only By The Night”, jest to zupełnie nowa historia, wyśpiewana przez Caleba. Nie potrafię przejść obok niej obojętnie.
|
foto: axunarts
Martyna Szczepaniak (wokalistka zespołu MA)
Z płytą roku jest trochę tak, jak z pytaniem „a Ty jakiej muzyki słuchasz?” – trudno powiedzieć. A w mijającym roku bogactwo muzyki było (nadal jest!) tak wielkie, że ciężko coś z tego dla siebie wyjąć i postawić na piedestale. Jednak muszę stwierdzić, że Robert Glasper zawsze robił na mnie niesamowite wrażenie tym, co potrafi z siebie dać czy dodać jako muzyk i kompozytor, a i tym razem nie zawiódł. Album „Everything’s Beautiful” ma u mnie miejsce pierwsze. Za świetne aranżacje utworów Milesa Davisa, za głosy i całą śmietankę, która towarzyszy tym aranżacjom. Za innowacyjność i niepójście najprostszą drogą coverowania, dzięki czemu daje nowe spojrzenie na jazz dla tych, którzy sądzili, że klasyk to klasyk i dla tych, którzy jazzu nigdy nie tykali.
|
foto: kadr z klipu
Przemek Zdunek (wokalista, gitarzysta, lider zespołu The Cuts)
Płyta roku 2016? Nie mam najmniejszych wątpliwości. To może być tylko jedna płyta. I pewnie nie jestem odosobniony w tym przekonaniu. To „Blackstar” Davida Bowiego. Płyta piękna, genialna i doskonała w każdym aspekcie. Nie będę pisał o tym, jaka jest dojrzała, intrygująca i pełna niespodziewanych zwrotów i rozwiązań, bo do tego David Bowie przyzwyczaił nas już dawno. Śmiem twierdzić, że pożegnalny album Bowiego to jedna z lepszych, jeśli nie najlepsza jego płyta. W minionym roku dane było mi usłyszeć jeszcze kilka bardzo dobrych płyt, zarówno polskich, jak i zagranicznych. Jednak w porównaniu z „Czarną Gwiazdą” wszystkie wypadają, delikatnie mówiąc, tak sobie.
|
foto: Sławek Przerwa;
marcinciupidro.bandcamp.
com
Marcin Ciupidro (kompozytor, wibrafonista)
Pękala Kordylasińska Pękala „Utwory na perkusję i urządzenia elektroakustyczne”. Brzmienie instrumentów perkusyjnych, głównie marimby i wibrafonu połączone z elektroniką w wykonaniu pary jednych z najbardziej cenionych perkusistów w kraju – Magdy Kordylasińskiej-Pękali i Miłosza Pękali. Muzyka zaprezentowana na płycie wpisuje się mniej lub bardziej w nurt minimal music.
Zaletą albumu jest nie tylko doskonałe wykonanie, ale także dobór repertuaru. Oprócz nieco groteskowych kompozycji Felixa Kubina, na płycie znajdziemy „The Black Page No.1” Franka Zappy, oryginalnie skomponowany na flet „Vermont Counterpoint” Steve’a Reicha czy napisany przez amerykańskiego perkusistę Thymme Jonesa „Smells Like Victory”. Jednym z moich faworytów jest „Modular 1” Miłosza Pękali – jedyna autorska kompozycja na płycie, w której marimba i wibrafon imitują rytmicznie dźwięki syntezatora, ale grają też bardzo zgrabnie napisane, czasami zapętlone linie melodyczne. Polecam!!!
|
foto: archiwum MM
Mariusz Maurycy (PR-owiec Wytwórni Krajowej, szef Maurycy MGMT, menadżer m.in. Małych Miast i zespołu Niechęć)
Blood Orange „Freetown Sound”. W ubiegłym roku Frank Ocean proponował wycieczkę po jego muzycznym strumieniu świadomości, a siostry Knowles na różne sposoby uwrażliwiały na problemy społeczności afroamerykańskiej. Jednak w obu kategoriach nikt nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak Devonté Hynes. Już kozacki bit pierwszej piosenki („Augustine”) nie bierze jeńców i pokazuje, że mamy do czynienia z producenckim majstersztykiem – słowem-kluczem jest tu zdecydowanie czułość.
Z przyczyn, o których mogę tylko gdybać, żadna z gościnnych wokalistek nie jest wymieniona w trackliście przy tytułach, a mamy tu: Debbie Harry (Blondie), Nelly Furtado, Carly Rae Jepsen oraz Empress Of. Być może wynika to z tego, że każda z nich została tak osadzona w danej piosence, jakby była swoistym wzmocnieniem przekazu samego Hynesa, a nie osobnym głosem. Ciekawy zabieg w kontekście albumu poruszającego kwestie tożsamości.
|
foto: facebook.com/
marekpiowczyktrio
Marek Piowczyk (gitarzysta, wokalista, lider zespołu Marek Piowczyk Trio)
Wybór najlepszej płyty roku 2016, ze względu na ogrom genialnej muzyki jaka w tym czasie powstała, wydaje się niemożliwy. Gdybym musiał jednak wybrać w ścisłej czołówce znajdzie się debiutancki album Jacoba Colliera „In My Room”. Absolutnie wyjątkowa muzyka absolutnie genialnego artysty. Totalna świeżość pomysłów, zabawa harmonią i łączeniem głosów, nieprzewidywalność formy, miks cyfrowych brzmień z tradycyjnymi instrumentami, przemieszanie gatunków przy zachowaniu melodyjności i łatwości odbioru przekazu powodują chroniczny opad szczęki słuchacza. Czy muszę dodawać, że wszystkie numery zostały zaaranżowane, nagrane i wyprodukowane w całości przez 23-letniego Colliera w jego pokoju? Panie i Panowie – czapki z głów, bez cienia wątpliwości.
|
foto: archiwum BM
Beata Motuk (fotograf)
Kiedy wpada się w internetowy wir poszukiwań nowych dźwięków, człowiek uświadamia sobie jak wiele świetnej muzyki powstaje na świecie. Miano najlepszej, według mnie, bezapelacyjnie nosi płyta „Dawn” RY X, do której wracam nieustannie z ogromną przyjemnością. To, co tworzy ten człowiek, może być nazwane mianem dźwięków z innej, pięknej planety. Delikatny, a jednocześnie niesamowicie przestrzenny i zdecydowany wokal przeplata się z świetnymi brzmieniami, gdzie elektronika jest dodana w perfekcyjnym wysmakowaniu i umiarze. Alternatywa, która może porwać Ciebie w poetycką podróż właśnie tam, gdzie chcesz dotrzeć. Twórczość artysty, jak i całą nową płytę, doskonale podsumowuje cytat: „RY X was a seed that was planted, gently watered and nurtured. And it has grown, and blossomed. It has already grown beyond what I initially imagined” („RY X był ziarnem, które zostało zasiane, delikatnie podlewane i pielęgnowane. I to wzrosło, i rozkwitło. To aktualnie przerosło poza to, co początkowo sobie wyobrażałem”). Usłyszeć go na żywo, to spełnienie pragnienia duszy.
|
foto: archiwum MK
Malwina Kołodziejczyk (jedna z najciekawszych saksofonistek młodego pokolenia, studentka duńskiego konserwatorium)
Jacob Anderskov „Resonance”. Album, który wybrałam jako ten jedyny, na pewno warto poznać. Wysłuchać ze skupieniem, delektując się detalami, kolorami, kompozycjami na najwyższym poziomie, przeplatanymi pięknymi partiami improwizowanymi. Nie wiem czy jest to najlepszy album 2016 roku, bo nie słyszałam wszystkich wydawnictw z zeszłego roku, ale niewątpliwie dzięki dźwiękom w nim zawartym rok 2016 był nieco lepszy i bogatszy w pozytywne doświadczenia. |
foto: Angelika Jakociuk
Lena Romul (wokalistka, saksofonistka, laureatka głównej nagrody festiwalu Jazz Juniors 2009)
Nie napiszę tutaj o składzie. O stylu muzycznym. O brzmieniu. O soundach. O saksofonie. O jazzie. O harmoniach. Dlaczego taki wybór. Co mnie ujęło. Ważniejsze jest to, że na serio usłyszałam tę płytę jak on jeszcze żył (trudno w takich momentach nie lubić serwisów streamingowych), a chwilę później też na serio umarł. A jak pierwszy raz słuchałam (przecież nie wiedząc, że zaraz umrze), to się rozmarzyłam, zaniemówiłam. To dzieło od pierwszej nuty.
Mąż mi puścił w samochodzie.
– Wiesz z kim Bowie nagrał najnowszą płytę? Nie?
Jakby… nie interesowało mnie to, o dziwo, tego dnia. Teoria była zbędna.
Uwielbiam tę siłę, która przy niektórych albumach muzycznych wręcz wewnętrznie zmusza mnie, by przesłuchać od początku do końca. Udało się wtedy!
A potem umarł. I nic już nie nagra. Niech lata w szczęściu.
„Blackstar”, David Bowie, premiera 8.01.2016.
PS Teraz przecież też znowu słucham tego albumu. Matka Polka, przy zupie, z uśpionym dzieckiem, znalazłam chwilę dla siebie na muzyczną ucztę (!), trochę się wzruszam. |